Siedzieliśmy na kanapie i jak głupi wpatrywaliśmy się w treść tego e-maila. Jakby co najmniej był napisany w obcym dla nas języku. Nadal razem z Michałem nie mogliśmy uwierzyć, w to co się stało... Meet&Greet z Edem Sheeranem!!! Już za niecałe 3 miesiące widzimy się z Rudzielcem twarzą w twarz i będziemy mogli z nim porozmawiać! Musimy wykorzystać ten prezent od losu najlepiej, jak się tylko da.
Wielkimi krokami zbliżał się też sam festiwal. Miał się odbyć już za niecały tydzień. Repertuar ćwiczyliśmy codziennie, więc z dnia na dzień, było coraz lepiej. Ale stres też był coraz większy. Mimo wszystko wszystkie te emocje próbowaliśmy przekładać na pozytywne, bo nareszcie działo się w naszym życiu coś dobrego i trzeba było cieszyć się z tego, co mamy. A mieliśmy wiele. Przynajmniej tak nam się wydawało...
Do festiwalu zostało kilka dni. W poniedziałek, jak zwykle rano, wyszłam na klatkę schodową, żeby sprawdzić pocztę. To był ten dzień, kiedy przychodziły wszystkie rachunki i inne pierdoły. Wyjęłam stos kopert ze skrzynki. Wśród nich była jedna żółta, większa i to ona, od razu rzuciła mi się w oczy. Zamknęłam schowek i wróciłam do mieszkania. Rzuciłam pozostałe korespondencje na stolik a chwyciłam tą charakterystyczną. Powoli ją otworzyłam, była zaadresowana do mnie. Podejrzewałam, że to coś w sprawie festiwalu bądź koncertu. Jakże grubo się myliłam. W środku była kartka A4 na której nabazgrane było kilka prostych i zrozumiałych dla każdego słów:
POŻEGNAJ SIĘ Z ŻYCIEM. ZAPŁACISZ MI ZA WSZYSTKO TY WREDNA ZŁODZIEJKO!!!
No nie... Czyżby to znowu Olga? Niemożliwe. Przecież ona siedziała w więzieniu po ostatnim ekscesie. Ale zaraz... Czyżby ją zwolnili? A może... to nie ona?
- Michał!! - zawołałam go z sąsiedniego pokoju.
- Co jest? - wychylił się przez drzwi.
- Patrz na to... - przerażona pokazałam mu kartkę z groźbą.
- O cholera... Kto to?
- A myślisz, że ja wiem?! Michał!
- Przecież to nie Olga, oni siedzi w więzieniu...
- A co jeśli ją zwolnili albo... uciekła?
- Nie... to nie w jej stylu. Ona jest na to za głupia.
- A może właśnie, jest inteligentniejsza niż myślimy?
- Wątpię. Dobra miśku, nie przejmuj się tym, może to pojedynczy eksces, komuś się nudzi...
- Chciałabym w to wierzyć... - próbowałam się uspokoić, ale chyba naoglądałam się za dużo kryminałów. Przez myśl przebiegały mi wspomnienia z tamtego dramatycznego wieczoru kiedy ta wariatka mnie porwała. A co jeśli to się powtórzy, albo wymyśli coś gorszego?
Chyba że... to nie Olga.
Tylko jeśli nie ona, to kto?
Przecież ja nie mam wrogów...
Chyba.
Dzień zleciał nam na próbie do festiwalu. Wszystko mieliśmy już praktycznie dopięte na ostatni guzik. Pozostały już tylko jakieś pojedyncze sprawy, które załatwiał już telefonicznie sam Michał. Autobus zarezerwowany, nocleg też, cynk do osób odpowiedzialnych za występ też. Mieliśmy się z nimi skontaktować jak dotrzemy na miejsce. Gdy wychodziłam do przedpokoju, by odprowadzić Michała, zobaczyłam, że w korytarzu leży kolejna, taka sama jak poprzednia, żółta koperta. Ktoś najwidoczniej wsunął ją pod drzwiami... Zawartość była taka sama jak poprzednio - kartka z groźbą. Tym razem widniało na niej:
NAWET NIE PRÓBUJ NIGDZIE TEGO ZGŁASZAĆ BO POŻAŁUJESZ. NIE CHCĘ PIENIĘDZY, CHCĘ SPRAWIEDLIWOŚCI. ODDAJ TO CO MOJE.
Jasna cholera, o co chodziło?! Jaka sprawiedliwość? Teraz, to faktycznie zaczynałam się bać, ale i mieć wątpliwości.
- Michał... - popatrzyłam na niego szklącymi się oczami.
- Tak? - popatrzył na mnie ze współczuciem i mocno mnie przytulił... - Nie płacz. Zostanę z Tobą. Nie mogę pozwolić na to, żeby ktoś znowu zrobił Ci krzywdę.
- Zostaniesz na noc?
- Oczywiście. Jeśli tylko Twoja współlokatorka nie ma nic przeciwko - uśmiechnął się - Gdzie Lena?
Zapadła cisza. Spojrzeliśmy na siebie powoli. Nasze uśmiechy szybko nam zrzedły.
- Lena... - wyszeptałam przerażona i oczy ponownie wypełniły mi się łzami. Tym razem ich nie powstrzymałam i szybko popłynęły po policzkach.
- Na pewno zaraz wróci. Gdzie poszła?
- Nie wiem! Nie pamiętam! Nie ma jej od rana!
- Jak to? Nie mówi Ci gdzie wychodzi?
- Byliśmy zajęci próbą więc pewnie nie chciała przeszkadzać...
- Dzwoń do niej!
Wybrałam numer. Od razu włączyła się automatyczna sekretarka. Pół minuty później dostałam smsa. Spokojnie, jestem u Krzyśka, wszystko będzie dobrze, wrócę jutro. Czy ona zwariowała?!
- Jest u tego idioty!
- U kogo?
- Krzysiek! Ten z którym jest w ciąży!
- Zwariowała?
- A ja wiem?!
- Wiesz gdzie on mieszka? Musimy tam iść...
- Boję się wychodzić z domu, poza tym, nie mam zielonego pojęcia gdzie ona może być!
- Zaraz dam cynk mojemu kumplowi i się dowiemy...
W czasie, gdy Michał namierzał telefon Leny, ja próbowałam się do niej dodzwonić, ale bez skutku. Nadal nie odbierała. To było dziwne. Napisała smsa, ale nie chciała się odezwać. Podejrzane. Od razu przypomniała mi się akcja z fałszywą wiadomością w tamtą noc u Krzyśka. Tak naprawdę dzisiaj znowu mógł go napisać ktoś inny. Dlatego bezskuteczne było dobijanie się do niej, lepsze było jej namierzenie.
- ...Krzysztof Ratlewski, tak, zgadza się... Aleja Niepodległości 44, okej, jasne, dzięki Rafał, jesteś nieoceniony, strzała! - Michał właśnie zakończył rozmowę ze swoim kumplem - Tak jak słyszałaś. Musimy dostać się do miasta.
Na chwilę obecną, najszybszym środkiem transportu były dla nas rowery. Gdy dotarliśmy na podane miejsce ujrzeliśmy elegancki, czteropiętrowy blok. Była to dosyć zadbana dzielnica na obrzeżach miasta, ale słabo mi znana, bo jakoś nigdy w niej nie bywałam. Czym prędzej ruszyliśmy do drzwi klatki schodowej, która cudem nie była chroniona domofonem - więc weszliśmy do środka bez trudu. Mieszkanie Krzyśka znajdowało się na samej górze, jak wywnioskowaliśmy po rozpisce na tablicy w przedsionku. Wdrapaliśmy się więc na czwarte piętro i stanęliśmy przed drzwiami.
- Michał... Jaki jest plan?
- Jak to jaki?
- No, co robimy jak już wejdziemy do środka?
- Zgarniamy ją i spadamy! Ja jeszcze przy okazji obiję mordę temu parszywemu gnojowi, a ty zawiniesz się z Leną. Poczekasz na dole. Zakładamy oczywiście, że jest sam.
- A co jeśli nie?
- Będę improwizował. Uwierz mi, jestem w tym dobry. Wbijamy.
- Pukać?
- No chyba kpisz. Wyważę drzwi temu idiocie. Co się będę pierdzielić.... - po tych słowach zamachnął się i wymierzył porządnego kopniaka w solidnie wyglądające drzwi. Na szczęście, ku naszemu zdziwieniu wcale nie były tak porządne na jakie się wydawały i uległy już po pierwsze próbie. Michał wpadł do środka a ja za nim. To co ujrzeliśmy, rozbiło nas totalnie.
Krzysiek siedział na kanapie w towarzystwie mojej koleżanki z klasy, Moniki. Bawili się w najlepsze. Widać było, że przerwaliśmy im niezwykle ważny akt, powiedzmy... miłosny. Na szczęście, byli jeszcze w ubraniach.
- Co jest kurna? - Krzysiek zerwał się z sofy i podbiegł do nas.
- Misiu... uspokój się - powiedziała uwodzicielsko Monika oblizując usta. Brzydziłam się nią. Wydawała mi się na mądrą i ambitną dziewczynę, a tu proszę. Tak się stoczyć...
- Coś ty zrobił debilu?! Moje drzwi!! - Krzysiek powoli tracił panowanie nad sobą.
- Uspokój się! - Michał chwycił go i zręcznie przygwoździł do ściany - Gdzie jest Lena?
- Kto?!
- Lena!
- Nie ma tu żadnej Leny! Widzisz tu kogoś takiego? - zaśmiał się mu szyderczo prosto w twarz.
- Weronika, przeszukaj pokoje! - rzucił w moją stronę a ja, posłusznie zrobiłam to co kazał.
- Ej! Łapy precz, co wy jakieś gliny jesteście?! Nie macie prawa!
- Siedź cicho gnoju! - Michał zacieśnił ucisk na barkach Krzyśka - Lepiej gadaj bo wezwę policję...
- Jeszcze mi psami grozisz? Myślisz, że się boję?
Przeszukiwałam po kolei pokoje, ale nigdzie jej nie było. Zajrzałam też we wszelkie możliwe zakamarki, szafy, nawet pod łóżko... Nic. Nie znalazłam jej, ale za to jej telefon tak. Faktycznie był u niego, leżał w pokoju na półce.
- Skąd masz jej telefon?! - wpadłam do salonu i zaczęłam wymachiwać mu urządzeniem przed twarzą.
- Spokojnie. Może rudy łaskawie mnie puści i wszystko wam wytłumaczę?
Michał spiorunował go wzrokiem, a potem spojrzał na mnie. Bez słowa skinęłam głową. Ponownie wysłał mu zawistne spojrzenie, po czym powoli poluzował uścisk.
- Moniś, skarbie, idź do sypialni, ja z szanownymi detektywami pogadam chwilkę i zaraz do ciebie przyjdę! - posłał jej soczystego buziaka a blondynka posłusznie opuściła pokój. Mijając mnie, spojrzała na mnie lodowatym wzrokiem a ja, odwzajemniłam jej to smutno.
- Więc było tak: przyszła tutaj zapłakana, mówiła coś, że nie może tego wytrzymać, musi mi coś powiedzieć. Pierdzieliła coś jeszcze, że jestem gówniarzem i że zachowałem się jak sukinsyn, ale mało mnie obchodziło jej zdanie. Powiedziała mi, że jest ze mną w ciąży. Trochę mnie to zdziwiło, bo nie pamiętam żebym z nią spał. Wkurzyła się bardzo i powiedziała, że ona też i jak to jest w ogóle możliwe. No to przyznałem, że może dałem jej ze dwie albo trzy tabletki, żeby ją nic nie bolało. Czasami tak robię. Skąd mogłem wiedzieć, że tak ją to zwali z nóg i mi zaśnie? Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło!
- Ty gnoju.... Czyli jednak jej coś dałeś!!! - rzuciłam się na niego, ale Michał złapał mnie w ostatniej chwili i posadził z powrotem na miejsce.
- No tak... Przyznaję. Ale skąd wiedziałem, że mi uśnie? Nie przewidziałem tego, ale skoro już u mnie była to czemu miałem tego nie wykorzystać? No i tak jakoś wyszło, ale potem grzecznie odprowadziłem ją do domu więc o co robicie problem?
- A ciąża?!
- Przecież można usunąć... Swoją drogą dziwię się, że do tej pory tego nie zrobiła...
- Co?! Jesteś zwykłym, parszywym, pozbawionym wyobraźni dupkiem!!!
- Oj bez przesady Weroniczko... Po co tyle komplementów, uważaj bo się zawstydzę... - zaśmiał się szyderczo. Zignorowałam to.
- A dalej? Co wydarzyło się potem?!
- Coś tam krzyczała, wkurzała się, płakała. Rzucała we mnie różnymi rzeczami, w tym, również swoim telefonem. A potem wybiegła z mieszkania i do tej pory nie wróciła. Stąd właśnie jest on u mnie. Jeszcze jakieś pytania, pani detektyw?
Westchnęłam. Nie mieściło mi się to głowie. Lena mogła być gdziekolwiek, mogła być w niebezpieczeństwie a ten idiota miał to daleko w poważaniu. Jak można być tak nieczułym?
- No tak! Najlepiej zrobić komuś dziecko i mieć to daleko w dupie! Bo ciążę można usunąć! Nawet nie będę Ci tego tłumaczyć bo jesteś na to zbyt głupi...
- I bardzo się cieszę, oszczędzisz mi zbędnego pierdolenia...
- Jesteś... brak mi słów - westchnęłam ciężko.
- Nareszcie spokój. To wszystko? To teraz grzecznie was proszę, wypad! - wskazał ręką na drzwi.
- Jeszcze się policzymy. Lena urodzi to dziecko, a ty będziesz płacił!
- Chyba kpisz!
- Nie tym razem... Pożałujesz tego. Na razie! - chwyciłam telefon Leny, swoją kurtkę i wyszłam z mieszkania.
- Idź już do swojej Monisi, na pewno się ucieszy, zimny psie... - dodał Michał i skierował się do drzwi.
- Jak ty mnie nazwałeś?! - zbulwersował się Krzysiek, zrywając się z kanapy.
- Spierdalaj! - rzucił Michał, odepchnął go i wyszedł za mną.
- No i co robimy? - zapytałam gdy wyszliśmy przed blok. Noc była chłodna, bo gdy wypuściłam powietrze z moich ust uniosła się para.
- Nie wiem... - odparł zrezygnowany Michał wzruszając ramionami. Nagle, sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę papierosów. Wyjął jednego, schował resztę i zaczął grzebać za czymś z drugiej strony kurtki.
- Co ty kurwa robisz? - spojrzałam na niego takim wzrokiem, jakby co najmniej zaczął mi się tutaj rozbierać na środku ulicy...
- No jak to co... Muszę się odstresować... - odpowiedział najspokojniej na świecie, po czym wyjął z kieszeni zapalniczkę i włożył fajkę do ust. Na szczęście, nawet nie zdążył jej odpalić bo byłam szybsza, wyrwałam mu ją i rzuciłam za siebie.
- Zwariowałeś do cholery?!
- Co Ty robisz?! - krzyknął zdezorientowanym tonem, jak dziecko, któremu zabiera się zabawkę.
- Nie mówiłeś, że palisz!
- Bo nie palę!
- A co to było w takim razie? Próba zapalniczki, atrapa, żart czy co?!
- Bo to tylko tak czasami, w stresowych sytuacjach...
- No chyba kpisz! - teraz to już się na niego porządnie wkurzyłam. Stres związany ze zniknięciem Leny dodatkowo spotęgował moją ostrą reakcję - Uważasz, że to jest dobry sposób na wyluzowanie?! To?! Trucie się? Chyba Cię coś boli!
- Boli mnie, że właśnie zmarnowałaś moje pieniądze!
- Zmarnowałam?! Czy Ty sam siebie słyszysz?! Człowieku ogarnij się!
- Przestań krzyczeć bo jesteśmy na środku osiedla, jest późno, zaraz wszyscy wylęgną do okien...
- Będę krzyczeć kiedy chcę i nie będziesz mi tego zabraniać!
- A ja będę palił kiedy chcę i nie będziesz mi tego zabraniać!
Spojrzałam na niego tak, jak jeszcze nigdy. Miałam wrażenie, że rozmawiam z całkiem innym człowiekiem. To nie był mój Michał. On nigdy się tak nie zachowywał... Nie krzyczał na mnie, nie kłóciliśmy się, nie palił! Co to wszystko ma znaczyć?!
- Michał! Przestań!
- I nawzajem... - odburknął po czym ponownie sięgnął po paczkę, szybko wyciągnął jedną sztukę i odpalił. Dodatkowo, odsunął się ode mnie na kilka kroków, żebym czasem znowu nie zmarnowała mu jego fajeczki.
Stałam jak wryta.
Nie mogłam w to uwierzyć.
Mój kochany Michał, właśnie stał przede mną i na moich oczach najzwyczajniej w świecie palił fajkę jakby uważał to za coś całkiem normalnego...
Nie. Ja chyba śnię...
- Ja pierdolę... - westchnął głęboko po skończeniu papierosa. Spojrzał na ciemne gwieździste niebo, ponownie westchnął i spojrzał na mnie - Daj już spokój... to tylko...
- Nie! - przerwałam mu. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.
- Ostatnio mam dużo stresu i nie wyrabiam... Ciągle te próby, załatwianie spraw z organizatorami, obgadywanie szczegółów, pierwszy taki poważny występ w moim życiu! Do tego sprawa Leny, jej ciąża a teraz zniknięcie...
- I to jest dla Ciebie powód do trucia się?!
- Przestań... kilka fajek mi nie zaszkodzi...
- Ale przez "kilka fajek", jak ty to mówisz, łatwo się wciągnąć w uzależnienie! Myślisz że jak Lena wpadła w alkoholizm?! Też piła za często, za bardzo to polubiła i nie mogła przestać! Chcesz, żeby z Tobą było tak samo?!
- Ale ja nie palę codziennie tylko w stresowych sytu...
- Ale weź mi się tutaj nie tłumacz tak bezsensownie, bo te Twoje argumenty nic dla mnie nie znaczą! - przerwałam mu - Nie wierzę w to co widzę! Michał ogarnij się!
- Dramatyzujesz... - westchnął oschle - Zamiast prawić mi tutaj kazania o papierosach może zastanówmy się jak odnaleźć Lenę?!
- Wiesz co...? Jak mogłeś... Nie.. nie chce mi się Tobą gadać! - krzyknęłam i odeszłam zdecydowanym krokiem.
- Weronika...! - natychmiast ruszył za mną i złapał mnie za rękę - Proszę Cię...
- Ja też Cię proszę! - wyrwałam się z jego uścisku - Zostaw mnie w spokoju... - odpowiedziałam, odwróciłam się, odeszłam kilka kroków i rozpłakałam się. Cała we łzach dobiegłam do stojącego niedaleko roweru, odpięłam go i wróciłam sama do domu.
Cała drogę biłam się z myślami. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobił. Wydawałoby się, że nic strasznego. Ot co, zwykła normalna rzecz wśród ludzi - zapalił papierosa. Nie. Dla mnie, używki i nałogi z nimi związane, to najstraszniejsza rzecz na świecie. Za dużo bliskich mi ludzi przez to straciłam i mogłabym stracić. Wprowadziłam rower do klatki schodowej i zaczęłam wspinać się na piętro. Automatycznie grzebałam w torebce w poszukiwaniu kluczy, ale gdy doszłam do drzwi, zobaczyłam, że było to zbędne. Drzwi były uchylone a przez szparę wydobywała się wąska struga światła z wewnątrz. Pchnęłam drzwi które natychmiast lekko się otworzyły ukazując mi wnętrze mieszkania. Przeżyłam szok. To co ujrzałam w środku przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Mieszkanie było zdewastowane do reszty. Odważyłam się zrobić tylko dwa kroku do przodu, żeby znaleźć się w progu salonu. Takiego chaosu to jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziałam. Stół leżał przewrócony na środku a podłoga zarówno tutaj jak i w kuchni, była usłana potłuczonymi szklankami, talerzami i całą resztą wyposażenia kuchennego; rozwalony telewizor na ziemi, wszystkie ramki ze zdjęciami i wszelkie rzeczy stojące za półkach, również znalazły na podłodze. Szuflady były wyjęte z szafek, rzeczy z nich powyrzucane.
Przeszłam ostrożnym krokiem do mojego pokoju. Serce waliło mi jak szalone. Włamywacz nie oszczędził również tego miejsca. Totalne piekło. Najciekawsze było to, że nic nie było skradzione. Po prostu, było zniszczone. Nawet mój laptop leżał na biurku tak jak go zostawiłam, tylko tyle, że był w dwóch częściach - ekran i klawiatura osobno - i dodatkowo na tym wszystkim leżały dwie wielkie cegły. Ewidentnie było widać, że komuś nie chodziło do kradzież, tylko o zniszczenie mojej własności.
Ale to, co najbardziej mnie uderzyło w tym całym chaosie to to, że w miejscu gdzie powiesiłam nasze oprawione bilety na koncert Eda Sheerana wisiała tylko pusta pęknięta ramka, na której napisane było czerwoną szminką:
Pożegnaj się z tym co kochasz tak jak ja.
Tego było już za wiele.
Zniknięcie Leny.
Pierwsza kłótnia z Michałem.
Włamanie.
Byłam tak zrozpaczona, że nie miałam nawet siły wezwać policji.
Po prostu siadłam kanapie, wśród całego tego zamętu i rozpłakałam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz