***
- Szlag! Ile jeszcze... - nerwowo spojrzałam na zegarek - Powinna być tutaj piętnaście minut temu! Zaraz stąd spadamy, bez jaj, co ona sobie wyobraża... - prychnęłam pretensjonalnym tonem.
- Chill misiek, zapowiada się dobre zlecenie, może warto poczekać? - uspokajał mnie Rafał. Siedziałam mu na kolanach i cały czas flirtowaliśmy. Niezły z niego przystojniak i partner.
- Najpierw dzwoni, mówi że ma fajną ofertę a teraz się wypięła? Co jest grane?
- Poczekajmy jeszcze 5 minut, jak nie to dzwonię do niej.
- No dobra... - przewróciłam oczami.
Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki zza rogu wyłoniła się nasza długo oczekiwana klientka. Podeszła do nas szarmanckim krokiem.
- No witamy witamy, ładnie to się tak spóźniać? Słaby początek współpracy...
- Nie pyskuj mała... Już jestem - odpowiedziała śmiało. Wolałam nie zaczynać dyskusji, z taką się nie dogadasz.
- Czekamy na informacje i wkraczamy do akcji, nawet dziś.
- Dziś będzie idealnie, im szybciej tym lepiej.
Opowiedziała nam szczegółowo w jakie dokładnie role mamy się wcielić i podała plan działania na najbliższe trzy dni. Po tym czasie obiecała zadzwonić.
- Tylko pamiętajcie, musicie być wiarygodni... Ona sporo przeszła i nie uwierzy w byle ściemę.. Masz tutaj to zdjęcie, i pamiętaj o szczegółach, tym zdobędziesz jej informacje. Zadzwonię jutro, zdacie mi raport jak wam poszło.
- Dobra dobra, co z wynagrodzeniem? Nie omówiliśmy jeszcze tej kwestii... - zagadał Rafał.
- Kochany możesz mieć u mnie dożywotnie łaski albo i nawet...
- Nie, fuj.., spierdalaj! - przerwałam jej - Chcemy pieniędzy a nie usług...
- Dobra dobra. Oferuję... powiedzmy... 10 tysięcy? Macie to ciągnąć przez dwa miesiące, wstępnie... Później zastanowimy się co dalej i jak nam się sprawy potoczą.
- Dobra, umowa stoi.
- No to ja znikam, do usłyszenia.
Gdy tylko odeszła, westchnęłam i odezwałam się do Rafała tymi słowami:
- No to na co czekamy? Do roboty!
Wyciągnęłam kosmetyczkę i zaczęłam poprawiać makijaż. Powinnam wyglądać na zmęczoną i wyczerpaną więc rozmazałam nieco cienie pod oczami, zmyłam ostrą szminkę i rozczochrałam delikatnie włosy. Rafał usunął wszystko ze swojego telefonu i ustawił banalne hasło które nawiązywało do jego ulubionego zespołu.
- Dobra, ja lecę, powodzenia. Pamiętaj, masz ją wkurzyć...
- Jasne miśka, do zobaczyska!
Udałam się pod wskazany adres.
Gdy dotarłam na miejsce było po dwudziestej pierwszej. W jej oknie świeciło się światło, więc miałam pewność że ją zastanę. Postanowiłam trochę przeczekać na pobliskim przystanku.
Najpierw przegadałam grubo ponad dwie godziny z Rafałem po czym myślałam chwilę nad historią którą jej sprzedam. Zapowiadało się ciekawie. Byłam zadowolona i naładowana energią, postanowiłam więc przystąpić do realizacji planu.
Wspięłam się na piętro. Odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się do siebie. Pomyślałam o kasie która na mnie czekała i od razu zrobiło mi się raźniej. Pomogło mi się to też wczuć w rolę...
Delikatnie zapukałam do drzwi, wyciągnęłam kartkę z adresem i zdjęcie. Cały czas się uśmiechałam na wypadek gdyby chciała zajrzeć przez wizjer.. Przez dłuższą chwilę była cisza ale nie wydawało mi się, żeby spała. Przecież światło się świeciło... Gdy podnosiłam już rękę by zapukać po raz kolejny drzwi się uchyliły. Przedstawienie czas zacząć.
- Tak? - zapytała uchylając drzwi na nie więcej niż kilka centymetrów.
Gdy tylko ją ujrzałam mój uśmiech znikł i wyszeptałam cicho:
- O mój Boże... to Ty...
***
Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem. Byłam pewna, że widzę ją pierwszy raz w życiu. W ręce trzymała skrawek papieru. Kątem oka zauważyłam, że to czyjeś zdjęcie.
- To Ty... - jej oczy były teraz niczym pięciozłotówki. Wielkie niebieskie tęczówki gapiły się prosto na mnie. Coś mnie w nich przyciągało, jakby były mi znajome, nie mogłam oderwać od nich wzroku...
- Kim jesteś? - zapytałam - I czego przychodzisz tutaj o tej porze?
Nadal nie uchyliłam drzwi na więcej niż 15 centymetrów. Zasada ograniczonego zaufania do niebieskookich blondynek. Zwłaszcza tych, które widzę pierwszy raz w życiu o północy w progu moich drzwi.
- Mogę wejść? - zapytała szeptem.
- Skąd mam wiedzieć, czy to nie jakiś podstęp?
- A czemu miałabym Cię oszukać? - zapytała niewinnie.
- Dobra, słuchaj, nie wiem. Ale jeśli masz do mnie jakąś sprawę to przyjdź może o normalnej porze, bo teraz to mi na kilometr pachnie podstępem...
- Hej... słuchaj, nie wiem co takiego przeszłaś ostatnio, ale może zaufaj ten ostatni raz? Przyszłam o tej godzinie ponieważ szukałam Cię już od dłuższego czasu, ale jestem tutaj pierwszy raz i miałam niezły problem z orientacją w terenie. Przyszłam na piechotę z tamtego miasta, pytałam już chyba wszystkich możliwych osób czy ciebie znają, wysiliłam się niesamowicie żeby Cię znaleźć, to może teraz poświęć mi chwilkę żeby się dowiedzieć o co chodzi? - odpowiedziała zmęczonym głosem.
- No to mów - nadal nie byłam przekonana czy powinnam ją wpuścić. Taką ściemę mógł walnąć każdy.
- Nie chcę mówić o tym w progu. To zbyt poufne i prywatne sprawy...
Byłam już zmęczona i zrezygnowana, a blondynka tak mnie przekonywała, że nie mogłam się oprzeć.
- Masz jakiś dowód swojej wiarygodności?
W odpowiedzi pomachała mi zdjęciem przed oczami i odpowiedziała:
- To jest coś, co na pewno Cię przekona. Zaufaj mi.
- Dobra... wchodź. Ale masz 5 minut.
- Obawiam się, że to za mało.
- Jeśli mnie zainteresujesz, może łaskawie podaruję Ci więcej mojego cennego czasu - uśmiechnęłam się lekko by rozluźnić atmosferę. Blondynka była bardzo spięta, odkąd mnie zobaczyła. W sumie, zaczynało mnie ciekawić co też takiego miała mi do powiedzenia. Otworzyłam jej drzwi i wpuściłam do środka.
- Coś do picia? Wyglądasz na zmęczoną...
- Tak, wody poproszę - odpowiedziała z uśmiechem.
Udałam się więc po szklanki i butelkę wody do kuchni. W między czasie zaczęłam rozmowę.
- No więc słucham.
- Nie wiem od czego zacząć...
- Może od początku...? - zasugerowałam, nalewając jej wody. Sobie zaserwowałam sok.
Spojrzała na zdjęcie które kurczowo cały czas trzymała, jakby był to dla niej jakiś skarb.
- Mogę zobaczyć co tam masz? - zapytałam zainteresowana.
- Może... no nie wiem... może dziwnie to zabrzmi... ale...
- Tak?
- Czy osoba na tym zdjęciu... to... to Ty? - wydukała.
- No pokaż... - odpowiedziałam zdziwiona.
Spojrzałam na fotografię. Po kilku uważnych przyglądnięciach, stwierdziłam że faktycznie, to byłam ja. Ledwo się poznałam! Zdjęcie było dosyć małe, troszkę podniszczone i miałam na nim może z 8 albo 10 lat...
- Skąd masz to zdjęcie? - zapytałam nieufnie.
- Od mojej mamy...
- A skąd Twoja mama ma moje zdjęcie? - coraz bardziej mi się to nie podobało.
Dziewczyna westchnęła.
- To może zacznę od początku.
- Chyba tak będzie najlepiej. Na razie nic z tego nie rozumiem.
- Przygotuj się na niewesołe wieści.. - blondynka wyraźnie posmutniała.
W odpowiedzi lekko uniosłam prawą brew. Tego czego się miałam właśnie dowiedzieć, w życiu bym się nie spodziewała...
- Nazywam się Julia. Julia Wieczorek. Ostatnio dowiedziałam się jednak, że nie jest to moje prawdziwe nazwisko... Powinnam nazywać się Mrozińska...
- Jak to? Przecież to moje nazwisko? - zapytałam zdezorientowana.
- Otóż... To co teraz powiem, może będzie dla Ciebie trudne ale uwierz mi, dla mnie też było.. Twój tata, Robert, miał romans. Jestem jego córką.
Moje oczy momentalnie zmieniły się w dwie wielkie pięciozłotówki.
- Co kurwa?! Co ty pieprzysz?! - wykrzyknęłam.
- Spokojnie...
- Jak mam być spokojna jak Ty mówisz mi o takich rzeczach?!?
- Wiem... to dla Ciebie szok, dla mnie też, niedawno dowiedziałam się że mam siostrę... Ciebie.
- Co? Nie jestem żadną Twoją pieprzoną siostrą! To jakiś żart!
Nie mogłam w to uwierzyć.
A może nawet nie chciałam.
To co wygadywała blondynka było absurdalne.
Ja mam siostrę?!?!
Mój tata miał romans?!
Kiedy i z kim?!
- Daj mi jakiś dowód na to! - ostro zagroziłam.
- A proszę, mogę dokładnie opisać jak wyglądał, czym się interesował, podać datę a nawet charakterystyczne znaki... Wszystko wiem od mamy.
- Na przykład?
- Miał znamię na lewej ręce w kształcie półksiężyca... i charakterystyczne szare tęczówki.
Zamarłam. Dziewczyna miała rację. Skąd mogła to wiedzieć??
- Skąd to wiesz?!
- Całą historię opowiedziała mi moja mama. Znali się z liceum i dosyć długo ze sobą kręcili, po czym przez przypadek poznał Twoją mamę - zakochał się. Zostawił Alicję z dnia na dzień, choć wcześniej był z nią ponad rok, nawet spali ze sobą kilka razy - stąd ja... Niestety. Moja mama się załamała i gdy tylko mnie urodziła natychmiast zerwała kontakt i wyjechałyśmy do Wielkiej Brytanii by tam przez 16 lat żyć jako Juliet i Alice Greenwood. Dwa lata temu wróciłyśmy do Polski. Oni przypadkowo się spotkali. Poznali się prawie bez problemu mimo upływu takiego czasu. Uczucie odżyło i nawet spotkali się kilka razy, przynajmniej tak twierdzi moja mama. Niby tylko na kawę, po przyjacielsku. Ale kto ich tam wie...
Słuchałam w milczeniu nie mogąc w to uwierzyć, ale historia Julii wydawała się składać w jedną całość...
- W ten weekend ona pojechała za nimi do Zakopanego. Obserwowała ich, sama nie wiem po co, tego mi nie powiedziała... A w feralny dzień kiedy wracali już do domu, ona jechała za nimi... Widziała cały wypadek i to ona zadzwoniła po pomoc, próbowała udzielić im pomocy, niestety było już za późno...
Po moim policzku popłynęła łza na myśl o tamtym dniu... Blondynka ją zauważyła i natychmiast mnie objęła.
- Nie martw się.. - szepnęła mi - Oni są już szczęśliwi...
W jej ramionach poczułam spokój... czułam się bezpiecznie tak jakby coś mnie w niej przyciągało,jakbym ją znała.. Może to faktycznie ta więź?
Wstałam z kanapy, podeszłam do barku i wyjęłam nalewkę malinową. Obaliłam 3 mocne kolejki i wróciłam na sofę. Blondynka patrzyła na mnie ze współczuciem.
- Też tak miałam gdy Alicja opowiedziała mi całą tą historię... Przez 16 lat żyłam w świadomości, że on nie żyje, wyjechał, coś... nigdy o nim nie pisnęła słowa, zawsze zbywała "Juliet, kiedy indziej Ci to wytłumaczę... potrzebuję czasu..." A ja nigdy nie chciałam jej denerwować więc odkładałam i odkładałam... Aż w końcu nie wytrzymałam i podstępem zmusiłam ją do wygadania się. Gdy się o tym dowiedziałam miałam depresję przez tydzień... Zawsze mi czegoś w życiu brakowało, a on żył sobie ot tak, kilkaset kilometrów ode mnie... I nawet nigdy go nie spotkałam, nie rozmawiałam z nim... Znam go tylko ze zdjęć... Myślisz, że mnie to nie boli?...
Milczałyśmy dłuższą chwilę.
- Posłuchaj, ja potrzebuję teraz chwili aby to przetrawić.. Rozumiesz? Proszę Cię, możemy pogadać jutro?
- Jasne kochana, nie ma sprawy... masz tu mój numer, pisz smsa, będę czekać.
Przytuliła mnie na pożegnanie i odprowadziłam ją do drzwi.
- Trzymaj się - rzuciła na odchodne i wyszła.
To czego się właśnie dowiedziałam, składało się w jedną całość...
Ale czy to znaczy, że mam jej wierzyć?
Gdy zamknęłam z nią drzwi, kroki skierowałam do barku. Wyjęłam butelkę czystej i pociągnęłam dwa ostre. Przepiłam sokiem. Życie znów mi się sypało... Gdy już mi się wydawało że zmienia się na lepsze, kolejny cios. Zajebiście... Za co?! Za co, do cholery?!!
Stwierdziłam, że dawno nie dawałam na luz więc wyjęłam ponownie butelkę malinówki, strzeliłam 3 kolejki i włączyłam telewizor. Chwilę później urwał mi się film.
Obudziłam się następnego dnia o 16 po południu. Przede mną stała pusta litrowa butelka po nalewce. Telewizor był włączony a w całym mieszkaniu świeciło się światło. Cholera, nieźle pojechałam... Obraz rozmazywał mi się przed oczami... Po omacku sięgnęłam po telefon który jak przypuszczałam leżał na stoliku w salonie obok sofy na której zasnęłam... Niestety, machnęłam niefortunnie ręką dzięki czemu przejechał na drugą stronę ławy i finalnie wylądował na podłodze. Zmusiło mnie to do podniesienia się z kanapy. Z głębokim westchnieniem które przerodziło się w potężne ziewnięcie, przetarłam oczy. Siedziałam tak kilka dobrych sekund i próbowałam ogarnąć sytuację. Straciłam wątek po co wstałam. A, tak... telefon inteligencie. Gdy już wylądował w mojej dłoni i rozświetliłam ekran, ujrzałam tapetę AC/DC. Nagle przypomniałam sobie o akcji z zamianą telefonów. O Boże, Michał pewnie umiera z niepokoju, powinnam jak najszybciej spotkać się z tym gościem aby odzyskać co swoje. Na którą byliśmy umówieni? To dzisiaj? Boże.. co dziś w ogóle jest?... Straciłam rachubę czasu... W ogóle jakim prawem doprowadziłam się do takiego stanu?!
I wtedy przypomniałam sobie już wszystko... Blondynkę, zdjęcie i rozmowę... Załkałam cicho... Nie, nie, nie... to nie może być prawda! Nie wierzę w to!..
A może jednak?.. Skąd mogę wiedzieć? Nigdy się nie dowiem, a to jest zawsze coś... Może z kimś bliskim wreszcie będzie mi łatwiej zrozumieć co się dzieje i ogarnąć życie? W sumie, fajnie byłoby mieć siostrę... Tylko.. czy ona naprawdę jest moja siostrą?.. Jak mam jej zaufać??
Pomyślałam że przydałyby się badania DNA na stwierdzenie jej prawdomówności, ale sekundę później ogarnęłam że to przecież niemożliwe.. No cóż, pozostaje mi nic innego jak zaufać.. Miała znajome oczy, może coś w tym jest...
***
- To Ty... - powtórzyłam i zaczęłam się w nią przenikliwie wpatrywać. Musiałam sprawić żeby wpuściła mnie do środka... Inaczej wszystko się posypie.
- Kim jesteś? - zapytała - I czego przychodzisz tutaj o tej porze?
Klasyk. Ale nie ma opcji tłumaczenia się na klatce schodowej. Muszę dostać się do środka.
- Mogę wejść? - zapytałam szeptem.
- Skąd mam wiedzieć, czy to nie jakiś podstęp? - była bardzo ostrożna. Zaczyna się.
- A czemu miałabym Cię oszukać? - zapytałam.
Starałam się aby mój głos brzmiał jak najbardziej niewinnie.
- Dobra, słuchaj, nie wiem. Ale jeśli masz do mnie jakąś sprawę to przyjdź może o normalnej porze, bo teraz to mi na kilometr pachnie podstępem...
Kurde, no laska, nie pierdol.
- Hej... słuchaj, nie wiem co takiego przeszłaś ostatnio, ale może zaufaj ten ostatni raz? Przyszłam o tej godzinie ponieważ szukałam Cię już od dłuższego czasu, ale jestem tutaj pierwszy raz i miałam niezły problem z orientacją w terenie. Przyszłam na piechotę z tamtego miasta, pytałam już chyba wszystkich możliwych osób czy ciebie znają, wysiliłam się niesamowicie żeby Cię znaleźć, to może teraz poświęć mi chwilkę żeby się dowiedzieć o co chodzi? - odpowiedziałam zmęczonym głosem.
Grałam zmęczonego wędrowce. Makijaż i lekkie wory pod oczami ułatwiły sprawę.
- No to mów.
- Nie chcę mówić o tym w progu. To zbyt poufne i prywatne sprawy...
Zaczynało mnie to wkurzać. Nie wiedziałam, że tak trudno będzie po prostu dostać się do środka. Jeszcze raz... spokojnie...
- Masz jakiś dowód swojej wiarygodności? - zapytała.
Przypomniałam sobie o zdjęciu pomachałam jej nim przed oczami.
- To jest coś, co na pewno Cię przekona. Zaufaj mi.
Brzmiałam naprawdę wiarygodnie. Ja już dawno bym się skusiła.
- Dobra... wchodź. Ale masz 5 minut.
No chyba żartujesz.
- Obawiam się, że to za mało.
- Jeśli mnie zainteresujesz, może łaskawie podaruję Ci więcej mojego cennego czasu - uśmiechnęła się.
Coraz lepiej, coraz lepiej...
- Coś do picia? Wyglądasz na zmęczoną... - zaproponowała.
- Tak, wody poproszę - odpowiedziałam z uśmiechem.
Idealnie, może jeszcze uda mi się coś dorzucić jej do tego... Dwie pieczenie na jednym ogniu.
- No więc słucham.
- Nie wiem od czego zacząć... - udałam zrezygnowaną. Cały czas kurczowo trzymałam zdjęcie.
- Może od początku...?
Spojrzała na zdjęcie.
- Mogę zobaczyć co tam masz? - zapytała.
Punkt dla mnie. Udało mi się wzbudzić jej zainteresowanie.
- Może... no nie wiem... może dziwnie to zabrzmi... ale... - jąkałam się.
- Tak?
- Czy osoba na tym zdjęciu... to... to Ty? - wydukałam.
- No pokaż... - odpowiedziała zdziwiona.
Spojrzała na fotografię. Zaczęła uważnie się przypatrywać...
- Skąd masz to zdjęcie? - zapytała nieufnie.
- Od mojej mamy... - wymyśliłam.
- A skąd Twoja mama ma moje zdjęcie? - drążyła.
Westchnęłam. Czas zacząć opowieść...
- To może zacznę od początku.
- Chyba tak będzie najlepiej. Na razie nic z tego nie rozumiem.
- Przygotuj się na niewesołe wieści...
- Nazywam się Julia. Julia Wieczorek.
Tak sobie wymyśliłam. Zawsze podobało mi się to imię.
- Ostatnio dowiedziałam się jednak, że nie jest to moje prawdziwe nazwisko... Powinnam nazywać się Mrozińska...
- Jak to? Przecież to moje nazwisko? - zapytała zdezorientowana.
- Otóż... To co teraz powiem, może będzie dla Ciebie trudne ale uwierz mi, dla mnie też było.. Twój tata, Robert, miał romans. Jestem jego córką.
Wybałuszyła oczy. Szok. Prawidłowo.
- Co kurwa?! Co ty pieprzysz?! - wykrzyczała mi prosto w twarz.
- Spokojnie... - nie spodziewałam się aż tak ostrej reakcji więc trochę zbiło mnie to z tropu.
- Jak mam być spokojna jak Ty mówisz mi o takich rzeczach?!?
- Wiem... to dla Ciebie szok, dla mnie też, niedawno dowiedziałam się że mam siostrę... Ciebie.
- Co? Nie jestem żadną Twoją pieprzoną siostrą! To jakiś żart! Daj mi jakiś dowód na to!
Brzmiała ostro. Wybiła mnie z rytmu więc musiałam zabłysnąć jej jakimiś faktami żeby teraz w to uwierzyła. Postanowiłam wyciągnąć asa z rękawa.
- A proszę, mogę dokładnie opisać jak wyglądał, czym się interesował, podać datę a nawet charakterystyczne znaki... Wszystko wiem od mamy.
Byłam pewna siebie. Miałam dobrą wyobraźnię i umiałam improwizować.
- Na przykład?
- Miał znamię na lewej ręce w kształcie półksiężyca... i charakterystyczne szare tęczówki.
Teraz to ona była zbita z tropu. Brawo ja. Tylko pociągnąć tą ściemę i laska jest moja...
- Skąd to wiesz?!
- Całą historię opowiedziała mi moja mama. Znali się z liceum i dosyć długo ze sobą kręcili, po czym przez przypadek poznał Twoją mamę - zakochał się. Zostawił Alicję z dnia na dzień, choć wcześniej był z nią ponad rok, nawet spali ze sobą kilka razy - stąd ja... Niestety. Moja mama się załamała i gdy tylko mnie urodziła natychmiast zerwała kontakt i wyjechałyśmy do Wielkiej Brytanii by tam przez 16 lat żyć jako Juliet i Alice Greenwood. Dwa lata temu wróciłyśmy do Polski. Oni przypadkowo się spotkali. Poznali się prawie bez problemu mimo upływu takiego czasu. Uczucie odżyło i nawet spotkali się kilka razy, przynajmniej tak twierdzi moja mama. Niby tylko na kawę, po przyjacielsku. Ale kto ich tam wie...W ten weekend ona pojechała za nimi do Zakopanego. Obserwowała ich, sama nie wiem po co, tego mi nie powiedziała... A w feralny dzień kiedy wracali już do domu, ona jechała za nimi... Widziała cały wypadek i to ona zadzwoniła po pomoc, próbowała udzielić im pomocy, niestety było już za późno...
Po moim policzku spłynęła jej łza... Wykorzystałam to i objęłam ją. Kolejny plus dla mnie, byłam cierpliwa i współczująca... Taka jaka powinna być osoba troskliwa. Powoli wychodziłam na prostą.
- Nie martw się.. - szepnęłam jej - Oni są już szczęśliwi...
Nagle wstała z kanapy, podeszła do barku i wyjęła butelkę jakiegoś trunku. Wykorzystałam fakt iż na chwilę się odwróciła więc wrzuciłam jej dwie małe pastylki do soku. Uśmiechnęłam się pod nosem. Z alkoholem zadziałają momentalnie. Wypiła 3 kolejki i wróciła na sofę. Popatrzyłam z udawanym współczuciem. Teraz tylko taktownie zakończyć i po wszystkim...
- Też tak miałam gdy Alicja opowiedziała mi całą tą historię... Przez 16 lat żyłam w świadomości, że on nie żyje, wyjechał, coś... nigdy o nim nie pisnęła słowa, zawsze zbywała "Juliet, kiedy indziej Ci to wytłumaczę... potrzebuję czasu..." A ja nigdy nie chciałam jej denerwować więc odkładałam i odkładałam... Aż w końcu nie wytrzymałam i podstępem zmusiłam ją do wygadania się. Gdy się o tym dowiedziałam miałam depresję przez tydzień... Zawsze mi czegoś w życiu brakowało, a on żył sobie ot tak, kilkaset kilometrów ode mnie... I nawet nigdy go nie spotkałam, nie rozmawiałam z nim... Znam go tylko ze zdjęć... Myślisz, że mnie to nie boli?...
Ej zaraz, ja też byłam ofiarą nie? Milczałyśmy dłuższą chwilę. No maa, teraz Twoja kolej, co ty na to?
- Posłuchaj, ja potrzebuję teraz chwili aby to przetrawić... - odpowiedziała - Rozumiesz? Proszę Cię, możemy pogadać jutro?
- Jasne kochana, nie ma sprawy... - zapewniłam ją - Masz tu mój numer, pisz smsa, będę czekać.
Dobrze wiedziałam, że przynajmniej do jutra nie zadzwoni... Przecież jej telefon miał Rafał.
Przytuliłam ją na pożegnanie a ona odprowadziła mnie do drzwi.
- Trzymaj się - rzuciłam i odeszłam.
Gdy tylko wyszłam z bloku głęboko odetchnęłam. Ziarno niepokoju zasiane, teraz tylko je pielęgnować i czekać na efekty. Zachichotałam pod nosem.
Kocham tą robotę...
***
Napisałam smsa do tego kolesia że nie przyjdę dziś... Nie byłam w stanie, było mi wszystko jedno czy odzyskam własność dziś czy jutro... Było już po południu a umawialiśmy się gdzieś na rano jeśli dobrze pamiętam... Trudno, poczeka sobie... Najbardziej obawiałam się co z Michałem... Pewnie zadręczał się dlaczego nie odpisuję ani nie dzwonię.
Aby zająć myśli włączyłam telewizor. W telewizji leciała właśnie powtórka "Władcy Pierścieni" więc obejrzałam do końca. Nie byłam jednak w stanie skupić się na filmie bo cały czas prześladowały mnie myśli. Ta rozmowa nie dawała mi spokoju. Czułam, że jej nie skończyłyśmy.
Postanowiłam podzielić się tym wszystkim z Leną więc odwiedziłam ją w szpitalu. Opowiedziałam jej o całej tej sytuacji i dowiedziałam się, że uważa iż to dobry znak. Fakt, to koszmar, że dowiedziałam się takiej prawdy o swoim ojcu, ale dobrze jest mieć siostrę, w końcu będę miała kogoś bliskiego z kim będę mogła sobie pogadać. Trochę racji w tym jest. Miejmy nadzieję, że to mimo wszystko dobry znak, mimo moich wątpliwości. Okazało się też, Lena już za dwa dni wychodzi ze szpitala.
Następnego dnia spotkałam się wreszcie na wymianę telefonów.
- Cześć piękna - przywitał mnie.
W odpowiedzi ze zdziwienia uniosłam brwi.
- Piękna? Coś ty nagle taki miły?
- Ja zawsze - kontynuował.
- Nie wydaje mi się. Dwa dni temu brzmiałeś dosyć... niemiło.
- No wybacz, byłem troszkę zdenerwowany, ale nie mów że Ty nie... Że też akurat musiała się zdarzyć taka fatalna pomyłka..
- Fakt, trochę mi to nie na rękę, ale mniejsza z tym. Dawaj telefon - powoli się niecierpliwiłam.
- No ale wiesz... - sięgnął do kieszeni po urządzenie - Jakby nie to, nie miałbym szansy poznania takiej pięknej kobiety... - powiedział zalotnie.
Czy on mnie próbuje poderwać?
- Nie bądź żałosny...
- Co proszę?
- Mam chłopaka i zero chęci na podryw...
- Nie ma wagonu którego nie da się odczepić - zaśmiał się.
- Owszem, ale jak na razie dobrze mi z nim więc nie zamierzam tego robić... - zbywałam go.
- No jasne, rozumiem. Ale może chociaż kawa? Taka na przeprosiny?
Przewróciłam oczami.
- Posłuchaj, nie mam ochoty na podryw...
- Nic z tych rzeczy!
- Więc?
- Tak jak mówię. Mam ochotę na kawę, a zawsze to lepiej smakuje w towarzystwie, zwłaszcza tak zjawiskowej dziewczyny...
Westchnęłam. Męczyło mnie to, ale nie wyglądał na takiego który łatwo ustąpi.
- Dobra, ale musisz chwilę poczekać. Muszę zadzwonić do chłopaka.
- Zapytać o zgodę? - zarechotał.
- Nie - zmroziłam go wzrokiem - Nie kontaktowałam się z nim dwa dni a właśnie wyjechał, więc na pewno się martwi. Po prostu.
- Och, powiadasz że wyjechał... Tym lepiej.
Puściłam to mimochodem po czym spojrzałam na telefon. 5 nieodebranych połączeń i 10 wiadomości. Tak jak myślałam. Prędko wybrałam jego numer.
- Halo? Cześć...
- Weronika?! No nareszcie! Już się bałem co się stało! Czemu nie było z Tobą kontaktu??
- Nie zgadniesz... Zgubiłam telefon, zaraz po tym jak Cię odprowadziłam.
- No co Ty...
- Niestety. Może nawet nie zgubiłam tylko po prostu doszło do fatalnej pomyłki. Spieszyłam się na autobus i zderzyłam się z takim jednym chłopakiem który miał taki sam. Szybko chwyciłam ten który leżał bliżej mnie i pobiegłam na przystanek. Chwilę później się zorientowałam, ale byłam już w autobusie. Zanim skontaktowałam się z właścicielem zeszło mi właśnie dwa dni...
- O kurcze, no popatrz jaka przygoda - zaśmiał się.
- No wiesz? Nie było mi do śmiechu... Dobrze że udało mi się złamać hasło na ekranie bo inaczej byłoby gorzej...
Tym razem to chłopak spiorunował mnie wzrokiem i zaczął coś grzebać w swoim telefonie. Chyba zmieniał hasło na inteligentniejsze. Zachichotałam.
- Nieważne...
- Dobra ja muszę kończyć bo zaraz idziemy z chłopakami na miasto trochę pozwiedzać. Zadzwonię wieczorem po koncercie.
- O właśnie a jak tam pierwszy występ?
- Świetnie... Jest lepiej niż się spodziewałem, ale serio, więcej opowiem Ci wieczorem bo już mnie poganiają. Do usłyszenia, buziaki!
- Buziaki, pa! - pożegnałam się.
- Ooo, jak słodko! - przedrzeźniał mnie chłopak.
- Przestań! - zgromiłam go - A tak w ogóle to jak masz na imię?
- Kuba.
- Weronika - odpowiedziałam podając mu rękę.
- To co, kawka? - uśmiechnął się.
- No dobra, ale tak na szybko, nie licz na nic innego!
- Jasne jasne! - wybronił się - Chodź, za rogiem jest świetna i tania kawiarnia.
- Tania? - zaśmiałam się.
- No przepraszam, chyba myślisz że nie będę fundował jakąś mega drogą kawę dziewczynie która nawet nie chce szybkiej randki? - zripostował.
Zaśmialiśmy się. Wydawał się całkiem sympatyczny mimo iż nie zrobił na mnie dobrego pierwszego dobrego wrażenia. Cóż, zawsze można się pomylić.
- No jasne, jasne...
- To co, wolisz droższą kawę i randkę?
No podrywa mnie, no.
- Może innym razem.
- Ha! Nie zaprzeczyłaś! Czyli mam szansę!
- Ale też nic takiego nie powiedziałam!
- Ale zasugerowałaś... - powiedział zalotnie.
- Dobra chodźmy już bo w takim tempie nie dotrzemy do kawiarni a jeszcze..
- No co? - zaśmiał się.
- Nieważne!
Nie powiem, miło mi się z nim rozmawiało. Ale zarywał do mnie nieprzeciętnie. Kawa była dobra, porozmawialiśmy na sztampowe tematy. O muzyce, zainteresowaniach, hobby i bieżących sprawach. Nie chciałam mu za dużo opowiadać konkretnie więcej szczegółów o sobie, bo mimo wszystko nie czułam potrzeby bliższego poznawania się z nim.
- Dobra, muszę się zbierać, za chwilę mam autobus...
- Pozwól, że Cię odprowadzę, również idę w tę stronę.
- Zgoda, chodźmy.
Przez drogę również rozmawialiśmy i dotarliśmy jeszcze przed czasem.
- No to co, kiedy widzimy się następnym razem?
- W najbliższym czasie raczej nie...
- Dlaczego?
- To miała być tylko kawa, nie jakaś randka, pamiętasz?
- Ale chyba fajnie nam się gadało? Przynajmniej ja tak to odebrałem...
- Tak, ale już mówiłam, że mam chłopaka i jestem wierna więc nie chodzę na randki!
- Przecież wyjechał, o niczym się nie dowie... - znów użył tego swojego zalotnego głosu i delikatnie zbliżył się do mnie.
- Przestań, gdybyś był w związku nie robiłbyś takich rzeczy!
- A skąd wiesz, że nie jestem?
- Bo mnie podrywasz, a zakładam że jesteś sympatycznym facetem i nie robiłbyś takich rzeczy swojej ukochanej.
- Dzięki za komplement, piękna - natychmiast podłapał.
W oddali ujrzałam mój autobus.
- Dobra ja lecę. Być może do zobaczenia, ale nic nie obiecuję.
- No dobra... - posmutniał.
- Oj przestań.. Takie rzeczy na mnie nie działają - powiedziałam z lekkim zażenowaniem.
- A takie? - zapytał, po czym chwycił mnie w pasie i namiętnie pocałował.
Zaskoczył mnie. Nawet nie zdążyłam się odsunąć. Uległam.