niedziela, 22 listopada 2015

#19 "Dwa fronty"

***

Czekaliśmy na nią już dobre kilka minut. Pieprzona dziwka, zawsze musi się spóźnić...
- Szlag! Ile jeszcze... - nerwowo spojrzałam na zegarek - Powinna być tutaj piętnaście minut temu! Zaraz stąd spadamy, bez jaj, co ona sobie wyobraża... - prychnęłam pretensjonalnym tonem.
- Chill misiek, zapowiada się dobre zlecenie, może warto poczekać? - uspokajał mnie Rafał. Siedziałam mu na kolanach i cały czas flirtowaliśmy. Niezły z niego przystojniak i partner.
- Najpierw dzwoni, mówi że ma fajną ofertę a teraz się wypięła? Co jest grane?
- Poczekajmy jeszcze 5 minut, jak nie to dzwonię do niej.
- No dobra... - przewróciłam oczami.
Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki zza rogu wyłoniła się nasza długo oczekiwana klientka. Podeszła do nas szarmanckim krokiem.
- No witamy witamy, ładnie to się tak spóźniać? Słaby początek współpracy...
- Nie pyskuj mała... Już jestem - odpowiedziała śmiało. Wolałam nie zaczynać dyskusji, z taką się nie dogadasz.
- Czekamy na informacje i wkraczamy do akcji, nawet dziś.
- Dziś będzie idealnie, im szybciej tym lepiej.
Opowiedziała nam szczegółowo w jakie dokładnie role mamy się wcielić i podała plan działania na najbliższe trzy dni. Po tym czasie obiecała zadzwonić.
- Tylko pamiętajcie, musicie być wiarygodni... Ona sporo przeszła i nie uwierzy w byle ściemę.. Masz tutaj to zdjęcie, i pamiętaj o szczegółach, tym zdobędziesz jej informacje. Zadzwonię jutro, zdacie mi raport jak wam poszło.
- Dobra dobra, co z wynagrodzeniem? Nie omówiliśmy jeszcze tej kwestii... - zagadał Rafał.
- Kochany możesz mieć u mnie dożywotnie łaski albo i nawet...
- Nie, fuj.., spierdalaj! - przerwałam jej - Chcemy pieniędzy a nie usług...
- Dobra dobra. Oferuję... powiedzmy... 10 tysięcy? Macie to ciągnąć przez dwa miesiące, wstępnie... Później zastanowimy się co dalej i jak nam się sprawy potoczą.
- Dobra, umowa stoi.
- No to ja znikam, do usłyszenia.
Gdy tylko odeszła, westchnęłam i odezwałam się do Rafała tymi słowami:
- No to na co czekamy? Do roboty!
Wyciągnęłam kosmetyczkę i zaczęłam poprawiać makijaż. Powinnam wyglądać na zmęczoną i wyczerpaną więc rozmazałam nieco cienie pod oczami, zmyłam ostrą szminkę i rozczochrałam delikatnie włosy. Rafał usunął wszystko ze swojego telefonu i ustawił banalne hasło które nawiązywało do jego ulubionego zespołu.
- Dobra, ja lecę, powodzenia. Pamiętaj, masz ją wkurzyć...
- Jasne miśka, do zobaczyska!
Udałam się pod wskazany adres.

Gdy dotarłam na miejsce było po dwudziestej pierwszej. W jej oknie świeciło się światło, więc miałam pewność że ją zastanę. Postanowiłam trochę przeczekać na pobliskim przystanku.
Najpierw przegadałam grubo ponad dwie godziny z Rafałem po czym myślałam chwilę nad historią którą jej sprzedam. Zapowiadało się ciekawie. Byłam zadowolona i naładowana energią, postanowiłam więc przystąpić do realizacji planu.
Wspięłam się na piętro. Odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się do siebie. Pomyślałam o kasie która na mnie czekała i od razu zrobiło mi się raźniej. Pomogło mi się to też wczuć w rolę...
Delikatnie zapukałam do drzwi, wyciągnęłam kartkę z adresem i zdjęcie. Cały czas się uśmiechałam na wypadek gdyby chciała zajrzeć przez wizjer.. Przez dłuższą chwilę była cisza ale nie wydawało mi się, żeby spała. Przecież światło się świeciło... Gdy podnosiłam już rękę by zapukać po raz kolejny drzwi się uchyliły. Przedstawienie czas zacząć.
- Tak? - zapytała uchylając drzwi na nie więcej niż kilka centymetrów.
Gdy tylko ją ujrzałam mój uśmiech znikł i wyszeptałam cicho:
- O mój Boże... to Ty...

***

Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem. Byłam pewna, że widzę ją pierwszy raz w życiu. W ręce trzymała skrawek papieru. Kątem oka zauważyłam, że to czyjeś zdjęcie.
- To Ty... - jej oczy były teraz niczym pięciozłotówki. Wielkie niebieskie tęczówki gapiły się prosto na mnie. Coś mnie w nich przyciągało, jakby były mi znajome, nie mogłam oderwać od nich wzroku...
- Kim jesteś? - zapytałam - I czego przychodzisz tutaj o tej porze?
Nadal nie uchyliłam drzwi na więcej niż 15 centymetrów. Zasada ograniczonego zaufania do niebieskookich blondynek. Zwłaszcza tych, które widzę pierwszy raz w życiu o północy w progu moich drzwi.
- Mogę wejść? - zapytała szeptem.
- Skąd mam wiedzieć, czy to nie jakiś podstęp?
- A czemu miałabym Cię oszukać? - zapytała niewinnie.
- Dobra, słuchaj, nie wiem. Ale jeśli masz do mnie jakąś sprawę to przyjdź może o normalnej porze, bo teraz to mi na kilometr pachnie podstępem...
- Hej... słuchaj, nie wiem co takiego przeszłaś ostatnio, ale może zaufaj ten ostatni raz? Przyszłam o tej godzinie ponieważ szukałam Cię już od dłuższego czasu, ale jestem tutaj pierwszy raz i miałam niezły problem z orientacją w terenie. Przyszłam na piechotę z tamtego miasta, pytałam już chyba wszystkich możliwych osób czy ciebie znają, wysiliłam się niesamowicie żeby Cię znaleźć, to może teraz poświęć mi chwilkę żeby się dowiedzieć o co chodzi? - odpowiedziała zmęczonym głosem.
- No to mów - nadal nie byłam przekonana czy powinnam ją wpuścić. Taką ściemę mógł walnąć każdy.
- Nie chcę mówić o tym w progu. To zbyt poufne i prywatne sprawy...
Byłam już zmęczona i zrezygnowana, a blondynka tak mnie przekonywała, że nie mogłam się oprzeć.
- Masz jakiś dowód swojej wiarygodności?
W odpowiedzi pomachała mi zdjęciem przed oczami i odpowiedziała:
- To jest coś, co na pewno Cię przekona. Zaufaj mi.
- Dobra... wchodź. Ale masz 5 minut.
- Obawiam się, że to za mało.
- Jeśli mnie zainteresujesz, może łaskawie podaruję Ci więcej mojego cennego czasu - uśmiechnęłam się lekko by rozluźnić atmosferę. Blondynka była bardzo spięta, odkąd mnie zobaczyła. W sumie, zaczynało mnie ciekawić co też takiego miała mi do powiedzenia. Otworzyłam jej drzwi i wpuściłam do środka.
- Coś do picia? Wyglądasz na zmęczoną...
- Tak, wody poproszę - odpowiedziała z uśmiechem.
Udałam się więc po szklanki i butelkę wody do kuchni. W między czasie zaczęłam rozmowę.
- No więc słucham.
- Nie wiem od czego zacząć...
- Może od początku...? - zasugerowałam, nalewając jej wody. Sobie zaserwowałam sok.
Spojrzała na zdjęcie które kurczowo cały czas trzymała, jakby był to dla niej jakiś skarb.
- Mogę zobaczyć co tam masz? - zapytałam zainteresowana.
- Może... no nie wiem... może dziwnie to zabrzmi... ale...
- Tak?
- Czy osoba na tym zdjęciu... to... to Ty? - wydukała.
- No pokaż... - odpowiedziałam zdziwiona.
Spojrzałam na fotografię. Po kilku uważnych przyglądnięciach, stwierdziłam że faktycznie, to byłam ja. Ledwo się poznałam! Zdjęcie było dosyć małe, troszkę podniszczone i miałam na nim może z 8 albo 10 lat...
- Skąd masz to zdjęcie? - zapytałam nieufnie.
- Od mojej mamy...
- A skąd Twoja mama ma moje zdjęcie? - coraz bardziej mi się to nie podobało.
Dziewczyna westchnęła.
- To może zacznę od początku.
- Chyba tak będzie najlepiej. Na razie nic z tego nie rozumiem.
- Przygotuj się na niewesołe wieści.. - blondynka wyraźnie posmutniała.
W odpowiedzi lekko uniosłam prawą brew. Tego czego się miałam właśnie dowiedzieć, w życiu bym się nie spodziewała...
- Nazywam się Julia. Julia Wieczorek. Ostatnio dowiedziałam się jednak, że nie jest to moje prawdziwe nazwisko... Powinnam nazywać się Mrozińska...
- Jak to? Przecież to moje nazwisko? - zapytałam zdezorientowana.
- Otóż... To co teraz powiem, może będzie dla Ciebie trudne ale uwierz mi, dla mnie też było.. Twój tata, Robert, miał romans. Jestem jego córką.
Moje oczy momentalnie zmieniły się w dwie wielkie pięciozłotówki.
- Co kurwa?! Co ty pieprzysz?! - wykrzyknęłam.
- Spokojnie...
- Jak mam być spokojna jak Ty mówisz mi o takich rzeczach?!?
- Wiem... to dla Ciebie szok, dla mnie też, niedawno dowiedziałam się że mam siostrę... Ciebie.
- Co? Nie jestem żadną Twoją pieprzoną siostrą! To jakiś żart!
Nie mogłam w to uwierzyć.
A może nawet nie chciałam.
To co wygadywała blondynka było absurdalne.
Ja mam siostrę?!?!
Mój tata miał romans?!
Kiedy i z kim?!
- Daj mi jakiś dowód na to! - ostro zagroziłam.
- A proszę, mogę dokładnie opisać jak wyglądał, czym się interesował, podać datę a nawet charakterystyczne znaki... Wszystko wiem od mamy.
- Na przykład?
- Miał znamię na lewej ręce w kształcie półksiężyca... i charakterystyczne szare tęczówki.
Zamarłam. Dziewczyna miała rację. Skąd mogła to wiedzieć??
- Skąd to wiesz?!
- Całą historię opowiedziała mi moja mama. Znali się z liceum i dosyć długo ze sobą kręcili, po czym przez przypadek poznał Twoją mamę - zakochał się. Zostawił Alicję z dnia na dzień, choć wcześniej był z nią ponad rok, nawet spali ze sobą kilka razy - stąd ja... Niestety. Moja mama się załamała i gdy tylko mnie urodziła natychmiast zerwała kontakt i wyjechałyśmy do Wielkiej Brytanii by tam przez 16 lat żyć jako Juliet i Alice Greenwood. Dwa lata temu wróciłyśmy do Polski. Oni przypadkowo się spotkali. Poznali się prawie bez problemu mimo upływu takiego czasu. Uczucie odżyło i nawet spotkali się kilka razy, przynajmniej tak twierdzi moja mama. Niby tylko na kawę, po przyjacielsku. Ale kto ich tam wie...
Słuchałam w milczeniu nie mogąc w to uwierzyć, ale historia Julii wydawała się składać w jedną całość...
- W ten weekend ona pojechała za nimi do Zakopanego. Obserwowała ich, sama nie wiem po co, tego mi nie powiedziała... A w feralny dzień kiedy wracali już do domu, ona jechała za nimi... Widziała cały wypadek i to ona zadzwoniła po pomoc, próbowała udzielić im pomocy, niestety było już za późno...
Po moim policzku popłynęła łza na myśl o tamtym dniu... Blondynka ją zauważyła i natychmiast mnie objęła.
- Nie martw się.. - szepnęła mi - Oni są już szczęśliwi...
W jej ramionach poczułam spokój... czułam się bezpiecznie tak jakby coś mnie w niej przyciągało,jakbym ją znała.. Może to faktycznie ta więź?
Wstałam z kanapy, podeszłam do barku i wyjęłam nalewkę malinową. Obaliłam 3 mocne kolejki i wróciłam na sofę. Blondynka patrzyła na mnie ze współczuciem.
- Też tak miałam gdy Alicja opowiedziała mi całą tą historię... Przez 16 lat żyłam w świadomości, że on nie żyje, wyjechał, coś... nigdy o nim nie pisnęła słowa, zawsze zbywała "Juliet, kiedy indziej Ci to wytłumaczę... potrzebuję czasu..." A ja nigdy nie chciałam jej denerwować więc odkładałam i odkładałam... Aż w końcu nie wytrzymałam i podstępem zmusiłam ją do wygadania się. Gdy się o tym dowiedziałam miałam depresję przez tydzień... Zawsze mi czegoś w życiu brakowało, a on żył sobie ot tak, kilkaset kilometrów ode mnie... I nawet nigdy go nie spotkałam, nie rozmawiałam z nim... Znam go tylko ze zdjęć... Myślisz, że mnie to nie boli?...
Milczałyśmy dłuższą chwilę.
- Posłuchaj, ja potrzebuję teraz chwili aby to przetrawić.. Rozumiesz? Proszę Cię, możemy pogadać jutro?
- Jasne kochana, nie ma sprawy... masz tu mój numer, pisz smsa, będę czekać.
Przytuliła mnie na pożegnanie i odprowadziłam ją do drzwi.
- Trzymaj się - rzuciła na odchodne i wyszła.
To czego się właśnie dowiedziałam, składało się w jedną całość...
Ale czy to znaczy, że mam jej wierzyć?
Gdy zamknęłam z nią drzwi, kroki skierowałam do barku. Wyjęłam butelkę czystej i pociągnęłam dwa ostre. Przepiłam sokiem. Życie znów mi się sypało... Gdy już mi się wydawało że zmienia się na lepsze, kolejny cios. Zajebiście... Za co?! Za co, do cholery?!!
Stwierdziłam, że dawno nie dawałam na luz więc wyjęłam ponownie butelkę malinówki, strzeliłam 3 kolejki i włączyłam telewizor. Chwilę później urwał mi się film.

Obudziłam się następnego dnia o 16 po południu. Przede mną stała pusta litrowa butelka po nalewce. Telewizor był włączony a w całym mieszkaniu świeciło się światło. Cholera, nieźle pojechałam... Obraz rozmazywał mi się przed oczami... Po omacku sięgnęłam po telefon który jak przypuszczałam leżał na stoliku w salonie obok sofy na której zasnęłam... Niestety, machnęłam niefortunnie ręką dzięki czemu przejechał na drugą stronę ławy i finalnie wylądował na podłodze. Zmusiło mnie to do podniesienia się z kanapy. Z głębokim westchnieniem które przerodziło się w potężne ziewnięcie, przetarłam oczy. Siedziałam tak kilka dobrych sekund i próbowałam ogarnąć sytuację. Straciłam wątek po co wstałam. A, tak... telefon inteligencie. Gdy już wylądował w mojej dłoni i rozświetliłam ekran, ujrzałam tapetę AC/DC. Nagle przypomniałam sobie o akcji z zamianą telefonów. O Boże, Michał pewnie umiera z niepokoju, powinnam jak najszybciej spotkać się z tym gościem aby odzyskać co swoje. Na którą byliśmy umówieni? To dzisiaj? Boże.. co dziś w ogóle jest?... Straciłam rachubę czasu... W ogóle jakim prawem doprowadziłam się do takiego stanu?!
I wtedy przypomniałam sobie już wszystko... Blondynkę, zdjęcie i rozmowę... Załkałam cicho... Nie, nie, nie... to nie może być prawda! Nie wierzę w to!..
A może jednak?.. Skąd mogę wiedzieć? Nigdy się nie dowiem, a to jest zawsze coś...  Może z kimś bliskim wreszcie będzie mi łatwiej zrozumieć co się dzieje i ogarnąć życie? W sumie, fajnie byłoby mieć siostrę... Tylko.. czy ona naprawdę jest moja siostrą?.. Jak mam jej zaufać??
Pomyślałam że przydałyby się badania DNA na stwierdzenie jej prawdomówności, ale sekundę później ogarnęłam że to przecież niemożliwe.. No cóż, pozostaje mi nic innego jak zaufać.. Miała znajome oczy, może coś w tym jest...

***

- To Ty... - powtórzyłam i zaczęłam się w nią przenikliwie wpatrywać. Musiałam sprawić żeby wpuściła mnie do środka... Inaczej wszystko się posypie.
- Kim jesteś? - zapytała - I czego przychodzisz tutaj o tej porze?
Klasyk. Ale nie ma opcji tłumaczenia się na klatce schodowej. Muszę dostać się do środka.
- Mogę wejść? - zapytałam szeptem.
- Skąd mam wiedzieć, czy to nie jakiś podstęp? - była bardzo ostrożna. Zaczyna się.
- A czemu miałabym Cię oszukać? - zapytałam.
Starałam się aby mój głos brzmiał jak najbardziej niewinnie.
- Dobra, słuchaj, nie wiem. Ale jeśli masz do mnie jakąś sprawę to przyjdź może o normalnej porze, bo teraz to mi na kilometr pachnie podstępem...
Kurde, no laska, nie pierdol.
- Hej... słuchaj, nie wiem co takiego przeszłaś ostatnio, ale może zaufaj ten ostatni raz? Przyszłam o tej godzinie ponieważ szukałam Cię już od dłuższego czasu, ale jestem tutaj pierwszy raz i miałam niezły problem z orientacją w terenie. Przyszłam na piechotę z tamtego miasta, pytałam już chyba wszystkich możliwych osób czy ciebie znają, wysiliłam się niesamowicie żeby Cię znaleźć, to może teraz poświęć mi chwilkę żeby się dowiedzieć o co chodzi? - odpowiedziałam zmęczonym głosem.
Grałam zmęczonego wędrowce. Makijaż i lekkie wory pod oczami ułatwiły sprawę.
- No to mów.
- Nie chcę mówić o tym w progu. To zbyt poufne i prywatne sprawy...
Zaczynało mnie to wkurzać. Nie wiedziałam, że tak trudno będzie po prostu dostać się do środka. Jeszcze raz... spokojnie...
- Masz jakiś dowód swojej wiarygodności? - zapytała.
Przypomniałam sobie o zdjęciu pomachałam jej nim przed oczami.
- To jest coś, co na pewno Cię przekona. Zaufaj mi.
Brzmiałam naprawdę wiarygodnie. Ja już dawno bym się skusiła.
- Dobra... wchodź. Ale masz 5 minut.
No chyba żartujesz.
- Obawiam się, że to za mało.
- Jeśli mnie zainteresujesz, może łaskawie podaruję Ci więcej mojego cennego czasu - uśmiechnęła się.
Coraz lepiej, coraz lepiej...
- Coś do picia? Wyglądasz na zmęczoną... - zaproponowała.
- Tak, wody poproszę - odpowiedziałam z uśmiechem.
Idealnie, może jeszcze uda mi się coś dorzucić jej do tego... Dwie pieczenie na jednym ogniu.
- No więc słucham.
- Nie wiem od czego zacząć... - udałam zrezygnowaną. Cały czas kurczowo trzymałam zdjęcie.
- Może od początku...?
Spojrzała na zdjęcie.
- Mogę zobaczyć co tam masz? - zapytała.
Punkt dla mnie. Udało mi się wzbudzić jej zainteresowanie.
- Może... no nie wiem... może dziwnie to zabrzmi... ale... - jąkałam się.
- Tak?
- Czy osoba na tym zdjęciu... to... to Ty? - wydukałam.
- No pokaż... - odpowiedziała zdziwiona.
Spojrzała na fotografię. Zaczęła uważnie się przypatrywać...
- Skąd masz to zdjęcie? - zapytała nieufnie.
- Od mojej mamy... - wymyśliłam.
- A skąd Twoja mama ma moje zdjęcie? - drążyła.
Westchnęłam. Czas zacząć opowieść...
- To może zacznę od początku.
- Chyba tak będzie najlepiej. Na razie nic z tego nie rozumiem.
- Przygotuj się na niewesołe wieści...
- Nazywam się Julia. Julia Wieczorek.
Tak sobie wymyśliłam. Zawsze podobało mi się to imię.
- Ostatnio dowiedziałam się jednak, że nie jest to moje prawdziwe nazwisko... Powinnam nazywać się Mrozińska...
- Jak to? Przecież to moje nazwisko? - zapytała zdezorientowana.
- Otóż... To co teraz powiem, może będzie dla Ciebie trudne ale uwierz mi, dla mnie też było.. Twój tata, Robert, miał romans. Jestem jego córką.
Wybałuszyła oczy. Szok. Prawidłowo.
- Co kurwa?! Co ty pieprzysz?! - wykrzyczała mi prosto w twarz.
- Spokojnie... - nie spodziewałam się aż tak ostrej reakcji więc trochę zbiło mnie to z tropu.
- Jak mam być spokojna jak Ty mówisz mi o takich rzeczach?!?
- Wiem... to dla Ciebie szok, dla mnie też, niedawno dowiedziałam się że mam siostrę... Ciebie.
- Co? Nie jestem żadną Twoją pieprzoną siostrą! To jakiś żart! Daj mi jakiś dowód na to!
Brzmiała ostro. Wybiła mnie z rytmu więc musiałam zabłysnąć jej jakimiś faktami żeby teraz w to uwierzyła. Postanowiłam wyciągnąć asa z rękawa.
- A proszę, mogę dokładnie opisać jak wyglądał, czym się interesował, podać datę a nawet charakterystyczne znaki... Wszystko wiem od mamy.
Byłam pewna siebie. Miałam dobrą wyobraźnię i umiałam improwizować.
- Na przykład?
- Miał znamię na lewej ręce w kształcie półksiężyca... i charakterystyczne szare tęczówki.
Teraz to ona była zbita z tropu. Brawo ja. Tylko pociągnąć tą ściemę i laska jest moja...
- Skąd to wiesz?!
-  Całą historię opowiedziała mi moja mama. Znali się z liceum i dosyć długo ze sobą kręcili, po czym przez przypadek poznał Twoją mamę - zakochał się. Zostawił Alicję z dnia na dzień, choć wcześniej był z nią ponad rok, nawet spali ze sobą kilka razy - stąd ja... Niestety. Moja mama się załamała i gdy tylko mnie urodziła natychmiast zerwała kontakt i wyjechałyśmy do Wielkiej Brytanii by tam przez 16 lat żyć jako Juliet i Alice Greenwood. Dwa lata temu wróciłyśmy do Polski. Oni przypadkowo się spotkali. Poznali się prawie bez problemu mimo upływu takiego czasu. Uczucie odżyło i nawet spotkali się kilka razy, przynajmniej tak twierdzi moja mama. Niby tylko na kawę, po przyjacielsku. Ale kto ich tam wie...W ten weekend ona pojechała za nimi do Zakopanego. Obserwowała ich, sama nie wiem po co, tego mi nie powiedziała... A w feralny dzień kiedy wracali już do domu, ona jechała za nimi... Widziała cały wypadek i to ona zadzwoniła po pomoc, próbowała udzielić im pomocy, niestety było już za późno...
Po moim policzku spłynęła jej łza... Wykorzystałam to i objęłam ją. Kolejny plus dla mnie, byłam cierpliwa i współczująca... Taka jaka powinna być osoba troskliwa. Powoli wychodziłam na prostą.
- Nie martw się.. - szepnęłam jej - Oni są już szczęśliwi...
Nagle wstała z kanapy, podeszła do barku i wyjęła butelkę jakiegoś trunku. Wykorzystałam fakt iż na chwilę się odwróciła więc wrzuciłam jej dwie małe pastylki do soku. Uśmiechnęłam się pod nosem. Z alkoholem zadziałają momentalnie. Wypiła 3 kolejki i wróciła na sofę. Popatrzyłam z udawanym współczuciem. Teraz tylko taktownie zakończyć i po wszystkim...
- Też tak miałam gdy Alicja opowiedziała mi całą tą historię... Przez 16 lat żyłam w świadomości, że on nie żyje, wyjechał, coś... nigdy o nim nie pisnęła słowa, zawsze zbywała "Juliet, kiedy indziej Ci to wytłumaczę... potrzebuję czasu..." A ja nigdy nie chciałam jej denerwować więc odkładałam i odkładałam... Aż w końcu nie wytrzymałam i podstępem zmusiłam ją do wygadania się. Gdy się o tym dowiedziałam miałam depresję przez tydzień... Zawsze mi czegoś w życiu brakowało, a on żył sobie ot tak, kilkaset kilometrów ode mnie... I nawet nigdy go nie spotkałam, nie rozmawiałam z nim... Znam go tylko ze zdjęć... Myślisz, że mnie to nie boli?...
Ej zaraz, ja też byłam ofiarą nie? Milczałyśmy dłuższą chwilę. No maa, teraz Twoja kolej, co ty na to?
- Posłuchaj, ja potrzebuję teraz chwili aby to przetrawić... - odpowiedziała -  Rozumiesz? Proszę Cię, możemy pogadać jutro?
- Jasne kochana, nie ma sprawy... - zapewniłam ją - Masz tu mój numer, pisz smsa, będę czekać.
Dobrze wiedziałam, że przynajmniej do jutra nie zadzwoni... Przecież jej telefon miał Rafał.
Przytuliłam ją na pożegnanie a ona odprowadziła mnie do drzwi.
- Trzymaj się - rzuciłam i odeszłam.
Gdy tylko wyszłam z bloku głęboko odetchnęłam. Ziarno niepokoju zasiane, teraz tylko je pielęgnować i czekać na efekty. Zachichotałam pod nosem.
Kocham tą robotę...

***

Napisałam smsa do tego kolesia że nie przyjdę dziś... Nie byłam w stanie, było mi wszystko jedno czy odzyskam własność dziś czy jutro... Było już po południu a umawialiśmy się gdzieś na rano jeśli dobrze pamiętam... Trudno, poczeka sobie... Najbardziej obawiałam się co z Michałem... Pewnie zadręczał się dlaczego nie odpisuję ani nie dzwonię.
Aby zająć myśli włączyłam telewizor. W telewizji leciała właśnie powtórka "Władcy Pierścieni" więc obejrzałam do końca. Nie byłam jednak w stanie skupić się na filmie bo cały czas prześladowały mnie myśli. Ta rozmowa nie dawała mi spokoju. Czułam, że jej nie skończyłyśmy.
Postanowiłam podzielić się tym wszystkim z Leną więc odwiedziłam ją w szpitalu. Opowiedziałam jej o całej tej sytuacji i dowiedziałam się, że uważa iż to dobry znak. Fakt, to koszmar, że dowiedziałam się takiej prawdy o swoim ojcu, ale dobrze jest mieć siostrę, w końcu będę miała kogoś bliskiego z kim będę mogła sobie pogadać. Trochę racji w tym jest. Miejmy nadzieję, że to mimo wszystko dobry znak, mimo moich wątpliwości. Okazało się też, Lena już za dwa dni wychodzi ze szpitala.
Następnego dnia spotkałam się wreszcie na wymianę telefonów.
- Cześć piękna - przywitał mnie.
W odpowiedzi ze zdziwienia uniosłam brwi.
- Piękna? Coś ty nagle taki miły?
- Ja zawsze - kontynuował.
- Nie wydaje mi się. Dwa dni temu brzmiałeś dosyć... niemiło.
- No wybacz, byłem troszkę zdenerwowany, ale nie mów że Ty nie... Że też akurat musiała się zdarzyć taka fatalna pomyłka..
- Fakt, trochę mi to nie na rękę, ale mniejsza z tym. Dawaj telefon - powoli się niecierpliwiłam.
- No ale wiesz... - sięgnął do kieszeni po urządzenie - Jakby nie to, nie miałbym szansy poznania takiej pięknej kobiety... - powiedział zalotnie.
Czy on mnie próbuje poderwać?
- Nie bądź żałosny...
- Co proszę?
- Mam chłopaka i zero chęci na podryw...
- Nie ma wagonu którego nie da się odczepić - zaśmiał się.
- Owszem, ale jak na razie dobrze mi z nim więc nie zamierzam tego robić... - zbywałam go.
- No jasne, rozumiem. Ale może chociaż kawa? Taka na przeprosiny?
Przewróciłam oczami.
- Posłuchaj, nie mam ochoty na podryw...
- Nic z tych rzeczy!
- Więc?
- Tak jak mówię. Mam ochotę na kawę, a zawsze to lepiej smakuje w towarzystwie, zwłaszcza tak zjawiskowej dziewczyny...
Westchnęłam. Męczyło mnie to, ale nie wyglądał na takiego który łatwo ustąpi.
- Dobra, ale musisz chwilę poczekać. Muszę zadzwonić do chłopaka.
- Zapytać o zgodę? - zarechotał.
- Nie - zmroziłam go wzrokiem - Nie kontaktowałam się z nim dwa dni a właśnie wyjechał, więc na pewno się martwi. Po prostu.
- Och, powiadasz że wyjechał... Tym lepiej.
Puściłam to mimochodem po czym spojrzałam na telefon. 5 nieodebranych połączeń i 10 wiadomości. Tak jak myślałam. Prędko wybrałam jego numer.
- Halo? Cześć...
- Weronika?! No nareszcie! Już się bałem co się stało! Czemu nie było z Tobą kontaktu??
- Nie zgadniesz... Zgubiłam telefon, zaraz po tym jak Cię odprowadziłam.
- No co Ty...
- Niestety. Może nawet nie zgubiłam tylko po prostu doszło do fatalnej pomyłki. Spieszyłam się na autobus i zderzyłam się z takim jednym chłopakiem który miał taki sam. Szybko chwyciłam ten który leżał bliżej mnie i pobiegłam na przystanek. Chwilę później się zorientowałam, ale byłam już w autobusie. Zanim skontaktowałam się z właścicielem zeszło mi właśnie dwa dni...
- O kurcze, no popatrz jaka przygoda - zaśmiał się.
- No wiesz? Nie było mi do śmiechu... Dobrze że udało mi się złamać hasło na ekranie bo inaczej byłoby gorzej...
Tym razem to chłopak spiorunował mnie wzrokiem i zaczął coś grzebać w swoim telefonie. Chyba zmieniał hasło na inteligentniejsze. Zachichotałam.
- Nieważne...
- Dobra ja muszę kończyć bo zaraz idziemy z chłopakami na miasto trochę pozwiedzać. Zadzwonię wieczorem po koncercie.
- O właśnie a jak tam pierwszy występ?
- Świetnie... Jest lepiej niż się spodziewałem, ale serio, więcej opowiem Ci wieczorem bo już mnie poganiają. Do usłyszenia, buziaki!
- Buziaki, pa! - pożegnałam się.
- Ooo, jak słodko! - przedrzeźniał mnie chłopak.
- Przestań! - zgromiłam go - A tak w ogóle to jak masz na imię?
- Kuba.
- Weronika - odpowiedziałam podając mu rękę.
- To co, kawka? - uśmiechnął się.
- No dobra, ale tak na szybko, nie licz na nic innego!
- Jasne jasne! - wybronił się - Chodź, za rogiem jest świetna i tania kawiarnia.
- Tania? - zaśmiałam się.
- No przepraszam, chyba myślisz że nie będę fundował jakąś mega drogą kawę dziewczynie która nawet nie chce szybkiej randki? - zripostował.
Zaśmialiśmy się. Wydawał się całkiem sympatyczny mimo iż nie zrobił na mnie dobrego pierwszego dobrego wrażenia. Cóż, zawsze można się pomylić.
- No jasne, jasne...
- To co, wolisz droższą kawę i randkę?
No podrywa mnie, no.
- Może innym razem.
- Ha! Nie zaprzeczyłaś! Czyli mam szansę!
- Ale też nic takiego nie powiedziałam!
- Ale zasugerowałaś... - powiedział zalotnie.
- Dobra chodźmy już bo w takim tempie nie dotrzemy do kawiarni a jeszcze..
- No co? - zaśmiał się.
- Nieważne!
Nie powiem, miło mi się z nim rozmawiało. Ale zarywał do mnie nieprzeciętnie. Kawa była dobra, porozmawialiśmy na sztampowe tematy. O muzyce, zainteresowaniach, hobby i bieżących sprawach. Nie chciałam mu za dużo opowiadać konkretnie więcej szczegółów o sobie, bo mimo wszystko nie czułam potrzeby bliższego poznawania się z nim.
- Dobra, muszę się zbierać, za chwilę mam autobus...
- Pozwól, że Cię odprowadzę, również idę w tę stronę.
- Zgoda, chodźmy.
Przez drogę również rozmawialiśmy i dotarliśmy jeszcze przed czasem.
- No to co, kiedy widzimy się następnym razem?
- W najbliższym czasie raczej nie...
- Dlaczego?
- To miała być tylko kawa, nie jakaś randka, pamiętasz?
- Ale chyba fajnie nam się gadało? Przynajmniej ja tak to odebrałem...
- Tak, ale już mówiłam, że mam chłopaka i jestem wierna więc nie chodzę na randki!
- Przecież wyjechał, o niczym się nie dowie... - znów użył tego swojego zalotnego głosu i delikatnie zbliżył się do mnie.
- Przestań, gdybyś był w związku nie robiłbyś takich rzeczy!
- A skąd wiesz, że nie jestem?
- Bo mnie podrywasz, a zakładam że jesteś sympatycznym facetem i nie robiłbyś takich rzeczy swojej ukochanej.
- Dzięki za komplement, piękna - natychmiast podłapał.
W oddali ujrzałam mój autobus.
- Dobra ja lecę. Być może do zobaczenia, ale nic nie obiecuję.
- No dobra... - posmutniał.
- Oj przestań.. Takie rzeczy na mnie nie działają - powiedziałam z lekkim zażenowaniem.
- A takie? - zapytał, po czym chwycił mnie w pasie i namiętnie pocałował.
Zaskoczył mnie. Nawet nie zdążyłam się odsunąć. Uległam.

wtorek, 13 października 2015

#18 "Szansa"

Nie mogliśmy w to uwierzyć.
Enej proponował nam współpracę!
Michał miał wyruszyć z nimi w trasę koncertową!
Skutki jego występu na tym festiwalu przeszły moje najśmielsze oczekiwania... Jak się później okazało to był dopiero początek.
- Ekhem... Eee... - Michał tak jak ja, był w ciężkim szoku - Ale że ja?...
- Tak, Ty!
- Wy proponujecie mi współpracę?!
- Taak... - zaśmiał się wyraźnie rozbawiony Piotr.
- To są jakieś żarty?
- Jak najbardziej nie. Mówimy całkiem serio, chcemy dać Ci szansę bo wywarłeś na nas bardzo dobre wrażenie i chcemy pomóc Ci się rozwinąć.
- Dodatkowo, jeśli się zgodzisz i ludzie Cię polubią, może damy Ci namiary do naszej wytwórni, żebyś zgłosił się na przesłuchanie z naszego polecenia - przekonywał go.
- Poczekajcie chłopaki, muszę się zastanowić, przemyśleć... Nie tak od razu.. - odpowiedział Michał.
- No jasne... rozumiemy, ale miej na uwadze, że nie będziemy czekać w nieskończoność bo pierwsze koncerty z trasy czekają nas już za trzy dni.
- Postaram odpowiedzieć się wam jak najszybciej ale dajcie mi wrócić do domu i chociaż to rozważyć. Ile ta trasa by trwała?
- Miesiąc niecały, zaczynamy od wtorku a kończymy na początku lipca. To jest jakieś 15 koncertów jeśli się nie mylę, tak?
- Coś w tym stylu - odpowiedział Mynio - Po całej Polsce, trasa promująca "Paparanoję" ciąg dalszy - uśmiechnął się.
- Okej, okej, czaję. Dajcie mi to przemyśleć.
- Jasne, czekamy do jutra.

Oboje byliśmy w niezłym szoku więc czym prędzej wróciliśmy do hotelu by przemyśleć całą sprawę. Otworzyliśmy butelkę wina którą wcześniej zamówiliśmy i włączyliśmy delikatną muzykę w tle.
- Wiem że powtarzałem to już z tysiąc razy, ale nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało...
- Ja też... ale może skupmy się na decyzji którą musisz podjąć...
- Nawet nie wiesz jakie to dla mnie trudne. Z jednej strony... wiesz jaka to dla mnie ogromna szansa?! Pojadę w trasę, mimo iż tylko na miesiąc, ale przez ten czas mogę zyskać tylu fanów ilu musiałbym zdobywać przez pół roku... A skoro tak dobrze teraz wystartowałem na festiwalu mam nadzieję, ze teraz tak szybko o mnie nie zapomną. Więc dobrze byłoby iść za ciosem. Może nawet jakaś wytwórnia by się mną zainteresowała.
- Perspektywa jest piękna...
- Z drugiej jednak strony... Nie wiem jak przeżyję tą rozłąkę z Tobą.. Poza tym, masz na głowie Lenę w poważnym stanie i musisz się nią opiekować. Nie chcę Cię zostawiać z tym samej. Dodatkowo, nie zapominajmy o tym, że matka Leny nadal jest na wolności i te pozostałe osoby z którymi nie mamy dobrych wspomnień. A co jeśli znów się coś zdarzy nim zdążę wrócić? Przeprowadzkę musimy odłożyć na czas trasy, nie ma opcji że dasz radę to sama ogarnąć.
- A no właśnie...
Siedzieliśmy dłuższą chwilę w ciszy rozważając wszystkie za i przeciw.
- Ale popatrz, jeśli pojedziesz w trasę - dodałam - na pewno zarobisz trochę więc byłoby nam łatwiej.
- Tylko że, to jest prawie miesiąc rozłąki, co jeśli stan Leny się pogorszy i będziesz potrzebowała mojej pomocy?
- Ja sobie z Leną poradzę, przecież już nie raz dawałam radę. Nawet nie wiesz ile razy uratowałam jej dupę, zanim my się jeszcze poznaliśmy.
- Nie przeczę, ale mimo wszystko boję się o Was...
- Miło nam, że się troszczysz, ale ta trasa wyjdzie nam na dobre. Patrzmy optymistycznie - to TYLKO miesiąc, jakoś przeżyjemy, w końcu mamy XXI wiek, co nie? - powiedziałam z uśmiechem, choć w głębi duszy chciało mi się wyć na myśl o nadchodzącym rozstaniu. Michał i Lena byli dla mnie wszystkim.
- Jak ja nienawidzę takich momentów w życiu. Każda decyzja tak czy siak niesie ze sobą i dobre i złe skutki.
- Nie wiem jak Ty, ale ja muszę się z tym przespać. To nie jest decyzja którą można podjąć ot tak. Odłóżmy to do jutra. Ja idę się wykąpać i zaraz potem wskakuję do naszego małżeńskiego łoża.
- Masz rację. Zadzwonię jeszcze tylko do Leny, zapytam jak się czuje i czy oglądała występ. Obiecałam przecież. Zaraz potem kładę się spać... Zaraz zaraz, co? Jakiego łoża?!
- No przecież sama mówiłaś, że czeka nas ciekawa noc! - zachichotał uroczo.
- Chyba kpisz! Przecież żartowałam!
Jego uśmiech momentalnie znikł.
- A dasz się chociaż przytulić?
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zastanowię się.
- Hej!
- No dobra... - uległam.
Skomentował to tym swoim rozbrajającym uśmiechem. Poddałam się.

Obudziłam się rano wtulona w Michała. Było stosunkowo wcześnie, ale ja czuła się wyspana. Delikatnie odwróciłam głowę i spojrzałam na niego. Tak słodko kimał, że nie odważyłam się go obudzić. Postanowiłam wykorzystać być może ostatnie chwile w jego objęciach. Im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej docierało do mnie jak wielką odwalił robotę i jak bardzo zasługuje na to, gdzie jest teraz. Fakt faktem, być może nie miał jeszcze wielu fanów, ale Ci którzy byli, byli niesamowici. Zdałam sobie z tego sprawę wczoraj, gdy rozdawał autografy przy barierkach. Dotychczas pojawiali się oni w liczbach - ilość subskrybentów na YouTube, lajki na Facebooku, obserwujący na Twitterze... Teraz zobaczyłam tych ludzi na żywo i wiedziałam, że Michał jest dla nich kimś ważnym. Plus, to co powiedział wczoraj również było prawdą. Najlepiej jest iść za ciosem. Skoro teraz stał się popularny poprzez wczorajszy występ to ludzie będą chcieli więcej. Współpraca z Enejem dobrze mu zrobi.
Leżałam tak jeszcze długi czas rozważając, obie opcje i wyobrażając sobie jak to może zmienić nasze życie. Jakie będą plusy i minusy każdej z dróg którą pójdzie. Chyba jeszcze nigdy nie miałam do podjęcia w życiu tak ważnej decyzji, a jeśli miałam, to ta sytuacja przebijała poprzednie. Byłam rozdarta.
Michał obudził się półtorej godziny później. Był cały rozanielony, widać było, że dobrze spał.
- Cześć kochanie... - powiedział jeszcze zaspanym głosem - Nie śpisz już?
- Już od dłuższego czasu nie.  Leżałam sobie przy Tobie i rozmyślałam.
- O czym?
- A jak Ci się wydaje?..
Jego błogi uśmiech znikł.
- I co wymyśliłaś?
Widząc jego wyraz twarzy, zdałam sobie sprawę, że nie mogę go tak zranić. To było jego marzenie. Zapracował sobie na to i teraz gdy zdarzyła się szansa, trzeba ją wykorzystać. Na następną taką okazję możemy czekać tygodniami, miesiącami a może nawet...
- Zgadzam się.
- To znaczy? - zapytał przecierając oczy i jeszcze nie do końca ogarniając co właśnie powiedział.
- Daję Ci wolna rękę. Przemyślałam to ze swojej strony. Wiem jaka to jest dla Ciebie szansa i zdaję sobie sprawę, że w pełni na to zasłużyłeś. Głupotą byłoby tego nie wykorzystać. Jedź. Jedź w tą trasę i baw się dobrze - uśmiechnęłam się.
Oczy mu rozbłysły i momentalnie wykrzyknął:
- Naprawdę?! O mój Boże... nawet nie wiesz jak się cieszę, że to akceptujesz!
- Tylko masz tego nie spieprzyć - pogroziłam mu palcem.
- Jasne, jasne! Będę grzeczny! - krzyknął z radości, po czym przytulił mnie mocno. Uległam, ulżyło mi. Dotarło do mnie, że podjęłam słuszną decyzję.
- To będzie dla nas duża próba.
- Wiem.. a my sobie nie poradzimy?! Przecież już tyle przeszliśmy! Weronika...
- Tak?
- Mówiłem Ci już jak bardzo Cię kocham?...
- Może raz, czy dwa...
Popatrzył na mnie zrezygnowany, a ja parsknęłam śmiechem.
- Kocham Cię...
- Ja Ciebie też.

Gdy już ogarnęliśmy się i zjedliśmy przepyszne śniadanie, zdecydowaliśmy że jak najszybciej wrócimy do domu. Chcieliśmy wykorzystać ostatnie chwile razem, a poza tym Michał musiał się przecież spakować i powiedzieć o wszystkim rodzicom. Dobrze, że chociaż oni w pełni akceptowali tryb jego życia, więc najprawdopodobniej nie będzie żadnych problemów z wyjazdem.
- Idę do pokoju chłopaków, powiem im o mojej decyzji.
- Poczekaj, pójdę z Tobą - uśmiechnęłam się - Chcę się z nimi pożegnać i zobaczyć ich reakcję.
Zapukaliśmy więc do pokoju naprzeciwko. Otworzył nam Piotr.
- Cześć! Co tam?
- Podjąłem decyzję.
- W sprawie trasy? No to wchodźcie... - gestem dłoni zaprosił nas do środka.
- Może nie będę owijał w bawełnę, po prostu... zgadzam się. Jadę z wami.
- No to świetnie! - ucieszył się Lolek - Dobra decyzja! Na pewno tego nie pożałujesz!
- Już się nie mogę doczekać. Postanowiłem zrezygnować z reszty festiwalu, wrócić do domu i spakować się, skoro już za chwilę wyruszamy.
- Tak wyruszamy w poniedziałek wieczorem, we wtorek mamy pierwszy koncert.
- Jeśli chodzi o Twoje korzyści z wyjazdu przedstawiają się one następująco: 30% z każdego koncertu idzie dla Ciebie z czego musisz sobie opłacić hotel i dołożyć się do transportu. Bieżące wydatki również z tej kwoty, co zostanie, jest Twoje. Jeśli wywiążesz się z umowy damy Ci namiary do naszej wytwórni i polecimy, że przychodzisz od nas. Wtedy przesłuchanie masz na bank i jeśli tylko dasz z siebie 101%, z Twoim talentem i zaangażowaniem, kontrakt i płytę w zasadzie masz w kieszeni.
- Dzięki wielkie za taką szansę, nie wiem jak mam się Wam...
- Chłopie nie dziękuj, tylko to wykorzystaj. Mam nadzieję, że Ci pomożemy. To dla nas drobnostka a Ty możesz się przez to mega wybić. Rzadko zdarzają nam się takie talenty, a my będziemy dumni że pomogliśmy Ci się rozwinąć. Może nawet zrobimy jakąś kolaboracje razem?
- Byłoby mega!
- Zastanowimy się nad tym. A teraz wracaj i szykuj się. Zapowiada się dobry miesiąc!
Pożegnaliśmy się z chłopakami i wróciliśmy do pokoju. Michał poszedł nas wymeldować a ja za ten czas spakowałam nas obojga. Szczęście nam dopisywało, bo gdy dotarliśmy na dworzec okazało się, że za niecałe 15 minut mamy autobus powrotny. Modliłam się, żeby tylko były miejsca.
Moje modły zostały wysłuchane i odetchnęłam z ulgą, gdy autobus podjechał na stanowisko a wsiadło do niego niespełna dziesięć osób, razem z nami. Godzinę później byliśmy w domu.

Gdy tylko wróciłam do mieszkania, zadzwoniłam do Leny z aktualnymi wiadomościami i zapowiedziałam jej, żeby szykowała się na wieczór, bo na pewno wpadnę na ploty. Czuła się już o wiele lepiej, ale głos nadal miała słaby. Potrzebowała trochę pozytywnej energii.
Gdy tylko rozpakowałam swoje bagaże i zjadłam coś konkretnego pojechałam do szpitala. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami, poczynając od odebrania nas przez Andrzeja, przez próby do występu, podpisywanie autografów, festiwal, aż do samej propozycji Eneja. Kazała przekazać gratulacje Michałowi i powiedziała, że podjęliśmy dobrą decyzję. Dowiedziałam się, że czuje się już lepiej i niedługo będzie mogła wyjść ze szpitala. Co prawda ręka i żebra będą zrastały się jeszcze długi czas, ale w te rany może kurować już w domu. Rozmawiałyśmy jeszcze kilka godzin, więc do domu wróciłam późno w nocy. Z radością położyłam się do własnego łóżka, mimo iż to hotelowe było mega wygodne. Jednak stare porzekadło mówi samą prawdę - wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Momentalnie zasnęłam znużona emocjami tego dnia.

Gdy następnego dnia z ciekawości zajrzałam na kanał Michała, nie mogłam uwierzyć. Ilość jego subskrybentów w ciągu dwóch dni podniosła się do 65 tysięcy! Lajki na oficjalnym fanpage'u na facebooku wzrosły z 20 do 35 tysięcy! To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Michał wyjeżdżał już jutro, a ta machina nabierała coraz większego tempa. Ale najlepsze, życie zostawiło na koniec.
Ostatni wieczór spędziliśmy razem.
- Obiecaj, że będziesz dzwonić codziennie.
- Jak mógłbym nie? Nie przeżyłbym bez Twojego głosu.
- Ja mówię serio. Ufam Ci Michał.
- Doceniam to, i obiecuję, że Cię nie zawiodę. Jeszcze zobaczysz jak wrócę z tej trasy w kieszeni mając wizytówkę wytwórni. Teraz to jest mój cel. Potem pójdzie już z górki.
- Codziennie będziesz miał ten sam repertuar?
- Nie, postaram się napisać coś nowego. Poza tym jak myślisz, co ja będę robił całe dnie gdy będę miał tyle czasu wolnego? Hotele zbrzydną mi do reszty, ale wolny czas wykorzystam na nową twórczość. Przede mną miesiąc niesamowitej inspiracji i weny, już obiecałem moim słuchaczom wrzucić co najmniej 3 nowe kawałki.
- Proszę Cię, nie przemęczaj się. Musisz być w dobrej formie na przesłuchanie...
- Spokojnie, wszystko ogarniam.
- Mam nadzieję.
- A Ty? Poradzisz sobie z Leną? Kiedy wraca ze szpitala?
- Za półtora tygodnia.
- Jeszcze tyle czasu będziesz sama?
- Spokojnie, poradzę sobie... Bywało gorzej, mój drogi.
- Wiem kochanie, będzie dobrze. Obiecuję Ci, że minie nam to jak z bicza strzelił.
Resztę wieczoru spędziliśmy oglądając jakąś komedię romantyczną, popijając delikatne wino kupione jeszcze w hotelu. Świętowaliśmy sukces lecz jednocześnie coraz bardziej uświadomiliśmy sobie fakt rozłąki która nas czekała. Nie mogłam określić mojego nastroju teraz. Z jednej strony cieszyłam się, z drugiej było mi tak cholernie smutno...
To tylko miesiąc...

Nazajutrz odprowadziłam go na miejsce odjazdu.
- Pierwszy przystanek? - zapytałam.
- Poznań.
- Kurcze to kawał drogi... Koniecznie napisz mi jak dojedziecie.
- Oczywiście.
- No to cóż... nie pozostaje mi nic innego jak tylko życzyć Wam powodzenia. Udanych koncertów i wspaniałej publiczności - uśmiechnęłam się.
- Dzięki - odpowiedzieli chłopaki.
- Dziękuję kochanie - powiedział Michał i na chwilę odeszliśmy a bok by się pożegnać.
- Mistrzu, masz minutkę potem odjeżdżamy! - krzyknął Lolek.
- Jasne, jasne, już idę! - odkrzyknął po czym zwrócił się do mnie - Kocham Cię. Przetrwamy to. Pamiętaj.
W odpowiedzi pożegnaliśmy się czule. Gdy bus odjechał jeszcze długo patrzyłam za nim w dal. Zastanawiałam się, co Michał teraz czuje. Spacerowałam długo po mieście, słuchając Taylor i Shawna. Tym razem nie byłam w stanie puścić Eda ponieważ od razu przypominał mi się Michał. Zawędrowałam nad most na którym zwykle lubiłam przesiadywać i rozmyślać. Przypomniały mi się wszystkie piękne chwile. Album 1989, Red, Speak Now i Handwritten przewijał się losowo z wyłączeniem radosnych piosenek. Gdy trafiłam na "Everything Has Changed" rozkleiłam się całkowicie. Postanowiłam wrócić do domu, bo tam przynajmniej mogłam się czymś zająć. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę centrum. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że zawędrowałam tak daleko. Powrót zajął mi dobre 30 minut. Byłam już stosunkowo blisko przystanku a na domiar złego w oddali zobaczyłam zbliżający się autobus. Było już dosyć późno więc był to ostatni mój środek transportu do domu. Ruszyłam biegiem w stronę przystanku. Biegłam szybko w międzyczasie chcąc wyjąć z torebki portfel i drobniaki na bilet. Jak na złość wchłonęły go jej czeluści. Musiałam zdjąć ją z ramienia i skupić się na zawartości. Zrobiłam to cały czas biegnąc. Nagle poczułam uderzenie w lewe ramię i wylądowałam na chodniku. Spojrzałam wokół siebie by zorientować się sytuacji... Okazało się, że zderzyłam się z jakimś typkiem który nie patrzył przed siebie tylko w swój głupi telefon.
- Patrz jak idziesz! - wykrzyknęłam zdenerwowana widząc jak mój autobus jest już prawie na przystanku, a ja wciąż daleko od niego.
- No chyba Ty! Jak się biegnie to patrzy się przed siebie a nie szuka bibelotów!
- Spierdalaj!... - wkurzona rzuciłam w jego stronę już dźwigając się z ziemi. W wyniku zderzenia z torebki wypadł mi portfel, telefon i kilka drobnych rzeczy. Szybko zebrałam je i wrzuciłam do środka. On zrobił tak samo również podnosząc swój telefon i słuchawki z chodnika. Mam nadzieję, że jego najnowszy smartfon potłukł się w najlepsze w zamian za jego głupotę.
- Idiota... - prychnęłam pod nosem i pobiegłam w stronę autobusu.
Zdążyłam dosłownie w ostatniej sekundzie. Kierowca zdążył już zamknąć drzwi, ale widząc mnie dobijającą się rzez szybę, łaskawie postanowił mi otworzyć. Cała zdyszana poprosiłam o bilet i usiadłam na wolnym miejscu. Przez dobre pół minuty łapałam oddech a gdy już ustabilizowałam puls, sięgnęłam do torebki po telefon by sprawdzić godzinę. Przeżyłam szok. Moim oczom ukazał się ciemny ekran startowy z logiem zespołu AC/DC.
- O kurwa... co jest?!! - warknęłam wściekła.
- Dziecko. uspokój się... - upomniała mnie oburzona starsza pani siedząca w rzędzie obok.
Spiorunowałam ją wzrokiem. Już miałam jej odpyskować ale stwierdziłam, że nie mam ochoty wdawać się w dodatkowe kłótnie.
Mój telefon... Ten gość...
Jedno małe zderzenie i tak fatalne skutki.
Próbowałam sobie usystematyzować co się stało i skąd mam jakiś inny telefon. Po odtworzeniu sobie sceny zderzenia w głowie doszłam do wniosku, że najwidoczniej przez przypadek podczas zbierania się z ziemi, podmieniliśmy sobie telefony. Widocznie miał taki sam model, ale jego wylądował bliżej mnie więc automatycznie wzięłam ten nie patrząc na ekran bo przecież spieszyłam się na autobus! Co za pech!!! Byłam wściekła. Na siebie i tego kolesia. Mógł patrzeć gdzie idzie, ja tylko wyjmowałam pieniądze z torebki... Fakt, wina leżała po obu stronach ale i tak mnie nieźle wkurzył...
Nabuzowana wróciłam do domu. Nie dość, że rozklejałam się po wyjeździe Michała to jeszcze ta fatalna pomyłka. Jak ja teraz odzyskam telefon?! Zaczęłam panikować bo sytuacja wydawała się skomplikowana.
Na początku, ucieszyłam się że chociaż mam blokadę ekranu to nie będzie mi wścibsko grzebał w telefonie... Ale teraz zdałam sobie sprawę, że to gorzej. Co jak zadzwoni Michał a on odbierze? Co sobie pomyśli?... Wzbudziłam ekran jego telefonu. Pojawił się wzór do odblokowania, fuck. Weronika, myśl, skup się. Co taki facet może mieć za wzór? Moje oczy zatrzymały się na logu AC/DC i błyskawicy pomiędzy. To mogło mieć sens. Tylko z której strony i gdzie zacząć? Spróbowałam w pierwszej ćwiartce. Bezskutecznie. Później w drugiej i ku mojemu zdziwieniu, podziałało. Odblokowałam ekran, wybrałam swój numer i zadzwoniłam.
- Halo? - odebrał arogancki i poddenerwowany głos mężczyzny.
- Halo, cześć. Z tej strony właścicielka telefonu.
- Co?
- Jak to co... Chyba już się zdążyłeś zorientować, że telefon który właśnie trzymasz w dłoni nie jest Twój, co nie?
Zapadła dłuższa cisza.
- Kurwa...! - usłyszałam w słuchawce - Jak to?!
- Pamiętasz zderzenie niedaleko przystanku autobusowego dziś wieczorem?
- No jasne, nie da się tego zapomnieć...
- To ja, ta dziewczyna z którą się zderzyłeś - powiedziałam.
- O proszę, skąd masz mój numer? - zapytał głupkowato.
- To mój numer idioto...
- A, fakt.
Przewróciłam oczami. No gościu, poziom Twojej inteligencji powala.
-  Nieważne... Gdzie możemy się spotkać na zamianę?
- Zaraz, czekaj. Skoro ja mam Twój telefon to Ty dzwonisz z mojego?
- No tak, a co?
- Jak odblokowałaś ekran?!
- No cóż... Twoje hasło nie było zbyt skomplikowane.
- Pieprzona hakerka..
- Ejej, grzeczniej. Gdybym nie zadzwoniła, prawdopodobnie nigdy byś go nie odzyskał, więc raczej mi podziękuj a nie wyzywaj..
- Dobra, skończ już. Jutro w tym samym miejscu o 9?
- Może być.
- Spoko. Tylko nie grzeb mi w telefonie.
- Jakoś mnie to szczególnie nie interesuje. Chyba nie masz nic ciekawego do zaoferowania...
- Nara - rozłączył się.
Rozbawiła mnie ta rozmowa. Gość chyba nie był jakiś specjalnie inteligentny. Co dawało mi satysfakcje i spokój, raczej nie zgadnie mojego hasła. Mam tylko nadzieję, że nie będzie odbierał telefonów od Michała.
Co za dzień...
Postanowiłam się położyć i utonąć w dźwiękach ballad Shawna. Nie miałam ochoty na szalone tańce, ani ballady Eda. Nadal kojarzyły mi się z Michałem. Boże, jak ja przeżyje te dni?...

Było już dosyć późno wieczorem. Wzięłam się za czytanie książki ponieważ miałam dość gnicia w łóżku. Leżałam na sofie popijałam malinową herbatkę. Teraz gniłam na kanapie. Zawsze coś, jakaś zmiana. Przerzucałam dodatkowo kanały w poszukiwaniu alternatywy do książki. Tradycyjnie, nic ciekawego, jak to w poniedziałkową noc.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Moje ciało przeszedł dreszcz. Źle mi się kojarzyły takie sytuacje. Nie spodziewałam się nikogo, tym bardziej, że było już dosyć późno, praktycznie zbliżała się północ.
Mimo wszystko przełamałam się i po cichu podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i odetchnęłam z ulgą. To nie była Olga. Matka Leny również nie. Czyli nikt kogo teoretycznie mogłam się bać będąc sama w domu. Ujrzałam wysoką lekko uśmiechniętą nieznajomą mi blondynkę, ubraną w czerwony płaszczyk w kratkę. Ostrożnie i powoli otworzyłam drzwi, zachowując zasadę ograniczonego zaufania. Mogła być to przecież chociażby czyjaś wysłanniczka.
- Tak? - zapytałam nieśmiało, gdy uchyliłam drzwi na bezpieczną szerokość.
Jej uśmiech znikł w sekundzie.
- O mój Boże... - wyszeptała i zakryła usta dłonią.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

#17 "Punkt zwrotny"

- Miło Was poznać! - kontynuował Piotr.
- Nam również! Dzięki za miłe przywitanie! - odpowiedział Michał - To jest Weronika, moja dziewczyna.
- Cześć - odpowiedział z wielkim uśmiechem i podał mi rękę - Chodźcie, poznacie chłopaków - natychmiast zaprosił nas do pokoju - Chyba że, macie jakieś inne plany?
- Jasne że nie! - odpowiedzieliśmy równocześnie spoglądając na siebie.
- W takim razie zapraszam!
Ruszyliśmy za nim by za niecałe kilka metrów wejść do pokoju po przeciwnej stronie. Chłopaki chyba właśnie mieli próbę. Ale tak bez wokalisty? Gdy tylko weszliśmy Piotr dał im łagodnie znać by zakończyli grę. Jeśli się nie mylę właśnie grali Bila Topoli z ich nowej płyty. Przepiękna piosenka.
- Hej! Przyprowadziłem kogoś fajnego! - zaśmiał się na wejściu.
- Kto tam? - zapytał Jakub Czaplejewicz, grający na puzonie i potocznie nazywany w zespole "Czaplay" - Czekam na nowości!
- To Mihey, gitarzysta który będzie grał przed naszym koncertem.
- O witaj! Co tam u was? - zawołał Mirosław "Mynio" Ortyński, gitarzysta basowy. Skrycie przyznam, że jego uwielbiałam najbardziej - Rozgośćcie się!
- Dzięki za przyjęcie - odpowiedziałam serdecznie. Zawsze wiedziałam, że są sympatyczni, a jednym z moich marzeń było wyjście na ich koncert. Nigdy nie liczyłam, że zdobędę autograf któregoś z nich, a co dopiero poznam ich osobiście!
Chłopaki przedstawili się po kolei. W ten sposób poznałam brata Piotra Sołoduchy zwanego potocznie "Lolek". To było śmieszne bo jego brat - Paweł, który grał na perkusji - nazywał się "Bolek". Zawsze mnie to bawiło. Poznałam też gitarzystę Jacka Grygorowicza zwanego "Jaca", Łukasza Przyborowskiego "Długiego" grającego na trąbce, saksofonistę Damiana "Pinki" Pińkowskiego oraz świeżego członka zespołu który rok temu dołączył do ekipy - perkusistę Kornela Kondraka.
- Jak tam wrażenia przed koncertem? - zapytał Bolek.
- W sensie, czy się stresuję? Niestety, to chyba nieuniknione, to po prostu pierwszy mój występ przed tak wielką publicznością...
- Aaa nowicjusz! - zaśmiał się Czaplay - To fajnie, kiedyś musi być ten pierwszy raz!
- Z tego co wiemy, znaleźli Cię w internecie tak? - zapytał Lolek.
- Zgadza się, nagrywam covery oraz własne utwory i wrzucam je do sieci.
- Nagrałeś już jakąś płytę? - zapytał Mynio.
- Niestety, nie jestem jeszcze aż tak popularny - zaśmiał się - Mam zaledwie 40 tysięcy subskrybentów na YouTube...
- Co Ty gadasz! - zdziwił się Czaplay - To całkiem sporo!
- Nie ma opcji, chwytaj gitarę i zagraj nam coś! - zaśmiał się Jaca podając Michałowi gitarę.
- Teraz?
- No a kiedy? Trzeba się rozgrzać i naładować przed koncertem?
- Czas najwyższy!
Michał patrzył na ich uśmiechnięte i wesołe twarze lekko zdezorientowany. Wcale mu się nie dziwiłam. Prywatny koncert dla Eneja? Co za zaszczyt...
- Zagraj im Bloodstream - szepnęłam mu do ucha.
W odpowiedzi skinął głową i uśmiechnął się.
- Czekamy! - zawołał Lolek.
Michał wziął kilka głębokich wdechów i zaczął grać.
Obserwowałam oblicza chłopaków. Bolek i Lolek patrzyli to na siebie to na niego i kiwali głową z uznaniem, Czaplay i Mynio ze skupieniem obserwowali każdy jego ruch, Jaca patrzył z lekkim szokiem, a Pinki, Kornel i Długi rozsiedli się wygodnie i co jakiś czas komentowali jego występ.
Gdy tylko skończył, wszyscy równocześnie skomentowali to gromkimi brawami. Byłam mega dumna.
- Gościu jesteś naprawdę dobry! - odezwał się Lolek - Co to było?
- Ja wiem! To ten...yyy... Sheeran nie?... - krzyknął Jaca - Ed Sheeran! O, właśnie! Bloodstream... Stary, wymiatasz serio! - nie przestawiał go zachwalać.
- Dzięki, nie wiedziałem, że tak wam się spodoba - odpowiedział zawstydzony.
- Zagraj coś jeszcze! - zawołali zgodnie.
- Mam lepszy pomysł... Ile mamy czasu? - zapytał Mynio spoglądając na zegarek.
- Wystarczająco! - przerwał mu Jaca - Graj! Tu i teraz chociażby cały swój repertuar!
- Mówicie poważnie? - Michał patrzył na nich szeroko otwartymi oczami.
- No jasne! - odpowiedzieli zgodnie.
- Jedziesz całość od początku - powiedziałam do niego - To idealny sposób na próbę... - pogroziłam mu palcem - ...którą i tak musielibyśmy zrobić! - zaśmiałam się.
I tak właśnie, Michał zagrał prywatny koncert dla chłopaków z zespołu Enej.
A najlepsze i najważniejsze jeszcze przed nami...

Po jakże miło spędzonym czasie u chłopaków z Eneja musieliśmy udać się na próbę dźwięku. Szybko wstąpiliśmy do pokoju po dokumenty, najpotrzebniejsze rzeczy i oczywiście gitarę Michała. Czekaliśmy o wyznaczonej godzinie pod hotelem. Nagle, pod wejście podjechał piękny czarny mercedes z przyciemnianymi szybami. Szofer otworzył okno i zaprosił nas do środka. Nie spodziewałam się takiego luksusu... W środku czekał na nas Andrzej, ten sam który odstawił nas wcześniej pod hotel.
- Jesteście punktualni, to lubię - zaczął rozmowę - Szybciutko zrobisz sobie próbę generalną podczas której my zaprogramujemy wszystko pod Twój występ. Dźwięk, efekty, światła, kamery... Bo nie wiem czy ty wiesz, ale ja wiem i mam nadzieję, że ty wiesz, że to będzie transmitowane w telewizji, nie? - zawijał na jednym tchu.
- Jasne, rozumiem... - odpowiedział lekko poddenerwowany Michał.
- Ale spokojnie... Nie denerwuj się młody. Po prostu będziesz stał na scenie, jakbyś już występował, a my będziemy wszystko ustawiać. Jeśli będziesz musiał przerwać w połowie, to się nie denerwuj, bo to oznacza że coś jest naprawdę źle. A niestety ze swojego doświadczenia wiem, że zawsze jest coś nie tak. Więc prawdopodobnie będziemy Ci przerywać dosyć często, no ale cóż młody paniczu, takie już są uroki, do występu i godziny sławy trzeba się przygotować! -  Andrzej jak zwykle nawijał. Ten to ma gadane...
- A jaka będzie moja rola? - odezwałam się.
- Pani menedżer? Oczywiście, coś się znajdzie. Będziesz miała trochę papierów do podpisania, zgody na publikację zdjęć, transmisję i tak dalej... Raczej nic poza tym. Chyba że znajdzie się coś na bieżąco.
- A już  podczas samego występu gdzie będę mieć miejsce?
- W loży VIP przed samą sceną.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
- Nie no, jasne, żartowałem. Lubię żartować, pewnie zauważyliście. Taki ze mnie śmieszek. No ale.. o czym ja to mówiłem? - nawijał bez przerwy - Aaa, tak! Pani menedżer oczywiście będzie mogła stać za sceną i podziwiać występ swojego wychowanka. Dostaniecie legitymacje na wszystkie trzy dni, będziecie mogli z nimi poruszać się po całym terenie "artyści" oraz "staff". Dodatkowo macie dziś bezpłatny wstęp na afterparty w hotelu, oraz w pozostałe dni tyle że, jutro i pojutrze już za niewielką opłatą. Fajnie nie?
Przełknęłam ślinę. Za dużo tych informacji na raz... Ale zapowiadało się super, jeszcze nigdy nie miałam okazji uczestniczyć w tak wielkim wydarzeniu "od kuchni" czy jak tam się to mówi...
- Jeśli jeszcze czegoś nie wiecie, to śmiało pytajcie. Jestem tutaj od tego, żeby wam wszelkie wątpliwości wyjaśnić. Śmiało!
- Na którą mam się pojawić? O której w ogóle... występuję?
- Czekaj, czekaj... - spojrzał na plan który leżał na siedzeniu obok - Mihey... Mihey... gdzie ty jesteś... aaa, tak! Wchodzisz o 20:30, masz być co najmniej piętnaście minut wcześniej. Musimy zamontować Ci mikrofon, ustawić wszystko. Oczywiście, możesz być na całym festiwalu, nikt Ci tego nie zabroni. Tak jak już wcześniej wspomniałem, możecie poruszać się po całym terenie z legitymacjami. Możesz wyjść do fanów, podpisać jakieś autografy, masz czas wolny. Może oczywiście być w hotelu na próbie albo relaksować się na basenie. Zamówisz sobie szofera na którą chcesz. Zaraz dam Ci do niego numer. To już jest Wasza decyzja, jesteś dziś częścią show więc prawdopodobnie ktoś złapie Cię na autografy i zdjęcia. A jak już wpadniesz w to błędne koło to długo się nie wydostaniesz - zaśmiał się - Musisz wiedzieć kiedy skończyć, nie można w nieskończoność podpisywać.
- Myślę, że nie mam tylu fanów żebym był tak rozchwytywany... - zaśmiał się Michał.
- Oj żebyś się nie zdziwił... Ty chyba nie rozumiesz co to jest 40 tysięcy ludzi którzy Cię subskrybują. Prawdopodobnie co najmniej kilkaset z nich Cię odnajdzie. Ja tylko Cię ostrzegam, bo widzę, że nie jesteś świadomy. Bądź przygotowany bo nim się obejrzysz, porwie Cię tłum szalonych fanów. Nie radzę wychodzić na długo poza chroniony obszar festiwalu. Nie radzę poza niego w ogóle wychodzić. Barierki równa się bezpieczeństwo, uwierz mi.
Gdy Andrzej skończył to mówić, podjechaliśmy na miejsce. Od razu dostaliśmy legitymacje po potwierdzeniu tożsamości, po czym Michał został zgarnięty przez staff i zaprowadzony na scenę, a ja obeszłam barierki i dostałam się do pierwszego rzędu widowni. Miałam tam dobry widok na mojego artystę.
Próba była wyczerpująca, faktycznie wiele razy mu przerywali. Najczęściej podczas Shake It Off oraz You Need Me I Don't Need You. Ta ostatnia była nie dość, że finałowa to jeszcze najdłuższa więc chcieli dowalić full efektów, żeby było jeszcze więcej emocji. Według mnie, było to zbędne bo piosenka była tak dobra, że mogła obronić się sama dobrym wykonaniem, ale ja nie miałam nic do gadania. To wszystko musiało przecież idealnie wyglądać w telewizji. Pozostało mi tylko stać, podziwiać ale też patrzeć jak Michał powoli traci cierpliwość. Chyba nie spodziewał się, że próba potrafi być tak wyczerpująca.
- Nie masz pojęcia, jaki jestem zmęczony... - powiedział, gdy tylko zszedł ze sceny.
- Domyślam się - odpowiedziałam - Ale wiedz, że to jest warte zachodu - pocieszyłam go.
- Chodźmy odpocząć chwilę...
- Wracamy do hotelu?
- Myślę że tak. Planuję wziąć porządną kąpiel, ogarnąć się, zjeść coś i za jakieś dwie godziny tutaj wrócić. Będzie po 18, czyli godzinę do rozpoczęcia festiwalu. Trochę się pobłąkamy, skorzystamy z naszych przywilejów, może wyjdziemy poszukać fanów? - zaśmiał się.
- Bardzo chętnie! - uśmiechnęłam się.
Strasznie byłam ciekawa, jak to jest podpisać autograf. Nigdy nie byłam w centrum zainteresowania. Teraz co prawda, również nie będę, ale i tak będzie ciekawie zobaczyć tych ludzi dobijających się do Michała i robiących sobie z nim selfie.
- W takim razie dzwonię po naszego "szofera" - powiedział.

W hotelu odpoczęliśmy, wykąpaliśmy się i zjedliśmy porządną obiadokolację. Wybrałam też ubranie do wyjścia. Michał postawił na luźną czerwoną koszulę w kratę i czarne spodnie. Jak na czerwiec, nie było zbytnio gorąco więc wydawało mi się to w porządku. Poza tym, na scenie był nawiew chłodnego powietrza. Ja wybrałam biały podkoszulek na to czerwoną narzutę z kolorowymi wstawkami. Wyglądało to bardzo elegancko, do tego czarne spodnie które wyszczuplały moją sylwetkę i czarne klasyczne trampki. Włosy które wcześniej zaplotłam we "francuza" rozpuściłam. Dzięki warkoczowi ładnie się zakręciły i układały się eleganckie fale na moich ramionach. Zrobiłam delikatny makijaż a usta pociągnęłam czerwoną szminką. Idealnie skomponowała się z narzutą i ładnie dopełniała całość. Byłam gotowa do wyjścia.

Na miejscu spotkaliśmy się z chłopakami z Eneja którzy właśnie kończyli swoją dwugodzinna próbę. Oni to mieli dopiero robotę. Ustawić tyle instrumentów na tyle piosenek.
- Emocje rosną? - zapytał Czaplay.
- Jest w porządku, może tylko trochę się stresuję - odpowiedział Michał.
- Będzie dobrze, pogadamy później, bo teraz wracamy na chwilę do hotelu, żeby się ogarnąć - pożegnał przybijając nam na szybko piątki i pobiegł do limuzyny.
- Co robimy? - zapytałam.
- Może poszukajmy fanów?
- Chodźmy - zaśmiałam się. Chwyciłam go za rękę i wyruszyliśmy do niebezpiecznych granic barierek. Już z daleka zauważyliśmy ludzi którzy tłoczyli się przed bramkami. Na nasz widok poniektórzy zaczęli piszczeć, a zwłaszcza dziewczyny. "Mihey, Mihey!" zaczęli chórem skandować. Spojrzeliśmy po sobie.
- "Myślę, że nie mam tylu fanów żebym był tak rozchwytywany..." - zaśmiałam się lekko go przedrzeźniając.
Głośno przełknął ślinę i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Raz się żyje! - odpowiedział machając do ludzi przy barierkach.

Przebrnięcie przez ten dziki tłum fanów zajęło nam dobrą godzinę. Gdy dałam mu znak, że już późno i trzeba się stąd zwijać bo show zaraz się zacznie, Michał pożegnał się wielbicielami tymi słowami:
- Widzimy się na festiwalu! Do zobaczenia i dzięki wszystkim!
Odeszliśmy kilka kroków. Nadal byliśmy przejęci, zszokowani, ale też mega pozytywnie zaskoczeni.
- Ile naliczyłaś?
- 478?
- Albo mi się już pomieszało od szoku albo ze zmęczenia, ale ja jakieś 505?...
- Poważnie?
- Sam nie wiem... Andrzej miał rację.
- Jak się czujesz? - zapytałam przejęta dumą.
- Fantastycznie. Nie spodziewałem się tylu ludzi! Co prawda, nie wszyscy mnie kojarzyli, ale i tak... Pięćset osób! Czujesz to?!
- Gratulacje!
- Aż mnie teraz ręka boli od tych autografów. Nie byłem przygotowany. A wiesz co mnie najbardziej bawiło?
- Co?
- Ludzie pytali kiedy płyta! - zaśmiał się.
- Poważnie? - nie mogłam uwierzyć.
- No mówię serio! Ja nawet o tym nie pomyślałem... Przecież mam tylko kilka piosenek, a większość to covery...
- No widzisz, może powinieneś zająć się pisaniem na poważnie?
- Jak tylko wrócę z festiwalu tak zrobię. Tylko kurczę... Płyta? To poważne przedsięwzięcie. A ja nie mam na to pieniędzy...
- Poczekaj, może po dzisiejszym show jakaś wytwórnia się Tobą zainteresuje?
- Wątpię, ale zawsze warto mieć nadzieję.
- Bądź optymistą!
- Dzięki że jesteś ze mną w tym wszystkim...
- Nie ma za co, kocham Cię.
- Ja Ciebie też.

Festiwal rozpoczął się o 19. Pierwszy występował Marcin Patrzałek, który w tym roku zwyciężył w dziewiątej edycji jednego z talent show. Był bardzo dobry, to co robił z gitarą naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Jak na czternastolatka to faktycznie ma talent... Przed nim świetlana przyszłość, prawdziwy wirtuoz gitary... Potem kilka piosenek zaśpiewała Sylwia Grzeszczak oraz Grzegorz Hyży. Między ich występami odbywały konkursy w których można było wygrać "atrakcyjne nagrody". Wystarczyło tylko wysłać smsa... Bzdura, nie wierzę że ludzie naprawdę dawali się na to nabrać. Były oczywiście przerwy na reklamy i tym podobne.
Aż wreszcie nadszedł ten moment. Michał został poproszony o przygotowanie się. Chwyciłam go za rękę i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Będzie dobrze, jesteś najlepszy, dasz radę. Wierzę w Ciebie - powiedziałam powoli i spokojnie z wielkim uśmiechem. Serce waliło mi nie mniej niż jemu. W odpowiedzi, skinął głową a ja go przytuliłam.
- Dziękuję.
Na koniec dałam mu jeszcze soczystego buziaka i wypuściłam z objęć.
- Leć i roznieś tą scenę!! - krzyknęłam na odchodne.
Skomentował to wielkim uśmiechem po czym pobiegł na zaplecze.
Podpięli mu gitarę, ustawili mikrofon dali kilka wskazówek na które kamery kiedy patrzeć. Co mówić do publiczności jak zabawiać... Michał dobrze to wiedział, bo ćwiczył to razem ze mną ale cierpliwie przyjmował wszelkie uwagi i rady.
Serce waliło mi coraz mocnej. Za kilka chwil miał wyjść na scenę. W myślach powtarzałam kolejność repertuaru. Zamknęłam oczy żeby się uspokoić.
Coś nie dawało mi spokoju...
Coś miało się jeszcze dziś wydarzyć...
Coś czego nie planowaliśmy...
Coś wielkiego...
Wzięłam kilka głębokich wdechów. Michał stał już przed schodkami do wejścia na scenę. Prezenterzy właśnie kończyli zapowiedź kolejnych wydarzeń i zaczęli przedstawiać Michała tymi słowami:

A teraz, przed Wami wystąpi ktoś inny. Wcześniej nie mieliśmy zwyczaju zapraszać na nasz festiwal muzyków z internetu. W ogóle, jest to chyba jeden z pierwszych albo nielicznych, jeśli się nie mylę, taki występ w historii telewizji. Zawsze występowały znane gwiazdy. Dziś postawiliśmy na pewną innowację. Zapewniliśmy państwu rozrywkę na najwyższym poziomie. Z radością przeplatamy tysiące emocji patrząc na wasze roześmiane, rozbawione i rozśpiewane twarze. Nie przedłużając już, przed państwem, młody artysta znany z serwisu YouTube. Jego kanał ma już ponad 40 tysięcy subskrybentów, niektóre utwory po kilkadziesiąt tysięcy odsłon. Obliczyliśmy, że wszystkie jego covery wspólnie wbiły już milion wyświetleń. Zróbcie hałas... powitajmy go ciepło, przed Wami - Mihey! 

Na te słowa, Michał ruszył po schodkach.. Było ich dokładnie osiem, w stresie nawet je policzyłam. Zajęło mu to ułamek sekundy więc po chwili był już na scenie w atmosferze wrzasku, pisków i braw. W między czasie prezenterzy ulotnili się z podestu i nim się obejrzałam byli już na dole, na zapleczu.
No i zaczęło się. W głośnikach usłyszałam pierwsze delikatne akordy "One More Night" a po chwili mocniejsze uderzenia i charakterystyczny wstęp. Michał właśnie zapętlił melodię i płynnie przeszedł do piosenki. Poszło mu fantastycznie, ani grama fałszu. Po pierwszym utworze, gdy na pętli nadal delikatnie w tle grały akordy, ściągnął mikrofon ze statywu i wchodząc na głośnik na przodzie sceny przywitał się z publicznością tymi słowami:
- Witam Kraków!! Jak się bawicie?!
Odpowiedziały mu piski i krzyki.
- Zaśpiewajcie to razem ze mną!
Zaczął nucić melodyjkę a ludzie powtarzali za nim.
- Nie słyszę Was! Jeszcze raz!
Zaśmiałam się. Chyba mój stres powoli ustępował albo okazał się niepotrzebny. Radził sobie doskonale.
- Dobrze! Coraz lepiej!
Po tych słowach płynnie przeszedł do swoich dwóch autorskich utworów. Były to "Good" oraz "Love or Friends". Obawiałam się, że ludzie nie będą się bawić bo nie będą znać piosenek. Myliłam się. Publiczność była fantastyczna.
Gdy tylko wyśpiewał ostatnie refreny "Love or Friends" odezwał się tymi słowami:
- Znacie takiego jednego rudego? Całkiem podobny do mnie - zaśmiał się - Nawet był ostatnio u nas! Kto zna?! - naturalnie odpowiedziały mu krzyki - Świetnie, w takim razie teraz coś z jego repertuaru.
Mówiąc to w międzyczasie wyciszył loop station i wykasował poprzednie dźwięki. W głośnikach usłyszałam znajomy riff Bloodstream. Zamknęłam oczy. Poczułam się jak na koncercie Eda. Rozkoszowałam się piosenką która zrobiła furorę. Publiczność była pod wrażeniem gdy Michał poleciał z improwizacją zupełnie jak Sheeran.
Gdy tylko skończył rozgorzały gromkie brawa.
- Dobra, dobra teraz coś na wesoło. Są tutaj fani Taylor Swift?!
Piski były jeszcze głośniejsze.
- Teraz coś dla Was!!
Po tych słowach poleciał z "Shake It Off". Ludzie błyskawicznie załapali o którą piosenkę chodzi i włączyli się w chórki. Wyszło świetnie, mimo iż była to tylko wersja akustyczna. Następna była jego "Sunshine". Była to mega wesoła piosenka a Michał zrobił to tak płynnie, że nawet mi zajęło chwilę, zanim zorientowałam się co zrobił. Połączył Shake It Off z Sunshine w ten sposób, że scalił to w jedną piosenkę i pomieszał refreny. Nie było tego w planie, ale postąpił dobrze bo ludzie nie przestawali się bawić. Zrobił spontaniczny ruch i opłaciło się.
Następne w planie było Give Me Love z repertuaru Sheerana. Chwila na zwolnienie a potem rozgrzewka w postaci solówki na gitarze podczas "my my, give me love" - piękny moment. Szkoda, że ludzie nie włączyli się w chórki tak pięknie i głośno jak na koncercie Rudego. To było perfekcyjne, wyszło tak naturalnie, wręcz magicznie. Myślami przeniosłam się do tego dnia i tego momentu. Zobaczyłam siebie stojącą w trzecim rzędzie przed sceną i ze łzami w oczach nucącą do piosenki. Ludzie na około mnie automatycznie zrobili to samo. Nim się obejrzałam cała hala nuciła "my my, my my, give me love lover" i tak w kółko podczas gdy Ed roznosił scenę swoją solówką.
Wspomnienia tak mnie pochłonęły że gdy otworzyłam oczy i wsłuchałam się w melodię zorientowałam się, że to już "Never Be Alone" z repertuaru Shawna Mendesa. Piosenka była wolna i spokojna, ale przepiękna więc idealnie połączyła się z poprzednią tworząc spójną całość. Kołysałam się w rytm melodii. W pewnym momencie tak się wzruszyłam, że po policzku popłynęła mi mała łza. Szybko ją otarłam. Ta piosenka kojarzyła mi się z naszą ostatnią kłótnią i jego niesamowitymi "oficjalnymi" przeprosinami właśnie w formie coveru. Uśmiechnęłam się delikatnie. To zadziwiające ile różnych wspomnień może wiązać się z jedną piosenką.
W tym momencie muzyka zamilkła. Utwór się skończył. Nieubłaganie zbliżał się koniec i wielki finał.
- Wiecie że piosenka którą zaraz zagram jest tak niesamowita, że nie potrafię nawet tego opisać?
Uśmiechnął się. Kolejne nieplanowane posunięcie. A przynajmniej ja nic nie wiedziałam o tej przedmowie.
- Jej sekret leży w melodii. Jest tak uniwersalna, że można do niej wpleść praktycznie wszystko. Kto z was już wie o czym mówię?
Spojrzał na publiczność a z oddali dało się słyszeć pojedyncze głosy i krzyki.
- Tą piosenką chciałbym zakończyć mój dzisiejszy występ, ale jeśli będziecie się dobrze bawić mogę ją przedłużać w nieskończoność.
Zaśmiał się a odpowiedziały mu piski.
- Dobra! Sami tego chcieliście! Jestem Mihey a to jest You Need Me I Don't Need You!! Pokażcie na co was stać, chcę zobaczyć wasze ręce w górze!
Po tych słowach usłyszałam znajomy riff w głośnikach, który powoli nabierał złożoności i rozrastał się coraz szybciej i bardziej. Michał chwycił mikrofon, wyjął go ze statywu, przerzucił gitarę na plecy, wskoczył na głośnik na czele sceny i zaczął nawijać zwrotkę piosenki. Zupełnie jak Rudy. Serce waliło mi niesamowicie, recytowałam w myślach tekst i błagałam, żeby tylko się nie pomylił. Tak jak w planie po drugiej zwrotce i drugim refrenie zaczął swoją improwizację. Patrzyłam z boku na każdy jego ruch. Ludzie piszczeli co prawdopodobnie oznaczało, że im się podoba. A potem, poleciał z fragmentami innych piosenek między innymi "In Da Club" oraz "Fancy" w refrenie. Z tymi wszystkimi efektami, światłami i sztuczną mgłą wyglądało to naprawdę imponująco. Michał zachowywał się zupełnie jak Ed, te same ruchy, gesty... Musiał chyba naoglądać się za dużo wykonań live bo przedłużył ją do dwunastu minut, gdzie normalnie na próbach ćwiczyliśmy po osiem, dziewięć. Co za wariat, przecież mógł coś spieprzyć! Na szczęście finał wyszedł niesamowicie.
- Dzięki Kraków! Byliście niesamowici! Do następnego razu! Cześć!
Po tych słowach zbiegł ze sceny. Publiczność była zachwycona i długo po jego zejściu skandowała "Mihey, Mihey!" Niestety, nie było czasu na bisy bo na scenę zaraz wchodził Enej.
Michał odwalił kawał dobrej roboty. Byłam z niego mega dumna. Gdy wreszcie uwolnił się od mikrofonu i wszystkich innych pierdół od razu przybiegł do mnie.
- Byłeś niesamowity! - wyściskałam go najmocniej jak umiałam.
- Było super! Co za ludzie! Nie spodziewałem się tak świetnej reakcji!
- Ale co to miało być to...
Nie dokończyłam bo podbiegł do nas prezenter z kamerzystą i prośbą by Michał podsumował szybko swoje wrażenia po występie. Udzielił więc półminutowego wywiadu dla transmisji. Powiedział że było mega, publiczność była niesamowita i dziękuje za wspaniały wieczór. Dodał też, że ma nadzieję że wszyscy dobrze się bawili i zobaczyli, że akustyczne covery i solowy występ na scenie bez zespołu też jest świetną sprawą. Prezenter dorzucił że zaprasza na jego kanał na YouTube a Michał pomachał do kamery i wrócił do mnie.
- Co "co to miało być" ? - zaśmiał się.
- Co to za mash-up przy Shake It Off?
- Wpadłem na to niespodziewanie podczas występu i chciałem przetestować..
- A co jeśli by nie wyszło?
- Mówi się trudno jakoś bym to zamaskował! - odpowiedział promieniując optymizmem.
Spojrzałam na niego kręcąc głowa.
- A to You Need Me? Dlaczego tak długo?!
- Ludzie się bawili!
- Bałam się, że Twoje palce tego nie wytrzymają! - zaśmiałam się.
- No fakt, jestem padnięty ale tak nabuzowany energią że sobie nie wyobrażasz!
- No właśnie widzę!
- Normalnie mega!
Patrzyłam na niego z czułością. Moje serce się radowało widząc go tak zadowolonego.
- Idziemy świętować?
- Czekaj, chcę zobaczyć występ chłopaków!
- Nie jesteś zmęczony?...
- Aż tak nie, poza tym jak mógłbym zrezygnować z zaśpiewania Ci "Kamień z napisem Love" ?!- zaśmiał się, po czym niespodziewanie wziął mnie na ręce i pocałował.
- Kocham Cię wariacie - zaśmiałam się.
- Ja Ciebie bardziej!

Zostaliśmy w strefie VIP do końca występu chłopaków z Eneja. Bawiliśmy się wyśmienicie. Występ Michała był fantastyczny, publiczność zachwycona. Czy ten dzień mógł być jeszcze piękniejszy?
Po skończonym koncercie chodziliśmy jeszcze chwilę po terenie festiwalu. Michał rozdał kolejne autografy i zrobił sobie też zdjęcia z kilkoma fanami. Zjedliśmy przepyszne pierogi i skosztowaliśmy wyśmienitego szampana. Gdy wszystko powoli zaczynało się wyciszać, kamery się pozwijały ujrzeliśmy zmierzających w naszą stronę chłopaków z Eneja.
- Ooo stary naprawdę dałeś dziś czadu! - zaczął Mynio.
- Jesteśmy pod mega wrażeniem! - kontynuował Czaplay.
- Dzięki wielkie, wasz koncert też był niesamowity. Bawiliśmy się z Weroniką do samego końca!
- Spoko, dla nas to codzienność, ale dla Ciebie chyba nie, prawda? - zaśmiał się Lolek.
- No jakby nie patrzył ostatni swój koncert grałem jakieś dwa, trzy miesiące temu... I nigdy jeszcze przed tak wielką publicznością!
- Ludzie byli zachwyceni Twoim show! Zresztą, my też... - przyznał Jaca - Najlepsza była ta improwizacja w ostatniej piosence, w ogóle ona cała jest świetna!
- Dobra, przestańcie mnie tak chwalić bo się zarumienię! - zaśmiał się Michał.
- Stary, no co Ty, zasługujesz na pochwałę, to Twój wielki dzień więc ciesz się i korzystaj! Gratulacje! - powiedział Bolek.
- Wracamy na imprezę do hotelu?
- Jasne, tylko wcześniej mamy jeszcze do Ciebie jedną sprawę - odpowiedział Lolek.
- Do mnie? - zdziwił się Michał - No to... słucham.
- Jesteśmy pod wielkim wrażeniem Twoich umiejętności... - kontynuował wokalista zespołu - W ogóle, to jak rozmawiałeś z publicznością, jak ich zabawiałeś, naprawdę dobrze Ci to wychodziło, wręcz profesjonalnie. I w związku z tym... - przerwał i spojrzał na wszystkich chłopaków, a oni odpowiedzieli mu skinieniem głowy.
- O matko, co? Mam się bać?...
- Bać? Nie... raczej cieszyć. Przynajmniej tak nam się wydaje. Bo mamy dla Ciebie propozycję.
- Jaką?
- Czy chciałbyś być naszym supportem podczas najbliższej części naszej trasy koncertowej?

niedziela, 9 sierpnia 2015

#16 "Powrót i wyjazd"

Przez kilka sekund trwałam tak sparaliżowana.
Zaraz potem Michał zerwał się, podbiegł do niej, delikatnie wziął ją pod rękę i pomógł jej dokuśtykać do sofy. Wyczerpana padła na miękkie siedzisko. Cały czas cicho łkała.
- Mój Boże, Lena... - wyszeptałam, zakrywając usta dłonią - Kto? Jak? Dlaczego? Za co?... - zaczęłam wypytywać przez łzy.
Patrzyła na mnie zrozpaczonym wzrokiem.
- Przepraszam... - wyszeptałam i chwyciłam jej dłoń. Kątem oka zauważyłam jak Michałowi po policzku spływa łza, którą zaraz szybko ociera - Co się stało?
Zamknęła oczy a przez jej oblicze szybko przemknęło tysiąc emocji... Zdałam sobie sprawę, że zadałam to pytanie w nieodpowiednim czasie.
- Ja... byłam... byłam... byłam u niego... a, a potem... potem w domu...
- Nie... dobrze, przepraszam Cię... Chodź, ogarnę Cię i pójdziesz spać bo jesteś zbyt wykończona...
- Ja... tak. Tak.. proszę Cię... nie, nie dziś...
- Oczywiście, kochana... po prostu poniosły mnie emocje... Chodź, pomogę Ci się umyć.
Skomentowała to delikatnym uśmiechem.
- Tak będzie najlepiej.

Obudziłam się wczesnym przedpołudniem w ramionach Michała. Spaliśmy na sofie w salonie bo Lena spała w moim łóżku. Zasługiwała na miękkie i wygodnie posłanie. Spojrzałam na zegarek.
- Michał... - powiedziałam rozespanym głosem - Jest 10:30... wstajemy...
W odpowiedzi tylko ziewnął i przytulił mnie mocniej. Zaśmiałam się.
- Ej no, wstajemy śpiochu!
Powoli, z grymasem i smutkiem rozluźnił uścisk abym mogła się wydostać. Tak też zrobiłam. Gdy już oswobodziłam się z jego objęć cicho zajrzałam do swojego pokoju gdzie spała moja przyjaciółka.
- Dajmy jej jeszcze czas... - szepnęłam, po czym poszłam ogarnąć się do łazienki. Następnie pomaszerowałam do kuchni aby przygotować śniadanie. Wyciągnęłam kilka potrzebnych produktów i zabrałam się za robienie naleśników. Nie było to zbyt zdrowe, ale naszła mnie nieodparta ochota. Michał przypatrywał mi się ze zdumieniem.
- Co się tak patrzysz? - zaśmiałam się.
- Nic, nic. Po prostu widząc Ciebie jak robisz naleśniki to takie słodkie... Zupełnie jakbyśmy już byli małżeństwem a Ty panią domu - zaśmiał się.
- Coś z Tobą nie tak? - nie mogłam przestać chichotać - Robię naleśniki, bo Lena musi zjeść coś dobrego, pożywnego, na słodko, poza tym muszę jej to wszystko wynagrodzić...
- Właśnie, co z nią? Ile jej jeszcze dajemy czasu?
- Zobaczymy... Ja poczekałabym, aż sama wstanie. Nie ma potrzeby, żeby ją niepokoić.
- Też tak uważam, ale kiedy zrobimy próbę?
- Po południu...
- No dobra, zgoda, mam nadzieję, że do tej pory wstanie. Poza tym, zamierzamy z nią o tym wszystkim rozmawiać?
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Sam nie wiem... z jednej strony jestem cholernie ciekawy bo nie wiem kogo mam się bać, a z drugiej wiem, że to może wywołać u niej ból... To na pewno nie są ciekawe wspomnienia.
- Słuchaj, zrobimy tak: zaczniemy delikatnie rozmowę, a w trakcie najwyżej zapytamy czy chciałaby nam opowiedzieć co tam się działo. Jeśli tak - wysłuchamy jej, jeśli nie - uszanujemy to i zapytamy najwyżej innym razem. Zgadzasz się?
- Jasne - skinął głową.
- W porządku. W takim razie łap naleśnika głodomorze! - podałam mu śniadanie i postawiłam szereg dodatków na stole - Dzisiaj nie ma ograniczeń. Musimy trochę dać na luz, w końcu już jutro festiwal...

Lena obudziła się kilka minut po dwunastej. Pomogłam jej wstać i dokuśtykać do sofy.
- Ale mnie wszystko boli...
Popatrzyłam na nią troskliwie.
- Co dokładnie?
- Wszystko... Ręka, żebra, noga, głowa, brzuch... Poza tym, słabo mi. Kręci mi się w głowie.
Przełknęłam ślinę lekko poddenerwowana. O mój Boże... Przecież ona była w ciąży! Kompletnie o tym zapomniałam...
- Kochana, zjedz śniadanie a potem jedziemy do szpitala. Muszą Cię dokładnie zbadać, bo wyglądasz bardzo marnie... Michał!
- Tak? - odezwał się z łazienki.
- Załatw transport do szpitala!
- Karetkę?!
- Może być!
Lena spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
- Spokojnie... Wszystko będzie dobrze... - odparłam głaskając ją po głowie. Czułam się za nią odpowiedzialna i zawaliłam. Powoli docierało do mnie jak bardzo schrzaniłam sprawę wczorajszego wieczoru. Powinniśmy od razu zadzwonić na pogotowie i po profesjonalną pomoc a nie czekać na następny dzień. Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno...
Ambulans przyjechał w miarę szybko. Ja pojechałam karetką razem z Leną, a Michał miał dostać się do miasta rowerem. W drodze ratownicy przeprowadzili z nami krótki wywiad lekarski. Podłączyli jej kroplówkę i zmierzyli ciśnienie. Gdy dojechaliśmy do szpitala, lekarze od razu zabrali ją na badania.
- Będzie dobrze, kochana! - pomachałam jej ze wzruszeniem gdy znikała za rogiem korytarza.

Siedziałam tam kilka godzin, na szczęście nie całkiem sama. Michał przyjechał pół godziny po tym jak my dotarłyśmy do szpitala. Przez hol Izby Przyjęć przewijały się masy ludzi, zdrowych, chorych, pacjentów szpitala, odwiedzających... Co chwilę podjeżdżały karetki z nowymi poszkodowanymi. Siedziałam gapiąc się w sufit i czekając na jakieś informacje.
- Pani Weronika Mroźna? - wypowiedział na głos lekarz, który właśnie wyszedł z sali po prawej stronie.
- Tak, to ja - natychmiast się ożywiłam, wstałam i podeszłam do lekarza.
- Poproszę pani dokument tożsamości - odpowiedział.
Podałam mu dowód osobisty. Zlustrował plastik wzrokiem a następnie mnie.
- Dziękuję, proszę - podał mi dokument - Została pani upoważniona do odbioru informacji o stanie zdrowia pani Leny.
- Tak, słucham?
- Jej stan jest zły, ale stabilny. Ma złamane trzy żebra, lewą kość ramienną z przemieszczeniem, zwichnięty staw skokowy. Oprócz tego lekkie wstrząśnienie mózgu. Ma również liczne siniaki i zadrapania. Obawiamy się, że mogła zostać wykorzystana seksualnie.. Nadal czekamy na wyniki morfologii krwi...
- O mój Boże... - z każdym kolejnym słowem czułam jak grunt osuwa mi się spod nóg. Zrobiło mi się słabo więc kiwnęłam na Michała. Podbiegł do mnie szybko, dzięki czemu mogłam się na nim wesprzeć i pozostać w miarę przytomna...
- Niestety, sporo jest tych złamań. Konieczna będzie operacja ręki, tego przemieszczenia nie się inaczej nastawić...
- A co z jej ciążą?!
- Właśnie czekamy na ginekologa który przeprowadzi badanie. Który to około tydzień?
- Wydaje mi się, że coś około ósmego, może mniej, nie kojarzę w tej chwili...
- Dobrze, w takim razie, proszę poczekać na dalsze informacje. Lekarz powinien ją przebadać w ciągu najbliższej godziny.
Odeszłam na kilka metrów i znów zrobiło mi się słabo.
- Michał... - zaczęłam roztrzęsionym głosem - Słyszałeś?!.. Mogła zostać zgwałcona!!... Błagam... nie..
- To straszne... Co za świnia mogła ją tak potraktować..?
- To przechodzi ludzkie pojęcie... już wiesz dlaczego musimy się wyprowadzić?..
- Chodź... Usiądźmy, poczekajmy na wyniki ginekologa, napij się wody, odpocznij...

Byłam cała roztrzęsiona i jeszcze długo nie mogłam się uspokoić. Faktycznie, około godzinę później, z sali wyszło dwóch lekarzy i znów mnie zawołali.
- To jest pani Anna Fiksińska, ginekolog. Przeprowadziła badanie pani Leny.
- Zgadza się - odezwała się lekarka i uścisnęła mi dłoń - Mam złe i dobre wieści. Od których zacząć?
- Od złych - odpowiedziałam. Michał mocno chwycił moją dłoń. Oczekiwałam najgorszego.
- Niestety nasze pierwsze podejrzenia potwierdziły się, nasza pacjentka została zgwałcona. Cztery razy w ciągu ostatnich 48 godzin... - westchnęła - Zabezpieczyliśmy resztki śladów biologicznych i do tej pory wiemy, że był to jeden i ten sam mężczyzna. Oddaliśmy próbki do laboratorium.
- Cztery razy?!?! Co?!?... Co?!... Co za świnia...!!!
- Weronika, uspokój się... - Michał zaczął mnie ogarniać.
- To w takim razie jakie są te dobre wieści?!
- Proszę się uspokoić. Dobre wieści są takie, że płód prawdopodobnie nie został uszkodzony. Dziecko ma się dobrze. Ale nic nie jest pewne. Pacjentkę czeka jeszcze szereg badań.
Rozpłakałam się. Michał przytulił mnie.
- Naprawdę?!...
- Mówię: prawdopodobnie tak - ginekolog uśmiechnęła się - Zrobimy jeszcze powtórne badania, ale wszystko wskazuje na to, że to silny maluch i ma się dobrze. Jest jeszcze za mały na większość działań, ale robimy co możemy.
- Który to tydzień?.. - powiedziałam ze łzami wzruszenia w oczach.
- Około szósty.
- Dziękuję... dziękuję pani bardzo. Czy mogę do niej wejść?
- Proszę, ale nie na długo, bo czym prędzej chcielibyśmy złożyć połamane kości. Jeszcze dziś przeprowadzimy operację - odezwał się lekarz - Proszę za mną.
Weszłam razem z Michałem do jasnej sali. Było tam pięć łóżek, stały równo pod ścianą. Lena leżała na samym końcu, najbliżej dyżurki lekarskiej. Była osłonięta parawanem od strony innych pacjentów.
- Kochana... - wyszeptałam gdy podeszłam do jej łóżka - Wszystko będzie dobrze... - chwyciłam jej dłoń.
- Wiem... - wyszeptała z lekkim uśmiechem - Dziękuję...
- Nie masz mi za co dziękować...
- Ależ oczywiście... że tak... Chociażby za to..., że jesteście i tak... tak się o mnie.. troszczycie...
- Zawsze będę przy Tobie... Jesteś moją jedyną rodziną...
- A Ty... moją... To było... to było straszne...
- Kto? Kto Ci to zrobił...?
Na te słowa odwróciła głowę, ale po chwili spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Ona... to wszystko jej... jej wina...! moja matka!...
- Porwała Cię?
- Najpierw... byłam u Krzyśka... chciałam z nim pogadać... dogadać... dogadać się... był z jakąś laską... kompletnie mnie olał... zdenerwowałam się... wkurzyłam się bardzo... wybiegłam stamtąd i dłuższą chwilę... siedziałam przed blokiem... zdecydowałam że jej to powiem.. powiem jej, co się dzieje... jak mi spieprzyła życie... poszłam... do mojego domu...
- Mogłaś zadzwonić po nas, pomoglibyśmy Ci...
- Byłam głupia... myślałam... że załatwię to sama... otworzyłam drzwi... weszłam do środka... była tam razem ze swoimi kolesiami... śmiała się ze mnie... nazwała mnie "córką marnotrawną"... zwyzywała mnie... a potem... potem... spoliczkowała mnie i napluła mi w twarz... zaczęłam się z nią kłócić... jeden z jej partnerów wkurzył się, chwycił mnie mocno... uderzył kilka razy... rzucił na kanapę... krzyczał do mnie żebym... żebym się uspokoiła... ze dramatyzuję... reszta na to patrzyła i śmiała się... a potem..
Przerwała. Podejrzewałam co się stało.
- Potem... - ogromne łzy wypełniły jej oczy - zgwałcił mnie... na ich oczach...
- O mój Boże... - wyszeptałam przerażona.
- Potem... zawiązał mi oczy... zaciągnął mnie do jakiegoś ciemnego pomieszczenia... rzucił... rzucił na ziemię... i zamknął tam. Przychodził co jakiś czas... pytał się co u mnie i bił mnie... sprawiało mu to przyjemność... widok mnie jak cierpiałam... pewnego razu... pobił mnie do nieprzytomności... obudziłam się cała obolała... przychodził tak... kilka razy jeszcze... co kilka godzin... za każdym razem bijąc mnie aż do omdlenia... raz przyszła ona... śmiała się szyderczo i proponowała... proponowała mi ohydny układ...
Przerwała. Zapadła cisza.
- Obmyśliłam plan ucieczki... Przez te wszystkie pobicia... miałam lekkie objawy amnezji... nie byłam nawet pewna gdzie jestem... do tego stopnia.. że nie byłam świadoma... czy jestem u siebie w domu... mimo to... obmyśliłam plan ucieczki... raz, gdy ten facet przyszedł... poprosiłam by zaprowadził mnie do łazienki... połknął haczyk ale dał mi pięć minut... uciekłam przez okno... prawie mi się udało, bo noga mi się... poślizgnęła i wypadłam na zewnątrz... sekundę później otrzeźwiałam... i pokuśtykałam do ogrodzenia... modliłam się w duchu... żebym zdążyła dotrzeć do zakrętu i schować się... zanim zorientuje się... że zwiałam... cudem udało się... a potem dotarłam do naszego mieszkania...
Nie mieściło mi się to w głowie. To było straszne, łzy leciały mi cały czas po policzkach.
- Obiecuję Ci, że już nigdy nic złego Ci się nie stanie z jej powodu. Wyprowadzamy się stąd.
- Naprawdę?...
- Tak. Zaraz po tym jak zdaliśmy sobie sprawę, ze długo Cie nie ma, że zniknęłaś... byliśmy Cię szukać. Gdy wyszliśmy z domu ktoś się do nas włamał... Gdy wróciłam do domu wszystko było zdemolowane.
- To straszne... Coś zginęło?
- To właśnie jest ciekawe. Większość została po prostu zdewastowana, zniknęły tylko nasze bilety na koncert Eda Sheerana...
- O nie...
- Po tym wszystkim, nie widzę innego wyjścia. Nic nas tutaj nie trzyma, droga wolna. Nie czuję się tutaj bezpiecznie...
- Mi pasuje. Jeśli tylko weźmiesz mnie ze sobą, pójdę nawet na koniec Polski. Nie mam innego schronienia.
- Żartujesz?! Jak mogłabym Cię tutaj zostawić?!
- Dziękuję...
Skinęłam głową.
- Proszę pani, proszę kończyć, zabieramy panią na badania - lekarz pojawił się nagle i znikąd.
- Oczywiście - otarłam łzy z policzków - Do jutra kochana. Pamiętaj, wszystko będzie dobrze!
Pożegnałam się z Leną i wróciliśmy do domu.

Festiwal był już jutro, a ja byłam tak roztrzęsiona stanem Leny, że nie mogłam skupić się na próbie. Michał grał, a ja byłam jakby obok. Melodia do mnie docierała, ale była mi obojętna.
- I jak? - zapyta.
- Co jak? - odpowiedziałam wybita z myśli.
- Jak mi poszło?
- Co?
- No... piosenka. Nie słuchałaś?
- Przepraszam... jestem totalnie wybita z rytmu. Dobija mnie cała ta sytuacja.
Popatrzył na mnie troskliwie.
- Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze, jest w dobrych rękach.
- Wiem, ale to mnie nie uspokaja... Muszę zająć się szukaniem mieszkania. Graj, postaram się skupić.
Zaczął "You Need Me..." . Znów odpłynęłam w połowie piosenki. Gdy już kończył pokazałam mu kciuka w górę i poszłam poszukać laptopa Leny. Zawsze chowała go głęboko, sama nie wiem gdzie. Musiałam go znaleźć. Było mi trochę wstyd, że grzebię w jej rzeczach, to nielojalne, ale konieczne. Ja niestety jeszcze nie zdążyłam kupić nowego komputera. I na razie nie będzie mnie na to stać więc liczę, że jeśli zostanie nam coś ze sprzedaży mieszkania, wtedy zainwestuję w cokolwiek.
Po dłuższym przeszukiwaniu jej rzeczy wygrzebałam go z dolnej szafki spod bielizny. Cud, że włamywacz go nie znalazł i nie zniszczył. Tego byłoby już za wiele... Odpaliłam go i ujrzałam ekran startowy. Nie miała hasła? Dziwne... Ale to dla mnie lepiej. Kliknęłam w przeglądarkę i zaczęłam przeszukiwać lokalne oferty sprzedaży, by zorientować się po ile aktualnie chodzą mieszkania. Miałyśmy tutaj jakieś 65 metrów kwadratowych, trzy pokoje, małą łazienkę i salon połączony z kuchnią.
- Co robisz? - zawołał z salonu Michał.
- Sprzedaję mieszkanie. Nie ma na co czekać.
- Za ile?
- Ceny wahają się orientacyjnie pomiędzy 180 tyś. do 200 tyś. złotych. Co Ty na to?
- Spokojnie wam wystarczy - uśmiechnął się - Zrobić Ci zdjęcia?
- Jakbyś mógł... - zrobiłam błagalne oczy.
- Oczywiście - zaśmiał się - I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Podczas gdy Michał fotografował kandydata do sprzedaży ja sporządziłam opis mieszkania. Zdecydowałam się na 180 tyś. - powinno wystarczyć na kupno jakiejś kawalerki, koszty przeprowadzki, być może jakieś remonty i wyposażenie. W razie czego będziemy negocjować. Dołączyłam zdjęcia i wystawiłam na aukcję.
- Dzięki za pomoc, jestem już spokojniejsza, możemy wrócić do próby - powiedziałam.
- W takim razie do roboty, bo zostało na mało czasu. A ja chyba zaczynam się stresować...

Plan występu był następujący: na wstęp One More Night, następnie jego autorskie piosenki Good oraz Love or Friends. Potem Bloodstream, Shake It Off, Sunshine, Give Me Love. Dorzuciliśmy jeszcze Never Be Alone z repertuaru Shawna Mendesa. Na koniec - wielka bomba czyli przedłużona wersja You Need Me I Don't Need You. 
Było bardzo, bardzo dobrze ale najbardziej obawiałam się o finał. Bałam się, że po wyczerpującym koncercie nie da rady zagrać tego w całości, albo że poplącze mu się język.
- Jest świetnie, ale...
- Ale? - zaśmiał się.
- Błagam Cię, proszę Cię... Wiem, że mnie za to znienawidzisz... Zagraj jeszcze raz You Need Me!
- Co?... Jeszcze raz? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, kochanie. Boje się, że gdzieś Ci się język poplącze. A wiesz, że trening czyni mistrza!
Westchnął ciężko.
- Ostatni raz... - pogroził mi palcem.
- Jasne! - uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka.
Moje obawy chyba okazały się zbędne, bo grał tą piosenkę dziś już trzeci raz i za każdym razem praktycznie bezbłędnie. Gitara nie fałszowała, on nie gubił słów. Te wątpliwości  były chyba związane ze stresem.

Wieczorem wróciłam się jeszcze do Leny, do szpitala. Chciałam wiedzieć jak się trzyma. Nadal była osłabiona. Przeszła już operację - nastawili jej złamaną rękę i żebra. W momencie gdy przyszłam była właśnie na powtórnym badaniu tomograficznym. Lekarz powiedział mi, że jest naprawdę dobrze, że Lena to twarda sztuka. Na szczęście nie ma żadnych krwiaków w mózgu ani zatorów w żyłach. Za dwa tygodnie powinna wyjść ze szpitala. Jutro czekało ją ponowne badanie dziecka i pobieranie krwi. Chciałam do niej wejść na chwilę, przypomnieć jej, że jutro wyjeżdżamy na festiwal i nie będę jej odwiedzała przez dwa dni.
Po dłuższym przekonywaniu lekarz zgodził się.
- Cześć miśka! - przywitałam się.
- Cześć - uśmiechnęła się.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej. Ogólnie, robią mi masę badań, ciągle jestem pod kroplówką i jeszcze jakieś zabiegi. Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz. Siedzisz tutaj cały dzień?...
- Niestety nie mogę, choćbym chciała. Musiałam wrócić do domu, żeby zrobić próbę generalną do festiwalu z Michałem. Wiesz... jutro występ.
- To już jutro? O matko, ale szybko zleciało...
- Co nie? Też się nie spodziewałam.
- Stresujesz się?
- Nie... No dobra, może troszkę.
- Będę trzymać kciuk jednej ręki. Wybacz, ale drugą mam złamaną, czucie jeszcze nie do końca mi wróciło.
Zaśmiałam się. Cała Lena. Mimo iż była w opłakanym stanie starała się być choć trochę wesoła.
- Wracamy w niedzielę wieczorem. Nie będzie Ci smutno jeśli nie będę tak długo Cię odwiedzać?
- Ej, bez przesady... Mam tu całkiem miłe towarzystwo. Tylko przynieś mi dobre jedzenie i stos krzyżówek.
- O to się nie martw. Jutro przytargam Ci przyczepkę dobroci. Boję się, że mnie z tym nie wpuszczą na oddział.
- Ja ich przekonam.
- A powiedz mi ogólnie, jak się czujesz? Ale tak wiesz... psychicznie... - zapytałam cicho. W odpowiedzi westchnęła.
- Jest... dobrze. Już się przyzwyczaiłam, że w takim środowisku się wychowałam więc to wszystko było do przywidzenia. Minie czas i zapomnę. Poza tym... jeśli zmienimy otoczenie - patrz: wyprowadzimy się stąd - będzie mi jeszcze łatwiej.
- Spokojnie, już o to zadbałam. Dziś wystawiłam mieszkanie na sprzedaż. Miejmy nadzieję, że nie będziemy musiały długo czekać na potencjalnych kupców. A tak w ogóle, jakie miasto proponujesz?
- Zawsze podobał mi się Kraków, Wrocław... W Warszawie drogo i za duży tłok. Całkiem przyjemnie jest też nad morzem, powietrze zdrowsze... Ale wiem, ze nas na to nie stać jak na razie.
- Ty to masz fantazje... - zaśmiałam się - Przemyślę ten Wrocław, dobra propozycja.
- Cieszę się - uśmiechnęła się.
- Okej, słuchaj... Ja będę musiała się zbierać bo już późno, a jeszcze muszę się spakować. Będę bardzo złą przyjaciółką jeśli Cię teraz opuszczę?
- A idź, ty jędzo - udała naburmuszoną.
- No to nara - odpowiedziałam jej tonem dresiarza. Pięć sekund później obie wybuchłyśmy śmiechem. Lekarze z dyżurki uciszyli nas kładąc palce na ustach - Teraz tak serio, pa! - odpowiedziałam już normalnym tonem.
- Wracajcie szybko i pamiętaj, trzymam kciuka za Was! - mówiąc to, podniosła zaciśniętego palca zdrowej ręki do góry i uśmiechnęła się, po czym pomachała mi i posłała buziaka.

Totalnie padnięta wróciłam do domu. Szybko spakowałam rzeczy i sprawdziłam godzinę odjazdu. Godzinny kurs autobusem do Krakowa miał być o 10:30. Zjadłam szybką kolację i prędko poszłam spać.Czekał nas dzień pełen wrażeń więc naturalną koleją rzeczy było to, że trzeba było się porządnie wyspać. Wysłałam tylko krótkiego smsa do Michała, żeby przypomnieć mu o której ma się u mnie pojawić. 9.00? Tak to będzie odpowiednia pora. Akurat w godzinkę zdążymy zrobić próbę generalną. Szybko dostałam odpowiedź. Pani menedżer dba o wszystko. Buziaki, dobranoc. 

Piątkowy poranek wstał piękny i słoneczny. Pogoda zapowiadała się idealna. Spojrzałam na termometr - wskazywał 18 stopni - całkiem sporo jak na poranek. Lato i upalne temperatury nadciągały w pełni. Mój gwiazdor zjawił się punktualnie. Zrobiliśmy szybką próbę i pojechaliśmy na dworzec.
Po godzinie byliśmy już w Krakowie. Tak jak się umawialiśmy, odebrał nas członek ekipy do spraw zakwaterowania i odwiózł do hotelu dla występujących.
- Cześć jestem Andrzej. Jak tam? - zaraz po przywitaniu zaczął żywiołowo rozmowę - Jak emocje? Bardzo się stresujecie? Spokojnie, wszystko już przygotowane, zaraz odwiozę was na miejsce!..
- Cześć - odpowiedział Michał gdy tylko nas kierowca dał mu dojść do słowa - Jestem Michał, a dokładniej Mihey a to jest Weronika, moja dziewczyna i menedżerka.
Szturchnęłam go w bok. Byłam zaskoczona tym wyróżnieniem. Wcale nie byłam nikim ważnym.
- Super! Enej już czeka w hotelu, możecie się poznać, bo z tego co się orientuję, to Ty przed nimi występujesz?
- Zgadza się. Mam nadzieję, że będą chętni na nowe znajomości.
- Oni? Zawsze! Mega zespół! Koniecznie musicie ich poznać!
Droga nie była zbyt długa więc po chwili dotarliśmy do celu. Andrzej pomógł nam wyjąć bagaże, zaprowadził nas do recepcji, zakwaterował a potem odprowadził do pokoju.
- Miłego dnia, macie teraz trochę czasu wolnego, ale o 15 będzie Twoja próba dźwięku. Będę czekał przed wejściem, za piętnaście trzecia. Ani minuty spóźnienia, jasne?!
- Oczywiście, szefie! - uśmiechnął się Michał.
- I to rozumiem. Do zobaczenia!
Weszliśmy do pokoju. Był to całkiem miły i przytulny kącik. Mieliśmy telewizor, radio, wielką sofę, duży pokój a nawet balkon. Była też ładna łazienka. Oprócz tego w drugim pomieszczeniu znajdowało się wielkie łóżko. Jedno wielkie łoże małżeńskie.
- Ohoho... Co Ty na to? - zaśmiał się.
- Czeka nas ciekawa noc...
- Nawet dwie!
Uśmiechnęłam się. Trochę wybiło mnie to z rytmu. Nie spodziewałam się, że będziemy spali w jednym łóżku. Będzie ciekawie...
- Nie wiem jak Ty, ale ja idę się rozejrzeć po hotelu. Całkiem tutaj przyjemnie a ja lubię zwiedzać! - powiedział.
- Idę z Tobą!
Wystarczyło, żebyśmy wyszli na korytarz a kilka sekund później okazało się, że na przeciwko nas, apartament mają chłopaki z zespołu Enej. Trudno było pomylić te znane melodie dobiegające zza ściany. Dodatkowo, akurat w momencie gdy wyszliśmy z pokoju, zza rogu korytarza wyłonił się Piotr Sołoducha, główny wokalista.
- Ooo czeeeść! To wy! - zawołał.
Z wielkim uśmiechem podszedł do nas serdecznie się witając.
- Cześć, jestem Mihey - odpowiedział mój artysta, podając mu rękę.