Ed
Sheeran
wraca
do
Polski.
Mało tego.
Edward Christopher Sheeran wraca do Polski, żeby TUTAJ dać drugi w tym roku koncert i żeby właśnie U NAS zakończyć swoją trasę koncertową!!! Aaaaa!!!
Edward Christopher Sheeran wraca do Polski, żeby TUTAJ dać drugi w tym roku koncert i żeby właśnie U NAS zakończyć swoją trasę koncertową!!! Aaaaa!!!
Wszystkie te słowa mimowolnie wypowiedziałam na głos, ostatnie zdanie wręcz wykrzyczałam, po czym zaczęłam piszczeć jak głupia, co skutecznie zwabiło zaspaną Lenę do mojego pokoju.
- Że co...? Co Ty tam tak krzyczysz? Stara... dajże się wyspać... - zamruczała zaspanym głosem otwierając powoli drzwi.
- Lena!!! - zdarłam się na cały głos. Byłam niemalże w stu procentach pewna, że obudziłam wszystkich sąsiadów w bloku - Będzie kolejny koncert Eda!!! Rozumiesz to?!?!
- Co?! - zauważyłam lekkie iskierki w jej oczach a kąciki ust delikatnie drgnęły do góry - Co to gadasz....
- No poważnie mówię!!! Patrz!!! - cały czas krzycząc pokazałam jej tweeta który był niezbitym powodem do mojej nieogarnionej radości.
- Wow... No to... zarąbiście! - zdziwiła się.
- Zarąbiście?! Nie znasz innych słów?! Lena! Czy ty rozumiesz co tu pisze?! To nie będzie zwykły koncert!!! Tutaj pisze, że Ed wraca do Polski, żeby właśnie tutaj zakończyć swoją trasę koncertową!!! To będzie wyjebane w kosmos!!!
- Kurde... Masz racje!... Jedziem tam! - chyba zaczynała podzielać mój entuzjazm bo jej lekki uśmiech zmienił się w wielki wyszczerz od ucha do ucha.
- Dzwonie do Michała!
- Jest druga w nocy...
- No i? Myślisz, że ON będzie miał mi to za złe? O ile zakład, że ucieszy się jeszcze bardziej niż ja?
Lena popatrzyła na mnie jak na wariatkę po czym pokręciła głową, wybuchnęła śmiechem i wyszła. Słyszałam jej chichotanie nawet przez zamknięte drzwi jeszcze dobre 10 minut. Tymczasem ja, chwyciłam za telefon i wybrałam numer...
- Michał!!! - zdarłam się do słuchawki, zanim pomyślałam, że jest na pewno zaspany i może się nieźle wystraszyć - Nie zgadniesz co się stało!!!
- Weronika?! Co jest? - usłyszałam jego przerażony, zachrypnięty i zaspany głos.
- Ed właśnie napisał na twitterze że będzie kolejny koncert w Polsce!
- Że co?! - słyszałam jak zrywa się z łóżka, jego zdyszany oddech który był skutkiem walki z pościelą i jego serce, które zaczyna walić tak, że słyszę go nawet przez słuchawkę telefonu - Żartujesz sobie ze mnie?!
- Michał! Z takich rzeczy się nie żartuje! Mówię jak najbardziej serio!
- Kiedy i gdzie?!
- 12 września, ale jeszcze nie wiadomo gdzie... Może tym razem w Krakowie?!
- O mój Boże, byłoby cudownie!
- Czujesz to? Wiesz co jeszcze napisał? Że to będzie ostatni koncert z trasy Multiply!
- Poważnie?!
- Tak! Przyjeżdża do POLSKI żeby tutaj ZAKOŃCZYĆ swoją trasę koncertową!!! Aaaa! - znów zaczęłam piszczeć niczym dziesięciolatka na widok swojej idolki.
- Wow... - westchnął.
- Wow... - powtórzyłam już nieco spokojniej, ale nadal podekscytowana jak nigdy wcześniej w życiu. Nawet wiadomość o koncercie w Warszawie mnie tak nie uradowała - wtedy tylko płakałam ze wzruszenia. Pamiętam jak dziś... 15 września tweet o zainicjowaniu trasy europejskiej w naszych okolicach...
Zapadła cisza.
Zapadła cisza.
- Mihey... - zaczęłam, celowo zwracając się do niego pod pseudonimem - Wiesz co to dla Ciebie oznacza...?
- Niewyobrażalną szansę która już nigdy może się nie powtórzyć....
- Dokładnie - przytaknęłam - A ja już się postaram, żebyś jej nie zmarnował. Teraz idź już spać jutro to obgadamy...
- Masz racje, ale myślisz, że ja teraz usnę?!
- Przynajmniej się postaraj - zachichotałam.
- Dobranoc, do jutra, buziaki - pożegnał się.
- Przynajmniej się postaraj - zachichotałam.
- Dobranoc, do jutra, buziaki - pożegnał się.
- Buziaki, do jutra - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Jeszcze chwilę nie mogłam ochłonąć. Gapiłam się w ten tweet jak głupia, przez co chyba poleciały mi łzy. Albo z gapienia się w rażący ekran albo... ze wzruszenia. W końcu, po ponownym obejrzeniu na youtube całego warszawskiego koncertu i po dłuższej chwili rozmyślań, ze zmęczenia zasnęłam.
Prawie już zaczynało świtać...
Prawie już zaczynało świtać...
- Ale się dzieje... Nareszcie coś ciekawego! - zaczął Michał już od progu.
- Masakra... - westchnęłam witając się z moim ukochanym.
- Nadal nie wierzę.
- Spoko, ja też. To jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Chyba sobie to wydrukuje i powieszę na ścianie - zaśmiałam się.
- Dzwonili dziś zanim wyszedłem z domu, Ci goście od festiwalu. Potwierdzili swoją propozycję i zapytali o moją decyzję. Oczywiście się zgodziłem, a oni powiedzieli mi, że właśnie zapadła decyzja jaki zespół mam supportować.
- No i? - zapytałam dociekliwie
- Enej - uśmiechnął się.
- Co ty gadasz... - zdziwiłam się - Trochę nie w Twoim stylu, ale czemu nie... W sumie, to nawet bardzo ich lubię - uśmiechnęłam się.
- To znaczy, to nie ma być taki typowy support, bardziej rozgrzewka. Będę po prostu występował przed nimi, mam za zadanie rozkołysać i rozgrzać publiczność, łatwizna - zaśmiał się - Przy okazji coś tam się polecić, i tak dalej... 8 piosnek w tym 3-4 swoje autorskie, reszta dowolnie - mogą być covery.
- Osiem?! To dużo! Super! Wiesz już co zagrasz?
- Tak, aczkolwiek nie. W sensie że... jeszcze się zastanawiam. Na pewno chcę zagrać Give Me Love, You Need Me I Don't Need You, Bloodstream. Tyle z repertuaru Eda, nie chcę przesadzać.
- Świetnie! Wybrałeś naprawdę najlepsze piosenki! Co jeszcze?
- Myślałam coś o Maroon 5 albo Taylor Swift albo Jamesa Baya. Grałem co nieco, "One More Night" wrzucałem nawet na swój kanał... Ma całkiem sporo wyświetleń.
- Może "Shake It Off" od Taylor? Większość ludzi to zna i nawet całkiem jest żywe jest, myślę, że im się spodoba! - zaproponowałam.
- Dobra myśl. W takim razie zagram to i faktycznie "One More Night" tylko... taką wersję akustyczna. Tam są całkiem spore możliwości wokalne, może komuś zaimponuję - przytaknął.
- Tak, zgadzam się. Mamy więc pięć piosenek, co z resztą?
- Reszta ma być moja autorska. Myślałem o "Good", "Love or friends" albo "Sunshine". Napisałem je z rok temu, mają najwięcej wyświetleń spośród moich twórczości.
- Masz gitarę - zagraj! - podałam mu instrument po czym zatopiłam się w dźwiękach jego głosu.
Brzmiał świetnie, ale było kilka rzeczy do oszlifowania.
- Graham!!! - krzyknęłam donośnie, by już po chwili usłyszeć radosne sapanie i sprint najukochańszego psa na świecie. Do tej pory nie rozumiem jak udało mu się opracować sposób wydostawania się ze swojego kojca znajdującego się przed blokiem. Mam nadzieję, że uciekał z niego tylko wtedy kiedy ja go wołałam. Inteligentne z niego psisko. Gdy przybiegł do mnie i zaczął się łasić w podziękowaniu za zapewnienie mu rozrywki, zapięłam smycz na jego obroży, pogłaskałam go i szepnęłam:
- Czas najwyższy żebyś się trochę rozruszał kochany leniuchu! - po czym lekko szarpnęłam smycz a pies posłusznie pobiegł za mną. Towarzyszył mi wiernie całą drogę nad staw. Dawno tutaj nie byłam. A potrzebowałam przemyśleć kilka spraw
Atmosfera jaka panowała w tym miejscu za każdym razem sprawiała, że chciałoby się tutaj zamieszkać i zostać już na zawsze i wpatrywać się w tą spokojną niczym nie zmąconą taflę wody. Dzisiejsza pełnia księżyca jeszcze bardziej dodawała uroku temu miejscu.
Przypomniałam sobie jak przychodziłam tutaj rozmyślać o miłości, kiedy jeszcze nie byłam z Michałem. Paradoksalnie, nie było to aż tak dawno temu, a tyle się zmieniło. Przyznaję, zakochałam się po uszy. Z tym że... dalej nie wiem czy to dobrze. Tak w ogóle, dlaczego my jesteśmy razem? Czy to jest serio miłość czy może właśnie, tylko zauroczenie?
Tak romantyczko, od razu miłość, będziecie razem już do śmierci bla, bla, żyli długo i szczęśliwie. Błagam cię, Wera, skończ... ale...
Z jednej strony, gdy myślałam o Michale, nie mogłam się pozbyć uśmiechu na twarzy i szczęścia, które aż kipiało ze mnie i rozpierało mnie od środka. Gdy byłam blisko niego czułam ciary na całym ciele, zawsze mieliśmy temat do rozmowy, potrafiliśmy godzinami śmiać się z tej samej rzeczy, ale też leżeć razem na jednej sofie i milczeć godzinami napawając się po prostu tą błogą ciszą i wzajemną obecnością. Trwać wtuleni w siebie i myśleć o wszystkim i o niczym. Po prostu spędzać czas, cieszyć się chwilą i nie myśleć o jutrze. Nie myśleć o przyszłości, o tym co w niej będzie dobrego a co złego...
Z drugiej jednak strony, bałam się. Najzwyczajniej w świecie się po prostu bałam. Bałam się jak cholera. Tak, bałam się. Nie tego, że mnie zostawi, że mnie zdradzi, że mnie wyśmieje, że może mnie oszukiwać i tak naprawdę to tylko jest ze mną bo chce się ze mną zabawić, i inne takie tam, błahostki, tak to nazwijmy. Bałam się, że mogę stracić jedyne aktualne źródło szczęścia w moim życiu. Bałam się, że zostanę na tym świecie sama. Oprócz Michała i Leny nie mam nikogo. A po ostatnim incydencie Leny, boję się, że ją też kiedyś niespodziewanie mogę stracić. Bałam się i nadal boję się. Nie wiem czym mogę mu ufać w stu procentach...
Nigdy wcześniej się tak nie czułam, być może dlatego, że nigdy wcześniej nie byłam w związku. Nie miałam powodzenia u chłopaków, a ci których znałam i lubiłam, mieli inne ideały dziewczyn. Wysportowane, z długimi, pięknymi, gęstymi włosami, idealną, słodką buźką, nienagannym makijażem, rozczulającym uśmieszkiem, lekko niepoważne i zawsze uśmiechnięte. Praktycznie żadna z tych cech do mnie nie pasowała. Mimo iż starałam się z dnia na dzień pracować nad sobą, nikt tego nie zauważał. Dopóki nie pojawił się Michał. Naprawdę wydaje mi się, że on jest inny. No ale - właśnie - to mi się tylko WYDAJE. Tak naprawdę, w życiu można liczyć tylko na siebie. Mówił mi wiele razy, że nie zwraca aż tak uwagi na wygląd, liczy się dla niego bardziej charakter - być może to przez to, że sam ma zaniżoną samoocenę przez tą rudą burzę na swojej głowie. Nie doceniał siebie ale był bardzo atrakcyjny. Widać to było po jego profilach na portalach społecznościowych. Dostawał mnóstwo wiadomości od fanek o różnych treściach.
Nadal nie mogłam zrozumieć za co on mnie docenia. Muszę go o to zapytać.
Z takim postanowieniem skończyłam trening i wróciłam do domu.
Gdy dotarłam po drzwi i zdyszana weszłam do środka, pierwsze co zobaczyłam to Lenę, krzątającą się w pośpiechu po całym mieszkaniu.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytałam zdezorientowana próbując przypomnieć sobie czy mówiła mi o jakimś dzisiejszym wyjściu.
- No stara, nie pamiętasz? - wcisnęła się do przedpokoju by przy wiszącym tam lustrze poprawić swój i tak już ostry i wyzywający makijaż - Ognisko klasowe!
- Co.. co? - wydusiłam próbując wydostać się z ciasnej powierzchni korytarzyka - Co? Czy ja o czymś nie wiem?
- No jak to stara, przecież dziś jest klasowe ognisko pomaturalne, Krzysiek mnie zapraszał, no wiesz, ten co zarywałam do niego przez całe liceum - Dziś w Karczmie Przecławskiej niedaleko za miastem, taka fajna miejscówa na grilla.
- Pierwsze słyszę. Ale mniejsza z tym. Muszę iść z Tobą, czekaj...
- Ale Weronika... ja już jestem gotowa do wyjścia a Ty? - spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
- Lena, ostatnio zawiodłaś moje zaufanie. Czekasz na mnie albo wiesz co... Chcesz stracić dach nad głową?
- No bez przesady!
- Wcale nie. Muszę tam iść z Tobą bo jeśli znowu doprowadzisz się do stanu nadmiernego upojenia alkoholowego ja nie zamierzam po raz enty w tym roku wzywać karetki! - spiorunowałam ją wzrokiem.
- To było dawno i nieprawda... - zaczęła się bronić.
- Właśnie że niedawno i prawda. Lena, bez dyskusji, samej Cię tam nie puszczę. Poza tym wiesz jacy są niektórzy chłopacy z naszej klasy...
- No właśnie wiem... Przystojni... Pociągający... - rozmarzyła się.
- Są głupi!
- No chyba kpisz! Na pewno nie Krzysiek!
- A on to w szczególności!
- Nie pozwalam Ci tak o nim mówić! Nie znasz go!
- A Ty go znasz?
- Tak! Skończ już to kazanie i się zbieraj. Nie wypada się spóźnić, poza tym taksówka już czeka!
- Piętnaście minut i jestem gotowa.
Przewróciła oczami i ciężko westchnęła, ale nie miała wyboru, bo zamknęłam mieszkanie od środka i zabrałam jej komplet kluczy, który szybko przechwyciłam z półki w salonie. Teatralnie pomachałam jej nimi przed oczami po czym zamknęłam się w łazience i weszłam pod prysznic.
Szybka kąpiel, ekspresowe suszenie włosów, lekki makijaż, pierwsza lepsza sukienka wyjęta z szafy, do tego wygodne trampki i outfit na wyjście gotowy. Zajęło mi to wyjątkowo mało czasu - zaledwie dwadzieścia minut. To i tak chyba najszybsze jak dotąd w mojej historii wyszykowanie się do wyjścia.
Do Karczmy weszłyśmy z lekkim spóźnieniem. Było tam naprawdę mnóstwo różnych osób. Majowy sezon grillowy rozpoczął się już chyba na dobre więc skutkowało to ogromnymi kolejkami i zapełnionymi stolikami.
- Chodź! - Lena chwyciła mnie za rękę - Mamy miejsce na zewnątrz!
Posłusznie ruszyłam za nią. Po chwili uporczywego przebijania się przez tłum gości lokalu przebiłyśmy się na taras z którego schody rozchodziły się w kilka ścieżek. Moja przyjaciółka automatycznie poprowadziła mnie w jedną z nich a po chwili dreptania po białych kamykach znalazłyśmy się za rogiem budynku przy miejscu ogniskowym. Ujrzałam grono moich dawnych znajomych.
- Czeeeść! - Lena przywitała się entuzjastycznie ze wszystkimi.
- Cześć! - rzuciłam sekundę po niej już trochę mniej radośnie i z lekko wymuszonym uśmiechem.
- No nareszcie! - zaśmiał się Piotrek, dawny przewodniczący klasy - No to co, chyba jesteśmy już wszyscy nie? - rozglądnął się wokół - Tak, kto miał być to jest, zaczynamy! Na początek, wszyscy po piwku na dobry humor, nie? - zaśmiał się, a tłum nastolatków z Leną na czele, zawtórował mu. Zmroziłam ją wzrokiem.
- Lena... - zaczęłam, ale ta nie dała mi skończyć.
- Daj spokój, zabaw się! Mamy wakacje! Ciesz się chwilą! - zaśmiała się po czym przesiadła się do sąsiedniej ławki by flirtować z Krzyśkiem. Świetnie, czyli zostałam sama. Rozglądnęłam się wokół by ocenić sytuację i szansę na rozmowy z kimkolwiek. Obok mnie siedziała Nadia, klasowa pozerka, obok niej jej przyjaciółeczki Elka i Lidka. Plotkowały w swoim mały gronie i co chwilę wybuchały przerażająco złośliwym śmiechem. Nie, one odpadają. Spojrzałam w lewo. Po tej stronie siedziała Natalia i Wiktoria. One były całkiem spoko, trochę zbyt ambitne ale z nimi przynajmniej dało się porozmawiać o czymś sensownym. Dosiadłam się więc do nich i zajęłam rozmową nawet nie zauważając jak Lena znika mi z oczu razem z Krzyśkiem. A to był dopiero początek katastrofy...
Godziny mijały, a ja w międzyczasie sącząc jedno smakowe piwo - by nie odstawać od reszty i przegryzając grillowaną kiełbaskę - nadal rozmawiałam z Natalią i Wiktorią. Tak minęły mi dwie godziny, nawet nie zorientowałam się kiedy. O dziwo całkiem sympatycznie prowadziło się z nimi konwersację. Wspominałyśmy lata liceum i rozmawiałyśmy trochę o przyszłości. Niedaleko nas, na małym tarasie który był wyznaczony do zabawy tańczyła znaczna część naszej klasy. Dopiero wtedy, lustrując bawiące się towarzystwo, zauważyłam, że nie ma tam Leny ani tym bardziej Krzyśka. Aby rozruszać kości wstałam i poinformowałam dziewczyny, że idę się przejść. Tak naprawdę, moim zamiarem było pójście do łazienki i znalezienie Leny. Krążąc po restauracji i szukając Leny, co chwilę napotykałam pary klasowe które zdecydowanie cieszyły się chwilą i słodko okazywały sobie miłość poprzez namiętne pocałunki. Gdy wreszcie dotarłam do łazienki poczułam lekkie wibracje w torebce. Wyjęłam telefon i ujrzałam smsa od Leny "Jestem u Krzyśka w mieszkaniu, wrócę rano, nie martw się wszystko będzie dobrze, jestem trzeźwa" Uspokoiło mnie to i jednocześnie zaniepokoiło. Czyli plan Leny się udał i podryw zadziałał. Postanowiłam się tym zbytnio nie przejmować i wrócić do domu, skoro i tak nie miałam tutaj ciekawego towarzystwa. Zadzwoniłam więc po taksówkę. Czekając na nią wróciłam na taras, pożegnałam się z niektórymi i wyszłam przed karczmę by czekać na transport.
W nocy pojawiła się informacja o biletach na koncert. Okazuje się, że ponownie odbędzie się on w Warszawie, ale tym razem w innym miejscu. Zaszczytnym miejscem które miało ugościć Sheerana miał być prawdopodobnie Stadion Narodowy lub w razie niewyprzedania biletów inna, mniejsza hala. Niesamowite! Koncert na miarę Wembley! Czyżby organizatorzy spodziewali się takich tłumów na koncercie w Polsce? Ach no tak, zapomniałam. Przecież to koncert kończący trasę! Na bank przyjedzie mnóstwo ludzi z innych krajów... Oby tylko udało nam się zdobyć jakiekolwiek bilety, i oby nie rozeszły się tak jak ostatnio, w godzinę... Według ogłoszenia, wejściówki miały być dopuszczone do sprzedaży za trzy dni, od godziny 12:00. Ciekawe jakie ceny, skoro to stadion? Nieważne, będę w stanie zapłacić każdą cenę byleby tylko tam być. Siedziałam jeszcze chwilę przed komputerem przeglądając facebooka i twittera, po czym poszłam do łazienki by zmyć makijaż i ułożyłam się do spania.
Lena wróciła nad ranem. To znaczy, tak mi się przynajmniej wydawało, bo gdy rano wstałam i udałam się do łazienki, przechodząc przez salon zauważyłam ją przykrytą starannie kocem i śpiącą na kanapie. Uśmiechnęłam się na jej widok widząc, że jest w jednym kawałku.
Obudziła się dwie godziny później z porządnym kacem.
- Kac morderca? - zaśmiałam się widząc jak daremnie próbuje podnieść się z kanapy po czym znów bezwładnie opada na nią.
- Nawet... nie zdajesz sobie... sprawy... au, jak mnie.... głowa boli... - powiedziała powoli, robiąc pauzę prawie po każdym słowie.
- To pięknie zabalowałaś, widzę, że romantyczna noc udana - zachichotałam.
- Jaka romantyczna noc? - westchnęła masując sobie skronie.
- No... z Krzyśkiem!
- Aaa, tak. Jasne... - wymruczała cicho podnosząc się wreszcie z kanapy.
- Coś nie tak? - zapytałam.
Brzmiał świetnie, ale było kilka rzeczy do oszlifowania.
- Graham!!! - krzyknęłam donośnie, by już po chwili usłyszeć radosne sapanie i sprint najukochańszego psa na świecie. Do tej pory nie rozumiem jak udało mu się opracować sposób wydostawania się ze swojego kojca znajdującego się przed blokiem. Mam nadzieję, że uciekał z niego tylko wtedy kiedy ja go wołałam. Inteligentne z niego psisko. Gdy przybiegł do mnie i zaczął się łasić w podziękowaniu za zapewnienie mu rozrywki, zapięłam smycz na jego obroży, pogłaskałam go i szepnęłam:
- Czas najwyższy żebyś się trochę rozruszał kochany leniuchu! - po czym lekko szarpnęłam smycz a pies posłusznie pobiegł za mną. Towarzyszył mi wiernie całą drogę nad staw. Dawno tutaj nie byłam. A potrzebowałam przemyśleć kilka spraw
Atmosfera jaka panowała w tym miejscu za każdym razem sprawiała, że chciałoby się tutaj zamieszkać i zostać już na zawsze i wpatrywać się w tą spokojną niczym nie zmąconą taflę wody. Dzisiejsza pełnia księżyca jeszcze bardziej dodawała uroku temu miejscu.
Przypomniałam sobie jak przychodziłam tutaj rozmyślać o miłości, kiedy jeszcze nie byłam z Michałem. Paradoksalnie, nie było to aż tak dawno temu, a tyle się zmieniło. Przyznaję, zakochałam się po uszy. Z tym że... dalej nie wiem czy to dobrze. Tak w ogóle, dlaczego my jesteśmy razem? Czy to jest serio miłość czy może właśnie, tylko zauroczenie?
Tak romantyczko, od razu miłość, będziecie razem już do śmierci bla, bla, żyli długo i szczęśliwie. Błagam cię, Wera, skończ... ale...
Z jednej strony, gdy myślałam o Michale, nie mogłam się pozbyć uśmiechu na twarzy i szczęścia, które aż kipiało ze mnie i rozpierało mnie od środka. Gdy byłam blisko niego czułam ciary na całym ciele, zawsze mieliśmy temat do rozmowy, potrafiliśmy godzinami śmiać się z tej samej rzeczy, ale też leżeć razem na jednej sofie i milczeć godzinami napawając się po prostu tą błogą ciszą i wzajemną obecnością. Trwać wtuleni w siebie i myśleć o wszystkim i o niczym. Po prostu spędzać czas, cieszyć się chwilą i nie myśleć o jutrze. Nie myśleć o przyszłości, o tym co w niej będzie dobrego a co złego...
Z drugiej jednak strony, bałam się. Najzwyczajniej w świecie się po prostu bałam. Bałam się jak cholera. Tak, bałam się. Nie tego, że mnie zostawi, że mnie zdradzi, że mnie wyśmieje, że może mnie oszukiwać i tak naprawdę to tylko jest ze mną bo chce się ze mną zabawić, i inne takie tam, błahostki, tak to nazwijmy. Bałam się, że mogę stracić jedyne aktualne źródło szczęścia w moim życiu. Bałam się, że zostanę na tym świecie sama. Oprócz Michała i Leny nie mam nikogo. A po ostatnim incydencie Leny, boję się, że ją też kiedyś niespodziewanie mogę stracić. Bałam się i nadal boję się. Nie wiem czym mogę mu ufać w stu procentach...
Nigdy wcześniej się tak nie czułam, być może dlatego, że nigdy wcześniej nie byłam w związku. Nie miałam powodzenia u chłopaków, a ci których znałam i lubiłam, mieli inne ideały dziewczyn. Wysportowane, z długimi, pięknymi, gęstymi włosami, idealną, słodką buźką, nienagannym makijażem, rozczulającym uśmieszkiem, lekko niepoważne i zawsze uśmiechnięte. Praktycznie żadna z tych cech do mnie nie pasowała. Mimo iż starałam się z dnia na dzień pracować nad sobą, nikt tego nie zauważał. Dopóki nie pojawił się Michał. Naprawdę wydaje mi się, że on jest inny. No ale - właśnie - to mi się tylko WYDAJE. Tak naprawdę, w życiu można liczyć tylko na siebie. Mówił mi wiele razy, że nie zwraca aż tak uwagi na wygląd, liczy się dla niego bardziej charakter - być może to przez to, że sam ma zaniżoną samoocenę przez tą rudą burzę na swojej głowie. Nie doceniał siebie ale był bardzo atrakcyjny. Widać to było po jego profilach na portalach społecznościowych. Dostawał mnóstwo wiadomości od fanek o różnych treściach.
Nadal nie mogłam zrozumieć za co on mnie docenia. Muszę go o to zapytać.
Z takim postanowieniem skończyłam trening i wróciłam do domu.
Gdy dotarłam po drzwi i zdyszana weszłam do środka, pierwsze co zobaczyłam to Lenę, krzątającą się w pośpiechu po całym mieszkaniu.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytałam zdezorientowana próbując przypomnieć sobie czy mówiła mi o jakimś dzisiejszym wyjściu.
- No stara, nie pamiętasz? - wcisnęła się do przedpokoju by przy wiszącym tam lustrze poprawić swój i tak już ostry i wyzywający makijaż - Ognisko klasowe!
- Co.. co? - wydusiłam próbując wydostać się z ciasnej powierzchni korytarzyka - Co? Czy ja o czymś nie wiem?
- No jak to stara, przecież dziś jest klasowe ognisko pomaturalne, Krzysiek mnie zapraszał, no wiesz, ten co zarywałam do niego przez całe liceum - Dziś w Karczmie Przecławskiej niedaleko za miastem, taka fajna miejscówa na grilla.
- Pierwsze słyszę. Ale mniejsza z tym. Muszę iść z Tobą, czekaj...
- Ale Weronika... ja już jestem gotowa do wyjścia a Ty? - spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
- Lena, ostatnio zawiodłaś moje zaufanie. Czekasz na mnie albo wiesz co... Chcesz stracić dach nad głową?
- No bez przesady!
- Wcale nie. Muszę tam iść z Tobą bo jeśli znowu doprowadzisz się do stanu nadmiernego upojenia alkoholowego ja nie zamierzam po raz enty w tym roku wzywać karetki! - spiorunowałam ją wzrokiem.
- To było dawno i nieprawda... - zaczęła się bronić.
- Właśnie że niedawno i prawda. Lena, bez dyskusji, samej Cię tam nie puszczę. Poza tym wiesz jacy są niektórzy chłopacy z naszej klasy...
- No właśnie wiem... Przystojni... Pociągający... - rozmarzyła się.
- Są głupi!
- No chyba kpisz! Na pewno nie Krzysiek!
- A on to w szczególności!
- Nie pozwalam Ci tak o nim mówić! Nie znasz go!
- A Ty go znasz?
- Tak! Skończ już to kazanie i się zbieraj. Nie wypada się spóźnić, poza tym taksówka już czeka!
- Piętnaście minut i jestem gotowa.
Przewróciła oczami i ciężko westchnęła, ale nie miała wyboru, bo zamknęłam mieszkanie od środka i zabrałam jej komplet kluczy, który szybko przechwyciłam z półki w salonie. Teatralnie pomachałam jej nimi przed oczami po czym zamknęłam się w łazience i weszłam pod prysznic.
Szybka kąpiel, ekspresowe suszenie włosów, lekki makijaż, pierwsza lepsza sukienka wyjęta z szafy, do tego wygodne trampki i outfit na wyjście gotowy. Zajęło mi to wyjątkowo mało czasu - zaledwie dwadzieścia minut. To i tak chyba najszybsze jak dotąd w mojej historii wyszykowanie się do wyjścia.
Do Karczmy weszłyśmy z lekkim spóźnieniem. Było tam naprawdę mnóstwo różnych osób. Majowy sezon grillowy rozpoczął się już chyba na dobre więc skutkowało to ogromnymi kolejkami i zapełnionymi stolikami.
- Chodź! - Lena chwyciła mnie za rękę - Mamy miejsce na zewnątrz!
Posłusznie ruszyłam za nią. Po chwili uporczywego przebijania się przez tłum gości lokalu przebiłyśmy się na taras z którego schody rozchodziły się w kilka ścieżek. Moja przyjaciółka automatycznie poprowadziła mnie w jedną z nich a po chwili dreptania po białych kamykach znalazłyśmy się za rogiem budynku przy miejscu ogniskowym. Ujrzałam grono moich dawnych znajomych.
- Czeeeść! - Lena przywitała się entuzjastycznie ze wszystkimi.
- Cześć! - rzuciłam sekundę po niej już trochę mniej radośnie i z lekko wymuszonym uśmiechem.
- No nareszcie! - zaśmiał się Piotrek, dawny przewodniczący klasy - No to co, chyba jesteśmy już wszyscy nie? - rozglądnął się wokół - Tak, kto miał być to jest, zaczynamy! Na początek, wszyscy po piwku na dobry humor, nie? - zaśmiał się, a tłum nastolatków z Leną na czele, zawtórował mu. Zmroziłam ją wzrokiem.
- Lena... - zaczęłam, ale ta nie dała mi skończyć.
- Daj spokój, zabaw się! Mamy wakacje! Ciesz się chwilą! - zaśmiała się po czym przesiadła się do sąsiedniej ławki by flirtować z Krzyśkiem. Świetnie, czyli zostałam sama. Rozglądnęłam się wokół by ocenić sytuację i szansę na rozmowy z kimkolwiek. Obok mnie siedziała Nadia, klasowa pozerka, obok niej jej przyjaciółeczki Elka i Lidka. Plotkowały w swoim mały gronie i co chwilę wybuchały przerażająco złośliwym śmiechem. Nie, one odpadają. Spojrzałam w lewo. Po tej stronie siedziała Natalia i Wiktoria. One były całkiem spoko, trochę zbyt ambitne ale z nimi przynajmniej dało się porozmawiać o czymś sensownym. Dosiadłam się więc do nich i zajęłam rozmową nawet nie zauważając jak Lena znika mi z oczu razem z Krzyśkiem. A to był dopiero początek katastrofy...
Godziny mijały, a ja w międzyczasie sącząc jedno smakowe piwo - by nie odstawać od reszty i przegryzając grillowaną kiełbaskę - nadal rozmawiałam z Natalią i Wiktorią. Tak minęły mi dwie godziny, nawet nie zorientowałam się kiedy. O dziwo całkiem sympatycznie prowadziło się z nimi konwersację. Wspominałyśmy lata liceum i rozmawiałyśmy trochę o przyszłości. Niedaleko nas, na małym tarasie który był wyznaczony do zabawy tańczyła znaczna część naszej klasy. Dopiero wtedy, lustrując bawiące się towarzystwo, zauważyłam, że nie ma tam Leny ani tym bardziej Krzyśka. Aby rozruszać kości wstałam i poinformowałam dziewczyny, że idę się przejść. Tak naprawdę, moim zamiarem było pójście do łazienki i znalezienie Leny. Krążąc po restauracji i szukając Leny, co chwilę napotykałam pary klasowe które zdecydowanie cieszyły się chwilą i słodko okazywały sobie miłość poprzez namiętne pocałunki. Gdy wreszcie dotarłam do łazienki poczułam lekkie wibracje w torebce. Wyjęłam telefon i ujrzałam smsa od Leny "Jestem u Krzyśka w mieszkaniu, wrócę rano, nie martw się wszystko będzie dobrze, jestem trzeźwa" Uspokoiło mnie to i jednocześnie zaniepokoiło. Czyli plan Leny się udał i podryw zadziałał. Postanowiłam się tym zbytnio nie przejmować i wrócić do domu, skoro i tak nie miałam tutaj ciekawego towarzystwa. Zadzwoniłam więc po taksówkę. Czekając na nią wróciłam na taras, pożegnałam się z niektórymi i wyszłam przed karczmę by czekać na transport.
W nocy pojawiła się informacja o biletach na koncert. Okazuje się, że ponownie odbędzie się on w Warszawie, ale tym razem w innym miejscu. Zaszczytnym miejscem które miało ugościć Sheerana miał być prawdopodobnie Stadion Narodowy lub w razie niewyprzedania biletów inna, mniejsza hala. Niesamowite! Koncert na miarę Wembley! Czyżby organizatorzy spodziewali się takich tłumów na koncercie w Polsce? Ach no tak, zapomniałam. Przecież to koncert kończący trasę! Na bank przyjedzie mnóstwo ludzi z innych krajów... Oby tylko udało nam się zdobyć jakiekolwiek bilety, i oby nie rozeszły się tak jak ostatnio, w godzinę... Według ogłoszenia, wejściówki miały być dopuszczone do sprzedaży za trzy dni, od godziny 12:00. Ciekawe jakie ceny, skoro to stadion? Nieważne, będę w stanie zapłacić każdą cenę byleby tylko tam być. Siedziałam jeszcze chwilę przed komputerem przeglądając facebooka i twittera, po czym poszłam do łazienki by zmyć makijaż i ułożyłam się do spania.
Lena wróciła nad ranem. To znaczy, tak mi się przynajmniej wydawało, bo gdy rano wstałam i udałam się do łazienki, przechodząc przez salon zauważyłam ją przykrytą starannie kocem i śpiącą na kanapie. Uśmiechnęłam się na jej widok widząc, że jest w jednym kawałku.
Obudziła się dwie godziny później z porządnym kacem.
- Kac morderca? - zaśmiałam się widząc jak daremnie próbuje podnieść się z kanapy po czym znów bezwładnie opada na nią.
- Nawet... nie zdajesz sobie... sprawy... au, jak mnie.... głowa boli... - powiedziała powoli, robiąc pauzę prawie po każdym słowie.
- To pięknie zabalowałaś, widzę, że romantyczna noc udana - zachichotałam.
- Jaka romantyczna noc? - westchnęła masując sobie skronie.
- No... z Krzyśkiem!
- Aaa, tak. Jasne... - wymruczała cicho podnosząc się wreszcie z kanapy.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Niee, wszystko w... - nie dokończyła bo gwałtownie zerwała się z kanapy i pobiegła do łazienki.
- No pięknie, jeszcze tego mi brakowało... - przewróciłam oczami.
Z łazienki dobiegły mnie odgłosy żołądka Leny wołającego o pomstę do nieba.
- Już okej? - zapukałam minutę później do drzwi słysząc dźwięk spuszczanej wody.
- Taaak - wystękała Lena
- Mogę wejść? - już miałam chwytać za klamkę i otwierać drzwi gdy znowu to usłyszałam. Postanowiłam dać jej spokój i wróciłam do przygotowywania sobie drugiego śniadania.
Po pięciu minutach Lena dosłownie wyczołgała się z łazienki.
- Co... to... było... - wydusiła z siebie padając jak długa na ziemie.
- Zemsta twojego żołądka za wczoraj - zaśmiałam się.
- Ale nie wypiłam dużo!
- Może tak Ci się tylko wydaje. Ja tam nie wiem, co i ile piłaś u Krzyśka.
- Ze dwie lampki wina?
- A wcześniej na imprezie kilka piw, tak?
- No może...
- Brawo za inteligentny miks, już chyba wiesz co dalej...
- Ale żeby aż tak?
- Jak cię przeczyściło teraz będzie już tylko lepiej - uśmiechnęłam się. Miałam dziś wyjątkowo dobry humor. Nawet nie wiem skąd się wziął. To chyba przez ten koncert - Siadaj na kanapie i odpocznij. Zrobię ci koktajl bananowy, odpowiedni na regenerację Twojego organizmu.
- Dzięki, jesteś kochana.
- No wiem.
- Przepraszam że musiałaś wczoraj tam ze mną iść, pewnie się wynudziłaś za wsze czasy.
- Nie no, nie było aż tak źle, tylko trochę się martwiłam że zniknęłaś, ale potem dostałam tego smsa więc się uspokoiłam i wróciłam do domu.
- Jakiego smsa?
- No jak to jakiego? Gdzieś koło jedenastej w nocy napisałaś mi wiadomość, że jesteś u Krzyśka, jest okej i wrócisz rano.
- Nie pamiętam, żebym takie coś pisała...
- No pięknie, jeszcze tego mi brakowało... - przewróciłam oczami.
Z łazienki dobiegły mnie odgłosy żołądka Leny wołającego o pomstę do nieba.
- Już okej? - zapukałam minutę później do drzwi słysząc dźwięk spuszczanej wody.
- Taaak - wystękała Lena
- Mogę wejść? - już miałam chwytać za klamkę i otwierać drzwi gdy znowu to usłyszałam. Postanowiłam dać jej spokój i wróciłam do przygotowywania sobie drugiego śniadania.
Po pięciu minutach Lena dosłownie wyczołgała się z łazienki.
- Co... to... było... - wydusiła z siebie padając jak długa na ziemie.
- Zemsta twojego żołądka za wczoraj - zaśmiałam się.
- Ale nie wypiłam dużo!
- Może tak Ci się tylko wydaje. Ja tam nie wiem, co i ile piłaś u Krzyśka.
- Ze dwie lampki wina?
- A wcześniej na imprezie kilka piw, tak?
- No może...
- Brawo za inteligentny miks, już chyba wiesz co dalej...
- Ale żeby aż tak?
- Jak cię przeczyściło teraz będzie już tylko lepiej - uśmiechnęłam się. Miałam dziś wyjątkowo dobry humor. Nawet nie wiem skąd się wziął. To chyba przez ten koncert - Siadaj na kanapie i odpocznij. Zrobię ci koktajl bananowy, odpowiedni na regenerację Twojego organizmu.
- Dzięki, jesteś kochana.
- No wiem.
- Przepraszam że musiałaś wczoraj tam ze mną iść, pewnie się wynudziłaś za wsze czasy.
- Nie no, nie było aż tak źle, tylko trochę się martwiłam że zniknęłaś, ale potem dostałam tego smsa więc się uspokoiłam i wróciłam do domu.
- Jakiego smsa?
- No jak to jakiego? Gdzieś koło jedenastej w nocy napisałaś mi wiadomość, że jesteś u Krzyśka, jest okej i wrócisz rano.
- Nie pamiętam, żebym takie coś pisała...
- Byłaś aż tak pijana?
- Chyba nie...
- Ale Twoja składnia była normalna. Ponadto napisałaś, że jesteś trzeźwa.
- No takiego czegoś na pewno bym Ci nie napisała, bo już jak szliśmy do niego byłam lekko pijana!
- A więc to on to napisał! Koleś dobierał Ci się do telefonu!
- No trudno, w sumie to dobrze, że Ci napisał i Cię uspokoił....
W tym momencie jej żołądek znów przypomniał o swoim istnieniu i pogonił ją do łazienki. Spędziła tam praktycznie cały dzień. I za każdym razem stawało się to dla nas obu coraz mnie zabawne.
- Lena? - zapytałam nieśmiało.
- Co? - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
- Spałaś z nim?
- Co?! Nie no co ty... Chyba...
- Lena!
- Nie pamiętam...
- Chyba nie...
- Ale Twoja składnia była normalna. Ponadto napisałaś, że jesteś trzeźwa.
- No takiego czegoś na pewno bym Ci nie napisała, bo już jak szliśmy do niego byłam lekko pijana!
- A więc to on to napisał! Koleś dobierał Ci się do telefonu!
- No trudno, w sumie to dobrze, że Ci napisał i Cię uspokoił....
W tym momencie jej żołądek znów przypomniał o swoim istnieniu i pogonił ją do łazienki. Spędziła tam praktycznie cały dzień. I za każdym razem stawało się to dla nas obu coraz mnie zabawne.
- Lena? - zapytałam nieśmiało.
- Co? - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
- Spałaś z nim?
- Co?! Nie no co ty... Chyba...
- Lena!
- Nie pamiętam...
- Masz! - sięgnęłam do biurka i rzuciłam jej opakowanie z... testem ciążowym - I nie pytaj skąd to mam, bo i tak Ci nie powiem...
- Jaja sobie ze mnie robisz?! - spojrzała na mnie równocześnie przerażona i wkurzona Lena - Przecież to tylko jakieś zatrucie!
- Jaja sobie ze mnie robisz?! - spojrzała na mnie równocześnie przerażona i wkurzona Lena - Przecież to tylko jakieś zatrucie!
- A co Ci szkodzi sprawdzić? To tylko test! Błagam Cię zrób to dla mnie...
- Nie!
- Lena... Proszę Cię....
- Myślisz, że jestem jakąś dziwką?!
- Nie powiedziałam tego!
- Ale zasugerowałaś!
- Bzdura! Błagam Cię, ten jeden raz, Lena...
- Nie ma takiej opcji - wzięła opakowanie i wrzuciła je do kosza - Idę spać.
- Życzę powodzenia...
Przez całą noc słyszałam jej zmagania z żołądkiem. To robiło się coraz mnie ciekawe. I trochę uciążliwe.
Po nieprzespanej nocy, około szóstej rano, Lena wczołgała się do mojego pokoju i wybełkotała zmęczonym głosem:
- Dobra wygrałaś... Zrobię to ale wiedz, że robię to tylko i wyłącznie dlatego, że masz na mnie haka a ja nie chcę wylądować na ulicy...
W odpowiedzi tylko westchnęłam i powoli przetarłam oczy zbierając się do wstania. W tym czasie, Lena doczołgała się do łazienki i po kilku minutach wyszła z niej z niewyraźną miną...
- I co?
- Co, co... Jeszcze nic...
- Poczekaj jeszcze chwilę - odpowiedziałam z lekkim zdenerwowaniem siadając na sofie.
Pół minuty później, zobaczyłam Lenę i jej w sekundzie zmieniającą się mimikę twarzy... Na spokojne, lekko zdenerwowane oblicze mojej przyjaciółki momentalnie wtargnęło przerażenie, a sekundę później zemdlona leżała już jak długa na dywanie. Szybko podbiegłam do niej próbując ją ocucić i w międzyczasie chwytając test by sprawdzić wynik... Zobaczyłam nie co innego jak te pieprzone, czerwone, jak brzytwa przeszywające mój mózg...
...dwie kreski.
- Nie!
- Lena... Proszę Cię....
- Myślisz, że jestem jakąś dziwką?!
- Nie powiedziałam tego!
- Ale zasugerowałaś!
- Bzdura! Błagam Cię, ten jeden raz, Lena...
- Nie ma takiej opcji - wzięła opakowanie i wrzuciła je do kosza - Idę spać.
- Życzę powodzenia...
Przez całą noc słyszałam jej zmagania z żołądkiem. To robiło się coraz mnie ciekawe. I trochę uciążliwe.
Po nieprzespanej nocy, około szóstej rano, Lena wczołgała się do mojego pokoju i wybełkotała zmęczonym głosem:
- Dobra wygrałaś... Zrobię to ale wiedz, że robię to tylko i wyłącznie dlatego, że masz na mnie haka a ja nie chcę wylądować na ulicy...
W odpowiedzi tylko westchnęłam i powoli przetarłam oczy zbierając się do wstania. W tym czasie, Lena doczołgała się do łazienki i po kilku minutach wyszła z niej z niewyraźną miną...
- I co?
- Co, co... Jeszcze nic...
- Poczekaj jeszcze chwilę - odpowiedziałam z lekkim zdenerwowaniem siadając na sofie.
Pół minuty później, zobaczyłam Lenę i jej w sekundzie zmieniającą się mimikę twarzy... Na spokojne, lekko zdenerwowane oblicze mojej przyjaciółki momentalnie wtargnęło przerażenie, a sekundę później zemdlona leżała już jak długa na dywanie. Szybko podbiegłam do niej próbując ją ocucić i w międzyczasie chwytając test by sprawdzić wynik... Zobaczyłam nie co innego jak te pieprzone, czerwone, jak brzytwa przeszywające mój mózg...
...dwie kreski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz