Nie mogliśmy w to uwierzyć.
Enej proponował nam współpracę!
Michał miał wyruszyć z nimi w trasę koncertową!
Skutki jego występu na tym festiwalu przeszły moje najśmielsze oczekiwania... Jak się później okazało to był dopiero początek.
- Ekhem... Eee... - Michał tak jak ja, był w ciężkim szoku - Ale że ja?...
- Tak, Ty!
- Wy proponujecie mi współpracę?!
- Taak... - zaśmiał się wyraźnie rozbawiony Piotr.
- To są jakieś żarty?
- Jak najbardziej nie. Mówimy całkiem serio, chcemy dać Ci szansę bo wywarłeś na nas bardzo dobre wrażenie i chcemy pomóc Ci się rozwinąć.
- Dodatkowo, jeśli się zgodzisz i ludzie Cię polubią, może damy Ci namiary do naszej wytwórni, żebyś zgłosił się na przesłuchanie z naszego polecenia - przekonywał go.
- Poczekajcie chłopaki, muszę się zastanowić, przemyśleć... Nie tak od razu.. - odpowiedział Michał.
- No jasne... rozumiemy, ale miej na uwadze, że nie będziemy czekać w nieskończoność bo pierwsze koncerty z trasy czekają nas już za trzy dni.
- Postaram odpowiedzieć się wam jak najszybciej ale dajcie mi wrócić do domu i chociaż to rozważyć. Ile ta trasa by trwała?
- Miesiąc niecały, zaczynamy od wtorku a kończymy na początku lipca. To jest jakieś 15 koncertów jeśli się nie mylę, tak?
- Coś w tym stylu - odpowiedział Mynio - Po całej Polsce, trasa promująca "Paparanoję" ciąg dalszy - uśmiechnął się.
- Okej, okej, czaję. Dajcie mi to przemyśleć.
- Jasne, czekamy do jutra.
Oboje byliśmy w niezłym szoku więc czym prędzej wróciliśmy do hotelu by przemyśleć całą sprawę. Otworzyliśmy butelkę wina którą wcześniej zamówiliśmy i włączyliśmy delikatną muzykę w tle.
- Wiem że powtarzałem to już z tysiąc razy, ale nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało...
- Ja też... ale może skupmy się na decyzji którą musisz podjąć...
- Nawet nie wiesz jakie to dla mnie trudne. Z jednej strony... wiesz jaka to dla mnie ogromna szansa?! Pojadę w trasę, mimo iż tylko na miesiąc, ale przez ten czas mogę zyskać tylu fanów ilu musiałbym zdobywać przez pół roku... A skoro tak dobrze teraz wystartowałem na festiwalu mam nadzieję, ze teraz tak szybko o mnie nie zapomną. Więc dobrze byłoby iść za ciosem. Może nawet jakaś wytwórnia by się mną zainteresowała.
- Perspektywa jest piękna...
- Z drugiej jednak strony... Nie wiem jak przeżyję tą rozłąkę z Tobą.. Poza tym, masz na głowie Lenę w poważnym stanie i musisz się nią opiekować. Nie chcę Cię zostawiać z tym samej. Dodatkowo, nie zapominajmy o tym, że matka Leny nadal jest na wolności i te pozostałe osoby z którymi nie mamy dobrych wspomnień. A co jeśli znów się coś zdarzy nim zdążę wrócić? Przeprowadzkę musimy odłożyć na czas trasy, nie ma opcji że dasz radę to sama ogarnąć.
- A no właśnie...
Siedzieliśmy dłuższą chwilę w ciszy rozważając wszystkie za i przeciw.
- Ale popatrz, jeśli pojedziesz w trasę - dodałam - na pewno zarobisz trochę więc byłoby nam łatwiej.
- Tylko że, to jest prawie miesiąc rozłąki, co jeśli stan Leny się pogorszy i będziesz potrzebowała mojej pomocy?
- Ja sobie z Leną poradzę, przecież już nie raz dawałam radę. Nawet nie wiesz ile razy uratowałam jej dupę, zanim my się jeszcze poznaliśmy.
- Nie przeczę, ale mimo wszystko boję się o Was...
- Miło nam, że się troszczysz, ale ta trasa wyjdzie nam na dobre. Patrzmy optymistycznie - to TYLKO miesiąc, jakoś przeżyjemy, w końcu mamy XXI wiek, co nie? - powiedziałam z uśmiechem, choć w głębi duszy chciało mi się wyć na myśl o nadchodzącym rozstaniu. Michał i Lena byli dla mnie wszystkim.
- Jak ja nienawidzę takich momentów w życiu. Każda decyzja tak czy siak niesie ze sobą i dobre i złe skutki.
- Nie wiem jak Ty, ale ja muszę się z tym przespać. To nie jest decyzja którą można podjąć ot tak. Odłóżmy to do jutra. Ja idę się wykąpać i zaraz potem wskakuję do naszego małżeńskiego łoża.
- Masz rację. Zadzwonię jeszcze tylko do Leny, zapytam jak się czuje i czy oglądała występ. Obiecałam przecież. Zaraz potem kładę się spać... Zaraz zaraz, co? Jakiego łoża?!
- No przecież sama mówiłaś, że czeka nas ciekawa noc! - zachichotał uroczo.
- Chyba kpisz! Przecież żartowałam!
Jego uśmiech momentalnie znikł.
- A dasz się chociaż przytulić?
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zastanowię się.
- Hej!
- No dobra... - uległam.
Skomentował to tym swoim rozbrajającym uśmiechem. Poddałam się.
Obudziłam się rano wtulona w Michała. Było stosunkowo wcześnie, ale ja czuła się wyspana. Delikatnie odwróciłam głowę i spojrzałam na niego. Tak słodko kimał, że nie odważyłam się go obudzić. Postanowiłam wykorzystać być może ostatnie chwile w jego objęciach. Im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej docierało do mnie jak wielką odwalił robotę i jak bardzo zasługuje na to, gdzie jest teraz. Fakt faktem, być może nie miał jeszcze wielu fanów, ale Ci którzy byli, byli niesamowici. Zdałam sobie z tego sprawę wczoraj, gdy rozdawał autografy przy barierkach. Dotychczas pojawiali się oni w liczbach - ilość subskrybentów na YouTube, lajki na Facebooku, obserwujący na Twitterze... Teraz zobaczyłam tych ludzi na żywo i wiedziałam, że Michał jest dla nich kimś ważnym. Plus, to co powiedział wczoraj również było prawdą. Najlepiej jest iść za ciosem. Skoro teraz stał się popularny poprzez wczorajszy występ to ludzie będą chcieli więcej. Współpraca z Enejem dobrze mu zrobi.
Leżałam tak jeszcze długi czas rozważając, obie opcje i wyobrażając sobie jak to może zmienić nasze życie. Jakie będą plusy i minusy każdej z dróg którą pójdzie. Chyba jeszcze nigdy nie miałam do podjęcia w życiu tak ważnej decyzji, a jeśli miałam, to ta sytuacja przebijała poprzednie. Byłam rozdarta.
Michał obudził się półtorej godziny później. Był cały rozanielony, widać było, że dobrze spał.
- Cześć kochanie... - powiedział jeszcze zaspanym głosem - Nie śpisz już?
- Już od dłuższego czasu nie. Leżałam sobie przy Tobie i rozmyślałam.
- O czym?
- A jak Ci się wydaje?..
Jego błogi uśmiech znikł.
- I co wymyśliłaś?
Widząc jego wyraz twarzy, zdałam sobie sprawę, że nie mogę go tak zranić. To było jego marzenie. Zapracował sobie na to i teraz gdy zdarzyła się szansa, trzeba ją wykorzystać. Na następną taką okazję możemy czekać tygodniami, miesiącami a może nawet...
- Zgadzam się.
- To znaczy? - zapytał przecierając oczy i jeszcze nie do końca ogarniając co właśnie powiedział.
- Daję Ci wolna rękę. Przemyślałam to ze swojej strony. Wiem jaka to jest dla Ciebie szansa i zdaję sobie sprawę, że w pełni na to zasłużyłeś. Głupotą byłoby tego nie wykorzystać. Jedź. Jedź w tą trasę i baw się dobrze - uśmiechnęłam się.
Oczy mu rozbłysły i momentalnie wykrzyknął:
- Naprawdę?! O mój Boże... nawet nie wiesz jak się cieszę, że to akceptujesz!
- Tylko masz tego nie spieprzyć - pogroziłam mu palcem.
- Jasne, jasne! Będę grzeczny! - krzyknął z radości, po czym przytulił mnie mocno. Uległam, ulżyło mi. Dotarło do mnie, że podjęłam słuszną decyzję.
- To będzie dla nas duża próba.
- Wiem.. a my sobie nie poradzimy?! Przecież już tyle przeszliśmy! Weronika...
- Tak?
- Mówiłem Ci już jak bardzo Cię kocham?...
- Może raz, czy dwa...
Popatrzył na mnie zrezygnowany, a ja parsknęłam śmiechem.
- Kocham Cię...
- Ja Ciebie też.
Gdy już ogarnęliśmy się i zjedliśmy przepyszne śniadanie, zdecydowaliśmy że jak najszybciej wrócimy do domu. Chcieliśmy wykorzystać ostatnie chwile razem, a poza tym Michał musiał się przecież spakować i powiedzieć o wszystkim rodzicom. Dobrze, że chociaż oni w pełni akceptowali tryb jego życia, więc najprawdopodobniej nie będzie żadnych problemów z wyjazdem.
- Idę do pokoju chłopaków, powiem im o mojej decyzji.
- Poczekaj, pójdę z Tobą - uśmiechnęłam się - Chcę się z nimi pożegnać i zobaczyć ich reakcję.
Zapukaliśmy więc do pokoju naprzeciwko. Otworzył nam Piotr.
- Cześć! Co tam?
- Podjąłem decyzję.
- W sprawie trasy? No to wchodźcie... - gestem dłoni zaprosił nas do środka.
- Może nie będę owijał w bawełnę, po prostu... zgadzam się. Jadę z wami.
- No to świetnie! - ucieszył się Lolek - Dobra decyzja! Na pewno tego nie pożałujesz!
- Już się nie mogę doczekać. Postanowiłem zrezygnować z reszty festiwalu, wrócić do domu i spakować się, skoro już za chwilę wyruszamy.
- Tak wyruszamy w poniedziałek wieczorem, we wtorek mamy pierwszy koncert.
- Jeśli chodzi o Twoje korzyści z wyjazdu przedstawiają się one następująco: 30% z każdego koncertu idzie dla Ciebie z czego musisz sobie opłacić hotel i dołożyć się do transportu. Bieżące wydatki również z tej kwoty, co zostanie, jest Twoje. Jeśli wywiążesz się z umowy damy Ci namiary do naszej wytwórni i polecimy, że przychodzisz od nas. Wtedy przesłuchanie masz na bank i jeśli tylko dasz z siebie 101%, z Twoim talentem i zaangażowaniem, kontrakt i płytę w zasadzie masz w kieszeni.
- Dzięki wielkie za taką szansę, nie wiem jak mam się Wam...
- Chłopie nie dziękuj, tylko to wykorzystaj. Mam nadzieję, że Ci pomożemy. To dla nas drobnostka a Ty możesz się przez to mega wybić. Rzadko zdarzają nam się takie talenty, a my będziemy dumni że pomogliśmy Ci się rozwinąć. Może nawet zrobimy jakąś kolaboracje razem?
- Byłoby mega!
- Zastanowimy się nad tym. A teraz wracaj i szykuj się. Zapowiada się dobry miesiąc!
Pożegnaliśmy się z chłopakami i wróciliśmy do pokoju. Michał poszedł nas wymeldować a ja za ten czas spakowałam nas obojga. Szczęście nam dopisywało, bo gdy dotarliśmy na dworzec okazało się, że za niecałe 15 minut mamy autobus powrotny. Modliłam się, żeby tylko były miejsca.
Moje modły zostały wysłuchane i odetchnęłam z ulgą, gdy autobus podjechał na stanowisko a wsiadło do niego niespełna dziesięć osób, razem z nami. Godzinę później byliśmy w domu.
Gdy tylko wróciłam do mieszkania, zadzwoniłam do Leny z aktualnymi wiadomościami i zapowiedziałam jej, żeby szykowała się na wieczór, bo na pewno wpadnę na ploty. Czuła się już o wiele lepiej, ale głos nadal miała słaby. Potrzebowała trochę pozytywnej energii.
Gdy tylko rozpakowałam swoje bagaże i zjadłam coś konkretnego pojechałam do szpitala. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami, poczynając od odebrania nas przez Andrzeja, przez próby do występu, podpisywanie autografów, festiwal, aż do samej propozycji Eneja. Kazała przekazać gratulacje Michałowi i powiedziała, że podjęliśmy dobrą decyzję. Dowiedziałam się, że czuje się już lepiej i niedługo będzie mogła wyjść ze szpitala. Co prawda ręka i żebra będą zrastały się jeszcze długi czas, ale w te rany może kurować już w domu. Rozmawiałyśmy jeszcze kilka godzin, więc do domu wróciłam późno w nocy. Z radością położyłam się do własnego łóżka, mimo iż to hotelowe było mega wygodne. Jednak stare porzekadło mówi samą prawdę - wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Momentalnie zasnęłam znużona emocjami tego dnia.
Gdy następnego dnia z ciekawości zajrzałam na kanał Michała, nie mogłam uwierzyć. Ilość jego subskrybentów w ciągu dwóch dni podniosła się do 65 tysięcy! Lajki na oficjalnym fanpage'u na facebooku wzrosły z 20 do 35 tysięcy! To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Michał wyjeżdżał już jutro, a ta machina nabierała coraz większego tempa. Ale najlepsze, życie zostawiło na koniec.
Ostatni wieczór spędziliśmy razem.
- Obiecaj, że będziesz dzwonić codziennie.
- Jak mógłbym nie? Nie przeżyłbym bez Twojego głosu.
- Ja mówię serio. Ufam Ci Michał.
- Doceniam to, i obiecuję, że Cię nie zawiodę. Jeszcze zobaczysz jak wrócę z tej trasy w kieszeni mając wizytówkę wytwórni. Teraz to jest mój cel. Potem pójdzie już z górki.
- Codziennie będziesz miał ten sam repertuar?
- Nie, postaram się napisać coś nowego. Poza tym jak myślisz, co ja będę robił całe dnie gdy będę miał tyle czasu wolnego? Hotele zbrzydną mi do reszty, ale wolny czas wykorzystam na nową twórczość. Przede mną miesiąc niesamowitej inspiracji i weny, już obiecałem moim słuchaczom wrzucić co najmniej 3 nowe kawałki.
- Proszę Cię, nie przemęczaj się. Musisz być w dobrej formie na przesłuchanie...
- Spokojnie, wszystko ogarniam.
- Mam nadzieję.
- A Ty? Poradzisz sobie z Leną? Kiedy wraca ze szpitala?
- Za półtora tygodnia.
- Jeszcze tyle czasu będziesz sama?
- Spokojnie, poradzę sobie... Bywało gorzej, mój drogi.
- Wiem kochanie, będzie dobrze. Obiecuję Ci, że minie nam to jak z bicza strzelił.
Resztę wieczoru spędziliśmy oglądając jakąś komedię romantyczną, popijając delikatne wino kupione jeszcze w hotelu. Świętowaliśmy sukces lecz jednocześnie coraz bardziej uświadomiliśmy sobie fakt rozłąki która nas czekała. Nie mogłam określić mojego nastroju teraz. Z jednej strony cieszyłam się, z drugiej było mi tak cholernie smutno...
To tylko miesiąc...
Nazajutrz odprowadziłam go na miejsce odjazdu.
- Pierwszy przystanek? - zapytałam.
- Poznań.
- Kurcze to kawał drogi... Koniecznie napisz mi jak dojedziecie.
- Oczywiście.
- No to cóż... nie pozostaje mi nic innego jak tylko życzyć Wam powodzenia. Udanych koncertów i wspaniałej publiczności - uśmiechnęłam się.
- Dzięki - odpowiedzieli chłopaki.
- Dziękuję kochanie - powiedział Michał i na chwilę odeszliśmy a bok by się pożegnać.
- Mistrzu, masz minutkę potem odjeżdżamy! - krzyknął Lolek.
- Jasne, jasne, już idę! - odkrzyknął po czym zwrócił się do mnie - Kocham Cię. Przetrwamy to. Pamiętaj.
W odpowiedzi pożegnaliśmy się czule. Gdy bus odjechał jeszcze długo patrzyłam za nim w dal. Zastanawiałam się, co Michał teraz czuje. Spacerowałam długo po mieście, słuchając Taylor i Shawna. Tym razem nie byłam w stanie puścić Eda ponieważ od razu przypominał mi się Michał. Zawędrowałam nad most na którym zwykle lubiłam przesiadywać i rozmyślać. Przypomniały mi się wszystkie piękne chwile. Album 1989, Red, Speak Now i Handwritten przewijał się losowo z wyłączeniem radosnych piosenek. Gdy trafiłam na "Everything Has Changed" rozkleiłam się całkowicie. Postanowiłam wrócić do domu, bo tam przynajmniej mogłam się czymś zająć. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę centrum. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że zawędrowałam tak daleko. Powrót zajął mi dobre 30 minut. Byłam już stosunkowo blisko przystanku a na domiar złego w oddali zobaczyłam zbliżający się autobus. Było już dosyć późno więc był to ostatni mój środek transportu do domu. Ruszyłam biegiem w stronę przystanku. Biegłam szybko w międzyczasie chcąc wyjąć z torebki portfel i drobniaki na bilet. Jak na złość wchłonęły go jej czeluści. Musiałam zdjąć ją z ramienia i skupić się na zawartości. Zrobiłam to cały czas biegnąc. Nagle poczułam uderzenie w lewe ramię i wylądowałam na chodniku. Spojrzałam wokół siebie by zorientować się sytuacji... Okazało się, że zderzyłam się z jakimś typkiem który nie patrzył przed siebie tylko w swój głupi telefon.
- Patrz jak idziesz! - wykrzyknęłam zdenerwowana widząc jak mój autobus jest już prawie na przystanku, a ja wciąż daleko od niego.
- No chyba Ty! Jak się biegnie to patrzy się przed siebie a nie szuka bibelotów!
- Spierdalaj!... - wkurzona rzuciłam w jego stronę już dźwigając się z ziemi. W wyniku zderzenia z torebki wypadł mi portfel, telefon i kilka drobnych rzeczy. Szybko zebrałam je i wrzuciłam do środka. On zrobił tak samo również podnosząc swój telefon i słuchawki z chodnika. Mam nadzieję, że jego najnowszy smartfon potłukł się w najlepsze w zamian za jego głupotę.
- Idiota... - prychnęłam pod nosem i pobiegłam w stronę autobusu.
Zdążyłam dosłownie w ostatniej sekundzie. Kierowca zdążył już zamknąć drzwi, ale widząc mnie dobijającą się rzez szybę, łaskawie postanowił mi otworzyć. Cała zdyszana poprosiłam o bilet i usiadłam na wolnym miejscu. Przez dobre pół minuty łapałam oddech a gdy już ustabilizowałam puls, sięgnęłam do torebki po telefon by sprawdzić godzinę. Przeżyłam szok. Moim oczom ukazał się ciemny ekran startowy z logiem zespołu AC/DC.
- O kurwa... co jest?!! - warknęłam wściekła.
- Dziecko. uspokój się... - upomniała mnie oburzona starsza pani siedząca w rzędzie obok.
Spiorunowałam ją wzrokiem. Już miałam jej odpyskować ale stwierdziłam, że nie mam ochoty wdawać się w dodatkowe kłótnie.
Mój telefon... Ten gość...
Jedno małe zderzenie i tak fatalne skutki.
Próbowałam sobie usystematyzować co się stało i skąd mam jakiś inny telefon. Po odtworzeniu sobie sceny zderzenia w głowie doszłam do wniosku, że najwidoczniej przez przypadek podczas zbierania się z ziemi, podmieniliśmy sobie telefony. Widocznie miał taki sam model, ale jego wylądował bliżej mnie więc automatycznie wzięłam ten nie patrząc na ekran bo przecież spieszyłam się na autobus! Co za pech!!! Byłam wściekła. Na siebie i tego kolesia. Mógł patrzeć gdzie idzie, ja tylko wyjmowałam pieniądze z torebki... Fakt, wina leżała po obu stronach ale i tak mnie nieźle wkurzył...
Nabuzowana wróciłam do domu. Nie dość, że rozklejałam się po wyjeździe Michała to jeszcze ta fatalna pomyłka. Jak ja teraz odzyskam telefon?! Zaczęłam panikować bo sytuacja wydawała się skomplikowana.
Na początku, ucieszyłam się że chociaż mam blokadę ekranu to nie będzie mi wścibsko grzebał w telefonie... Ale teraz zdałam sobie sprawę, że to gorzej. Co jak zadzwoni Michał a on odbierze? Co sobie pomyśli?... Wzbudziłam ekran jego telefonu. Pojawił się wzór do odblokowania, fuck. Weronika, myśl, skup się. Co taki facet może mieć za wzór? Moje oczy zatrzymały się na logu AC/DC i błyskawicy pomiędzy. To mogło mieć sens. Tylko z której strony i gdzie zacząć? Spróbowałam w pierwszej ćwiartce. Bezskutecznie. Później w drugiej i ku mojemu zdziwieniu, podziałało. Odblokowałam ekran, wybrałam swój numer i zadzwoniłam.
- Halo? - odebrał arogancki i poddenerwowany głos mężczyzny.
- Halo, cześć. Z tej strony właścicielka telefonu.
- Co?
- Jak to co... Chyba już się zdążyłeś zorientować, że telefon który właśnie trzymasz w dłoni nie jest Twój, co nie?
Zapadła dłuższa cisza.
- Kurwa...! - usłyszałam w słuchawce - Jak to?!
- Pamiętasz zderzenie niedaleko przystanku autobusowego dziś wieczorem?
- No jasne, nie da się tego zapomnieć...
- To ja, ta dziewczyna z którą się zderzyłeś - powiedziałam.
- O proszę, skąd masz mój numer? - zapytał głupkowato.
- To mój numer idioto...
- A, fakt.
Przewróciłam oczami. No gościu, poziom Twojej inteligencji powala.
- Nieważne... Gdzie możemy się spotkać na zamianę?
- Zaraz, czekaj. Skoro ja mam Twój telefon to Ty dzwonisz z mojego?
- No tak, a co?
- Jak odblokowałaś ekran?!
- No cóż... Twoje hasło nie było zbyt skomplikowane.
- Pieprzona hakerka..
- Ejej, grzeczniej. Gdybym nie zadzwoniła, prawdopodobnie nigdy byś go nie odzyskał, więc raczej mi podziękuj a nie wyzywaj..
- Dobra, skończ już. Jutro w tym samym miejscu o 9?
- Może być.
- Spoko. Tylko nie grzeb mi w telefonie.
- Jakoś mnie to szczególnie nie interesuje. Chyba nie masz nic ciekawego do zaoferowania...
- Nara - rozłączył się.
Rozbawiła mnie ta rozmowa. Gość chyba nie był jakiś specjalnie inteligentny. Co dawało mi satysfakcje i spokój, raczej nie zgadnie mojego hasła. Mam tylko nadzieję, że nie będzie odbierał telefonów od Michała.
Co za dzień...
Postanowiłam się położyć i utonąć w dźwiękach ballad Shawna. Nie miałam ochoty na szalone tańce, ani ballady Eda. Nadal kojarzyły mi się z Michałem. Boże, jak ja przeżyje te dni?...
Było już dosyć późno wieczorem. Wzięłam się za czytanie książki ponieważ miałam dość gnicia w łóżku. Leżałam na sofie popijałam malinową herbatkę. Teraz gniłam na kanapie. Zawsze coś, jakaś zmiana. Przerzucałam dodatkowo kanały w poszukiwaniu alternatywy do książki. Tradycyjnie, nic ciekawego, jak to w poniedziałkową noc.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Moje ciało przeszedł dreszcz. Źle mi się kojarzyły takie sytuacje. Nie spodziewałam się nikogo, tym bardziej, że było już dosyć późno, praktycznie zbliżała się północ.
Mimo wszystko przełamałam się i po cichu podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i odetchnęłam z ulgą. To nie była Olga. Matka Leny również nie. Czyli nikt kogo teoretycznie mogłam się bać będąc sama w domu. Ujrzałam wysoką lekko uśmiechniętą nieznajomą mi blondynkę, ubraną w czerwony płaszczyk w kratkę. Ostrożnie i powoli otworzyłam drzwi, zachowując zasadę ograniczonego zaufania. Mogła być to przecież chociażby czyjaś wysłanniczka.
- Tak? - zapytałam nieśmiało, gdy uchyliłam drzwi na bezpieczną szerokość.
Jej uśmiech znikł w sekundzie.
- O mój Boże... - wyszeptała i zakryła usta dłonią.
Wreszcie jest ! <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czekam na kolejne :)
Błagam cię! Wrzucaj następny jak najszybciej!
OdpowiedzUsuń