Przez kilka sekund trwałam tak sparaliżowana.
Zaraz potem Michał zerwał się, podbiegł do niej, delikatnie wziął ją pod rękę i pomógł jej dokuśtykać do sofy. Wyczerpana padła na miękkie siedzisko. Cały czas cicho łkała.
- Mój Boże, Lena... - wyszeptałam, zakrywając usta dłonią - Kto? Jak? Dlaczego? Za co?... - zaczęłam wypytywać przez łzy.
Patrzyła na mnie zrozpaczonym wzrokiem.
- Przepraszam... - wyszeptałam i chwyciłam jej dłoń. Kątem oka zauważyłam jak Michałowi po policzku spływa łza, którą zaraz szybko ociera - Co się stało?
Zamknęła oczy a przez jej oblicze szybko przemknęło tysiąc emocji... Zdałam sobie sprawę, że zadałam to pytanie w nieodpowiednim czasie.
- Ja... byłam... byłam... byłam u niego... a, a potem... potem w domu...
- Nie... dobrze, przepraszam Cię... Chodź, ogarnę Cię i pójdziesz spać bo jesteś zbyt wykończona...
- Ja... tak. Tak.. proszę Cię... nie, nie dziś...
- Oczywiście, kochana... po prostu poniosły mnie emocje... Chodź, pomogę Ci się umyć.
Skomentowała to delikatnym uśmiechem.
- Tak będzie najlepiej.
Obudziłam się wczesnym przedpołudniem w ramionach Michała. Spaliśmy na sofie w salonie bo Lena spała w moim łóżku. Zasługiwała na miękkie i wygodnie posłanie. Spojrzałam na zegarek.
- Michał... - powiedziałam rozespanym głosem - Jest 10:30... wstajemy...
W odpowiedzi tylko ziewnął i przytulił mnie mocniej. Zaśmiałam się.
- Ej no, wstajemy śpiochu!
Powoli, z grymasem i smutkiem rozluźnił uścisk abym mogła się wydostać. Tak też zrobiłam. Gdy już oswobodziłam się z jego objęć cicho zajrzałam do swojego pokoju gdzie spała moja przyjaciółka.
- Dajmy jej jeszcze czas... - szepnęłam, po czym poszłam ogarnąć się do łazienki. Następnie pomaszerowałam do kuchni aby przygotować śniadanie. Wyciągnęłam kilka potrzebnych produktów i zabrałam się za robienie naleśników. Nie było to zbyt zdrowe, ale naszła mnie nieodparta ochota. Michał przypatrywał mi się ze zdumieniem.
- Co się tak patrzysz? - zaśmiałam się.
- Nic, nic. Po prostu widząc Ciebie jak robisz naleśniki to takie słodkie... Zupełnie jakbyśmy już byli małżeństwem a Ty panią domu - zaśmiał się.
- Coś z Tobą nie tak? - nie mogłam przestać chichotać - Robię naleśniki, bo Lena musi zjeść coś dobrego, pożywnego, na słodko, poza tym muszę jej to wszystko wynagrodzić...
- Właśnie, co z nią? Ile jej jeszcze dajemy czasu?
- Zobaczymy... Ja poczekałabym, aż sama wstanie. Nie ma potrzeby, żeby ją niepokoić.
- Też tak uważam, ale kiedy zrobimy próbę?
- Po południu...
- No dobra, zgoda, mam nadzieję, że do tej pory wstanie. Poza tym, zamierzamy z nią o tym wszystkim rozmawiać?
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Sam nie wiem... z jednej strony jestem cholernie ciekawy bo nie wiem kogo mam się bać, a z drugiej wiem, że to może wywołać u niej ból... To na pewno nie są ciekawe wspomnienia.
- Słuchaj, zrobimy tak: zaczniemy delikatnie rozmowę, a w trakcie najwyżej zapytamy czy chciałaby nam opowiedzieć co tam się działo. Jeśli tak - wysłuchamy jej, jeśli nie - uszanujemy to i zapytamy najwyżej innym razem. Zgadzasz się?
- Jasne - skinął głową.
- W porządku. W takim razie łap naleśnika głodomorze! - podałam mu śniadanie i postawiłam szereg dodatków na stole - Dzisiaj nie ma ograniczeń. Musimy trochę dać na luz, w końcu już jutro festiwal...
Lena obudziła się kilka minut po dwunastej. Pomogłam jej wstać i dokuśtykać do sofy.
- Ale mnie wszystko boli...
Popatrzyłam na nią troskliwie.
- Co dokładnie?
- Wszystko... Ręka, żebra, noga, głowa, brzuch... Poza tym, słabo mi. Kręci mi się w głowie.
Przełknęłam ślinę lekko poddenerwowana. O mój Boże... Przecież ona była w ciąży! Kompletnie o tym zapomniałam...
- Kochana, zjedz śniadanie a potem jedziemy do szpitala. Muszą Cię dokładnie zbadać, bo wyglądasz bardzo marnie... Michał!
- Tak? - odezwał się z łazienki.
- Załatw transport do szpitala!
- Karetkę?!
- Może być!
Lena spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
- Spokojnie... Wszystko będzie dobrze... - odparłam głaskając ją po głowie. Czułam się za nią odpowiedzialna i zawaliłam. Powoli docierało do mnie jak bardzo schrzaniłam sprawę wczorajszego wieczoru. Powinniśmy od razu zadzwonić na pogotowie i po profesjonalną pomoc a nie czekać na następny dzień. Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno...
Ambulans przyjechał w miarę szybko. Ja pojechałam karetką razem z Leną, a Michał miał dostać się do miasta rowerem. W drodze ratownicy przeprowadzili z nami krótki wywiad lekarski. Podłączyli jej kroplówkę i zmierzyli ciśnienie. Gdy dojechaliśmy do szpitala, lekarze od razu zabrali ją na badania.
- Będzie dobrze, kochana! - pomachałam jej ze wzruszeniem gdy znikała za rogiem korytarza.
Siedziałam tam kilka godzin, na szczęście nie całkiem sama. Michał przyjechał pół godziny po tym jak my dotarłyśmy do szpitala. Przez hol Izby Przyjęć przewijały się masy ludzi, zdrowych, chorych, pacjentów szpitala, odwiedzających... Co chwilę podjeżdżały karetki z nowymi poszkodowanymi. Siedziałam gapiąc się w sufit i czekając na jakieś informacje.
- Pani Weronika Mroźna? - wypowiedział na głos lekarz, który właśnie wyszedł z sali po prawej stronie.
- Tak, to ja - natychmiast się ożywiłam, wstałam i podeszłam do lekarza.
- Poproszę pani dokument tożsamości - odpowiedział.
Podałam mu dowód osobisty. Zlustrował plastik wzrokiem a następnie mnie.
- Dziękuję, proszę - podał mi dokument - Została pani upoważniona do odbioru informacji o stanie zdrowia pani Leny.
- Tak, słucham?
- Jej stan jest zły, ale stabilny. Ma złamane trzy żebra, lewą kość ramienną z przemieszczeniem, zwichnięty staw skokowy. Oprócz tego lekkie wstrząśnienie mózgu. Ma również liczne siniaki i zadrapania. Obawiamy się, że mogła zostać wykorzystana seksualnie.. Nadal czekamy na wyniki morfologii krwi...
- O mój Boże... - z każdym kolejnym słowem czułam jak grunt osuwa mi się spod nóg. Zrobiło mi się słabo więc kiwnęłam na Michała. Podbiegł do mnie szybko, dzięki czemu mogłam się na nim wesprzeć i pozostać w miarę przytomna...
- Niestety, sporo jest tych złamań. Konieczna będzie operacja ręki, tego przemieszczenia nie się inaczej nastawić...
- A co z jej ciążą?!
- Właśnie czekamy na ginekologa który przeprowadzi badanie. Który to około tydzień?
- Wydaje mi się, że coś około ósmego, może mniej, nie kojarzę w tej chwili...
- Dobrze, w takim razie, proszę poczekać na dalsze informacje. Lekarz powinien ją przebadać w ciągu najbliższej godziny.
Odeszłam na kilka metrów i znów zrobiło mi się słabo.
- Michał... - zaczęłam roztrzęsionym głosem - Słyszałeś?!.. Mogła zostać zgwałcona!!... Błagam... nie..
- To straszne... Co za świnia mogła ją tak potraktować..?
- To przechodzi ludzkie pojęcie... już wiesz dlaczego musimy się wyprowadzić?..
- Chodź... Usiądźmy, poczekajmy na wyniki ginekologa, napij się wody, odpocznij...
Byłam cała roztrzęsiona i jeszcze długo nie mogłam się uspokoić. Faktycznie, około godzinę później, z sali wyszło dwóch lekarzy i znów mnie zawołali.
- To jest pani Anna Fiksińska, ginekolog. Przeprowadziła badanie pani Leny.
- Zgadza się - odezwała się lekarka i uścisnęła mi dłoń - Mam złe i dobre wieści. Od których zacząć?
- Od złych - odpowiedziałam. Michał mocno chwycił moją dłoń. Oczekiwałam najgorszego.
- Niestety nasze pierwsze podejrzenia potwierdziły się, nasza pacjentka została zgwałcona. Cztery razy w ciągu ostatnich 48 godzin... - westchnęła - Zabezpieczyliśmy resztki śladów biologicznych i do tej pory wiemy, że był to jeden i ten sam mężczyzna. Oddaliśmy próbki do laboratorium.
- Cztery razy?!?! Co?!?... Co?!... Co za świnia...!!!
- Weronika, uspokój się... - Michał zaczął mnie ogarniać.
- To w takim razie jakie są te dobre wieści?!
- Proszę się uspokoić. Dobre wieści są takie, że płód prawdopodobnie nie został uszkodzony. Dziecko ma się dobrze. Ale nic nie jest pewne. Pacjentkę czeka jeszcze szereg badań.
Rozpłakałam się. Michał przytulił mnie.
- Naprawdę?!...
- Mówię: prawdopodobnie tak - ginekolog uśmiechnęła się - Zrobimy jeszcze powtórne badania, ale wszystko wskazuje na to, że to silny maluch i ma się dobrze. Jest jeszcze za mały na większość działań, ale robimy co możemy.
- Który to tydzień?.. - powiedziałam ze łzami wzruszenia w oczach.
- Około szósty.
- Dziękuję... dziękuję pani bardzo. Czy mogę do niej wejść?
- Proszę, ale nie na długo, bo czym prędzej chcielibyśmy złożyć połamane kości. Jeszcze dziś przeprowadzimy operację - odezwał się lekarz - Proszę za mną.
Weszłam razem z Michałem do jasnej sali. Było tam pięć łóżek, stały równo pod ścianą. Lena leżała na samym końcu, najbliżej dyżurki lekarskiej. Była osłonięta parawanem od strony innych pacjentów.
- Kochana... - wyszeptałam gdy podeszłam do jej łóżka - Wszystko będzie dobrze... - chwyciłam jej dłoń.
- Wiem... - wyszeptała z lekkim uśmiechem - Dziękuję...
- Nie masz mi za co dziękować...
- Ależ oczywiście... że tak... Chociażby za to..., że jesteście i tak... tak się o mnie.. troszczycie...
- Zawsze będę przy Tobie... Jesteś moją jedyną rodziną...
- A Ty... moją... To było... to było straszne...
- Kto? Kto Ci to zrobił...?
Na te słowa odwróciła głowę, ale po chwili spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
- Ona... to wszystko jej... jej wina...! moja matka!...
- Porwała Cię?
- Najpierw... byłam u Krzyśka... chciałam z nim pogadać... dogadać... dogadać się... był z jakąś laską... kompletnie mnie olał... zdenerwowałam się... wkurzyłam się bardzo... wybiegłam stamtąd i dłuższą chwilę... siedziałam przed blokiem... zdecydowałam że jej to powiem.. powiem jej, co się dzieje... jak mi spieprzyła życie... poszłam... do mojego domu...
- Mogłaś zadzwonić po nas, pomoglibyśmy Ci...
- Byłam głupia... myślałam... że załatwię to sama... otworzyłam drzwi... weszłam do środka... była tam razem ze swoimi kolesiami... śmiała się ze mnie... nazwała mnie "córką marnotrawną"... zwyzywała mnie... a potem... potem... spoliczkowała mnie i napluła mi w twarz... zaczęłam się z nią kłócić... jeden z jej partnerów wkurzył się, chwycił mnie mocno... uderzył kilka razy... rzucił na kanapę... krzyczał do mnie żebym... żebym się uspokoiła... ze dramatyzuję... reszta na to patrzyła i śmiała się... a potem..
Przerwała. Podejrzewałam co się stało.
- Potem... - ogromne łzy wypełniły jej oczy - zgwałcił mnie... na ich oczach...
- O mój Boże... - wyszeptałam przerażona.
- Potem... zawiązał mi oczy... zaciągnął mnie do jakiegoś ciemnego pomieszczenia... rzucił... rzucił na ziemię... i zamknął tam. Przychodził co jakiś czas... pytał się co u mnie i bił mnie... sprawiało mu to przyjemność... widok mnie jak cierpiałam... pewnego razu... pobił mnie do nieprzytomności... obudziłam się cała obolała... przychodził tak... kilka razy jeszcze... co kilka godzin... za każdym razem bijąc mnie aż do omdlenia... raz przyszła ona... śmiała się szyderczo i proponowała... proponowała mi ohydny układ...
Przerwała. Zapadła cisza.
- Obmyśliłam plan ucieczki... Przez te wszystkie pobicia... miałam lekkie objawy amnezji... nie byłam nawet pewna gdzie jestem... do tego stopnia.. że nie byłam świadoma... czy jestem u siebie w domu... mimo to... obmyśliłam plan ucieczki... raz, gdy ten facet przyszedł... poprosiłam by zaprowadził mnie do łazienki... połknął haczyk ale dał mi pięć minut... uciekłam przez okno... prawie mi się udało, bo noga mi się... poślizgnęła i wypadłam na zewnątrz... sekundę później otrzeźwiałam... i pokuśtykałam do ogrodzenia... modliłam się w duchu... żebym zdążyła dotrzeć do zakrętu i schować się... zanim zorientuje się... że zwiałam... cudem udało się... a potem dotarłam do naszego mieszkania...
Nie mieściło mi się to w głowie. To było straszne, łzy leciały mi cały czas po policzkach.
- Obiecuję Ci, że już nigdy nic złego Ci się nie stanie z jej powodu. Wyprowadzamy się stąd.
- Naprawdę?...
- Tak. Zaraz po tym jak zdaliśmy sobie sprawę, ze długo Cie nie ma, że zniknęłaś... byliśmy Cię szukać. Gdy wyszliśmy z domu ktoś się do nas włamał... Gdy wróciłam do domu wszystko było zdemolowane.
- To straszne... Coś zginęło?
- To właśnie jest ciekawe. Większość została po prostu zdewastowana, zniknęły tylko nasze bilety na koncert Eda Sheerana...
- O nie...
- Po tym wszystkim, nie widzę innego wyjścia. Nic nas tutaj nie trzyma, droga wolna. Nie czuję się tutaj bezpiecznie...
- Mi pasuje. Jeśli tylko weźmiesz mnie ze sobą, pójdę nawet na koniec Polski. Nie mam innego schronienia.
- Żartujesz?! Jak mogłabym Cię tutaj zostawić?!
- Dziękuję...
Skinęłam głową.
- Proszę pani, proszę kończyć, zabieramy panią na badania - lekarz pojawił się nagle i znikąd.
- Oczywiście - otarłam łzy z policzków - Do jutra kochana. Pamiętaj, wszystko będzie dobrze!
Pożegnałam się z Leną i wróciliśmy do domu.
Festiwal był już jutro, a ja byłam tak roztrzęsiona stanem Leny, że nie mogłam skupić się na próbie. Michał grał, a ja byłam jakby obok. Melodia do mnie docierała, ale była mi obojętna.
- I jak? - zapyta.
- Co jak? - odpowiedziałam wybita z myśli.
- Jak mi poszło?
- Co?
- No... piosenka. Nie słuchałaś?
- Przepraszam... jestem totalnie wybita z rytmu. Dobija mnie cała ta sytuacja.
Popatrzył na mnie troskliwie.
- Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze, jest w dobrych rękach.
- Wiem, ale to mnie nie uspokaja... Muszę zająć się szukaniem mieszkania. Graj, postaram się skupić.
Zaczął "You Need Me..." . Znów odpłynęłam w połowie piosenki. Gdy już kończył pokazałam mu kciuka w górę i poszłam poszukać laptopa Leny. Zawsze chowała go głęboko, sama nie wiem gdzie. Musiałam go znaleźć. Było mi trochę wstyd, że grzebię w jej rzeczach, to nielojalne, ale konieczne. Ja niestety jeszcze nie zdążyłam kupić nowego komputera. I na razie nie będzie mnie na to stać więc liczę, że jeśli zostanie nam coś ze sprzedaży mieszkania, wtedy zainwestuję w cokolwiek.
Po dłuższym przeszukiwaniu jej rzeczy wygrzebałam go z dolnej szafki spod bielizny. Cud, że włamywacz go nie znalazł i nie zniszczył. Tego byłoby już za wiele... Odpaliłam go i ujrzałam ekran startowy. Nie miała hasła? Dziwne... Ale to dla mnie lepiej. Kliknęłam w przeglądarkę i zaczęłam przeszukiwać lokalne oferty sprzedaży, by zorientować się po ile aktualnie chodzą mieszkania. Miałyśmy tutaj jakieś 65 metrów kwadratowych, trzy pokoje, małą łazienkę i salon połączony z kuchnią.
- Co robisz? - zawołał z salonu Michał.
- Sprzedaję mieszkanie. Nie ma na co czekać.
- Za ile?
- Ceny wahają się orientacyjnie pomiędzy 180 tyś. do 200 tyś. złotych. Co Ty na to?
- Spokojnie wam wystarczy - uśmiechnął się - Zrobić Ci zdjęcia?
- Jakbyś mógł... - zrobiłam błagalne oczy.
- Oczywiście - zaśmiał się - I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Podczas gdy Michał fotografował kandydata do sprzedaży ja sporządziłam opis mieszkania. Zdecydowałam się na 180 tyś. - powinno wystarczyć na kupno jakiejś kawalerki, koszty przeprowadzki, być może jakieś remonty i wyposażenie. W razie czego będziemy negocjować. Dołączyłam zdjęcia i wystawiłam na aukcję.
- Dzięki za pomoc, jestem już spokojniejsza, możemy wrócić do próby - powiedziałam.
- W takim razie do roboty, bo zostało na mało czasu. A ja chyba zaczynam się stresować...
Plan występu był następujący: na wstęp One More Night, następnie jego autorskie piosenki Good oraz Love or Friends. Potem Bloodstream, Shake It Off, Sunshine, Give Me Love. Dorzuciliśmy jeszcze Never Be Alone z repertuaru Shawna Mendesa. Na koniec - wielka bomba czyli przedłużona wersja You Need Me I Don't Need You.
Było bardzo, bardzo dobrze ale najbardziej obawiałam się o finał. Bałam się, że po wyczerpującym koncercie nie da rady zagrać tego w całości, albo że poplącze mu się język.
- Jest świetnie, ale...
- Ale? - zaśmiał się.
- Błagam Cię, proszę Cię... Wiem, że mnie za to znienawidzisz... Zagraj jeszcze raz You Need Me!
- Co?... Jeszcze raz? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, kochanie. Boje się, że gdzieś Ci się język poplącze. A wiesz, że trening czyni mistrza!
Westchnął ciężko.
- Ostatni raz... - pogroził mi palcem.
- Jasne! - uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka.
Moje obawy chyba okazały się zbędne, bo grał tą piosenkę dziś już trzeci raz i za każdym razem praktycznie bezbłędnie. Gitara nie fałszowała, on nie gubił słów. Te wątpliwości były chyba związane ze stresem.
Wieczorem wróciłam się jeszcze do Leny, do szpitala. Chciałam wiedzieć jak się trzyma. Nadal była osłabiona. Przeszła już operację - nastawili jej złamaną rękę i żebra. W momencie gdy przyszłam była właśnie na powtórnym badaniu tomograficznym. Lekarz powiedział mi, że jest naprawdę dobrze, że Lena to twarda sztuka. Na szczęście nie ma żadnych krwiaków w mózgu ani zatorów w żyłach. Za dwa tygodnie powinna wyjść ze szpitala. Jutro czekało ją ponowne badanie dziecka i pobieranie krwi. Chciałam do niej wejść na chwilę, przypomnieć jej, że jutro wyjeżdżamy na festiwal i nie będę jej odwiedzała przez dwa dni.
Po dłuższym przekonywaniu lekarz zgodził się.
- Cześć miśka! - przywitałam się.
- Cześć - uśmiechnęła się.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej. Ogólnie, robią mi masę badań, ciągle jestem pod kroplówką i jeszcze jakieś zabiegi. Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz. Siedzisz tutaj cały dzień?...
- Niestety nie mogę, choćbym chciała. Musiałam wrócić do domu, żeby zrobić próbę generalną do festiwalu z Michałem. Wiesz... jutro występ.
- To już jutro? O matko, ale szybko zleciało...
- Co nie? Też się nie spodziewałam.
- Stresujesz się?
- Nie... No dobra, może troszkę.
- Będę trzymać kciuk jednej ręki. Wybacz, ale drugą mam złamaną, czucie jeszcze nie do końca mi wróciło.
Zaśmiałam się. Cała Lena. Mimo iż była w opłakanym stanie starała się być choć trochę wesoła.
- Wracamy w niedzielę wieczorem. Nie będzie Ci smutno jeśli nie będę tak długo Cię odwiedzać?
- Ej, bez przesady... Mam tu całkiem miłe towarzystwo. Tylko przynieś mi dobre jedzenie i stos krzyżówek.
- O to się nie martw. Jutro przytargam Ci przyczepkę dobroci. Boję się, że mnie z tym nie wpuszczą na oddział.
- Ja ich przekonam.
- A powiedz mi ogólnie, jak się czujesz? Ale tak wiesz... psychicznie... - zapytałam cicho. W odpowiedzi westchnęła.
- Jest... dobrze. Już się przyzwyczaiłam, że w takim środowisku się wychowałam więc to wszystko było do przywidzenia. Minie czas i zapomnę. Poza tym... jeśli zmienimy otoczenie - patrz: wyprowadzimy się stąd - będzie mi jeszcze łatwiej.
- Spokojnie, już o to zadbałam. Dziś wystawiłam mieszkanie na sprzedaż. Miejmy nadzieję, że nie będziemy musiały długo czekać na potencjalnych kupców. A tak w ogóle, jakie miasto proponujesz?
- Zawsze podobał mi się Kraków, Wrocław... W Warszawie drogo i za duży tłok. Całkiem przyjemnie jest też nad morzem, powietrze zdrowsze... Ale wiem, ze nas na to nie stać jak na razie.
- Ty to masz fantazje... - zaśmiałam się - Przemyślę ten Wrocław, dobra propozycja.
- Cieszę się - uśmiechnęła się.
- Okej, słuchaj... Ja będę musiała się zbierać bo już późno, a jeszcze muszę się spakować. Będę bardzo złą przyjaciółką jeśli Cię teraz opuszczę?
- A idź, ty jędzo - udała naburmuszoną.
- No to nara - odpowiedziałam jej tonem dresiarza. Pięć sekund później obie wybuchłyśmy śmiechem. Lekarze z dyżurki uciszyli nas kładąc palce na ustach - Teraz tak serio, pa! - odpowiedziałam już normalnym tonem.
- Wracajcie szybko i pamiętaj, trzymam kciuka za Was! - mówiąc to, podniosła zaciśniętego palca zdrowej ręki do góry i uśmiechnęła się, po czym pomachała mi i posłała buziaka.
Totalnie padnięta wróciłam do domu. Szybko spakowałam rzeczy i sprawdziłam godzinę odjazdu. Godzinny kurs autobusem do Krakowa miał być o 10:30. Zjadłam szybką kolację i prędko poszłam spać.Czekał nas dzień pełen wrażeń więc naturalną koleją rzeczy było to, że trzeba było się porządnie wyspać. Wysłałam tylko krótkiego smsa do Michała, żeby przypomnieć mu o której ma się u mnie pojawić. 9.00? Tak to będzie odpowiednia pora. Akurat w godzinkę zdążymy zrobić próbę generalną. Szybko dostałam odpowiedź. Pani menedżer dba o wszystko. Buziaki, dobranoc.
Piątkowy poranek wstał piękny i słoneczny. Pogoda zapowiadała się idealna. Spojrzałam na termometr - wskazywał 18 stopni - całkiem sporo jak na poranek. Lato i upalne temperatury nadciągały w pełni. Mój gwiazdor zjawił się punktualnie. Zrobiliśmy szybką próbę i pojechaliśmy na dworzec.
Po godzinie byliśmy już w Krakowie. Tak jak się umawialiśmy, odebrał nas członek ekipy do spraw zakwaterowania i odwiózł do hotelu dla występujących.
- Cześć jestem Andrzej. Jak tam? - zaraz po przywitaniu zaczął żywiołowo rozmowę - Jak emocje? Bardzo się stresujecie? Spokojnie, wszystko już przygotowane, zaraz odwiozę was na miejsce!..
- Cześć - odpowiedział Michał gdy tylko nas kierowca dał mu dojść do słowa - Jestem Michał, a dokładniej Mihey a to jest Weronika, moja dziewczyna i menedżerka.
Szturchnęłam go w bok. Byłam zaskoczona tym wyróżnieniem. Wcale nie byłam nikim ważnym.
- Super! Enej już czeka w hotelu, możecie się poznać, bo z tego co się orientuję, to Ty przed nimi występujesz?
- Zgadza się. Mam nadzieję, że będą chętni na nowe znajomości.
- Oni? Zawsze! Mega zespół! Koniecznie musicie ich poznać!
Droga nie była zbyt długa więc po chwili dotarliśmy do celu. Andrzej pomógł nam wyjąć bagaże, zaprowadził nas do recepcji, zakwaterował a potem odprowadził do pokoju.
- Miłego dnia, macie teraz trochę czasu wolnego, ale o 15 będzie Twoja próba dźwięku. Będę czekał przed wejściem, za piętnaście trzecia. Ani minuty spóźnienia, jasne?!
- Oczywiście, szefie! - uśmiechnął się Michał.
- I to rozumiem. Do zobaczenia!
Weszliśmy do pokoju. Był to całkiem miły i przytulny kącik. Mieliśmy telewizor, radio, wielką sofę, duży pokój a nawet balkon. Była też ładna łazienka. Oprócz tego w drugim pomieszczeniu znajdowało się wielkie łóżko. Jedno wielkie łoże małżeńskie.
- Ohoho... Co Ty na to? - zaśmiał się.
- Czeka nas ciekawa noc...
- Nawet dwie!
Uśmiechnęłam się. Trochę wybiło mnie to z rytmu. Nie spodziewałam się, że będziemy spali w jednym łóżku. Będzie ciekawie...
- Nie wiem jak Ty, ale ja idę się rozejrzeć po hotelu. Całkiem tutaj przyjemnie a ja lubię zwiedzać! - powiedział.
- Idę z Tobą!
Wystarczyło, żebyśmy wyszli na korytarz a kilka sekund później okazało się, że na przeciwko nas, apartament mają chłopaki z zespołu Enej. Trudno było pomylić te znane melodie dobiegające zza ściany. Dodatkowo, akurat w momencie gdy wyszliśmy z pokoju, zza rogu korytarza wyłonił się Piotr Sołoducha, główny wokalista.
- Ooo czeeeść! To wy! - zawołał.
Z wielkim uśmiechem podszedł do nas serdecznie się witając.
- Cześć, jestem Mihey - odpowiedział mój artysta, podając mu rękę.
Extra! Wyciągnęłam się i skończyłam czytać równo o 3:10 haha. Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńHaha :P Dziękuję i zapraszam! :) Następny rozdział już za tydzień!
Usuń